Czy kupić szczotkę do twarzy z Biedronki?

Czy kupić szczotkę do twarzy z Biedronki?

Podróbka słynnej szczotki do mycia twarzy Clarisonic po raz drugi pojawiła się w Biedronce. Pozostaje tylko pytanie czy ją kupić - wszak niektóre narwane na ofertę osoby już ją mają, ale niektórzy się zastanawiają czy spełnia swoją funkcję, nie rozlatuje się, czy baterii nie trzeba wymieniać co tydzień i nie podrażnia wrażliwej skóry? Jeśli którekolwiek pytanie przeszło Ci przez myśl, zapoznaj się z moją opinią.

Opakowanie
Szczotka wraz z kompletem baterii i czterema wymiennymi końcówkami jest spakowana w wygodne, plastikowe etui. Całkiem nieźle sprawdza się w podróży - nie trzeba się zastanawiać jak ją spakować.
Całość dodatkowo w kartoniku, choć wiele widziałam w sklepie takich pootwieranych i niekompletnych zestawów.  

Wymienne końcówki
Producent zaoferował nam zarówno zwykłą jak i lateksową gąbeczkę, które mają pomagać przy codziennym makijażu, jak i wspomagać wchłanianie się kremów. Z tych dwóch korzystałam najrzadziej, choć przyznam, że 2-3 miesiące po jej zakupie miałam wielki boom na nakładanie kremu na twarzy przy jej pomocy i przyznaję, że całkiem nieźle sobie radzi.

Najczęściej w ruchu są u mnie szczotka oraz masażer. Przyznam, że masaż twarzy przy pomocy tych 4 kuleczek nie jest dla mnie mega rozluźniający, jak by mogło się wydawać, ale z kolei mój facet, który ukradkiem się nią masuję, gdy wychodzę z pokoju, jest zadowolony.

W zasadzie to kupiłam ten zestaw dla samej szczotki, która ma za zadanie jeszcze lepsze oczyszczanie twarzy, niż tradycyjne mycie. Muszę przyznać, że tutaj jestem zadowolona. O ile nie używałam jej przez cały ten czas codziennie, to zauważyłam poprawę stanu cery. Po użyciu tej szczotki pory są lepiej oczyszczone, a cera bardziej promienna. Od razu dodam, że część roboty należy zawdzięczać żelowi do mycia twarzy - z nim proces oczyszczania jest przyjemniejszy. Możemy rozprowadzić uprzednio żel na twarzy, lub nałożyć go nieco na szczotkę (w przypadku rzadkich niestety szybko spłynie do podstawy włosia). Odsyłam Was również do recenzji żelu, z którym współpracowałam podczas mycia twarzy tą szczoteczką >>KLIK<<
U osób z wrażliwą cerą czy naczynkami niestety mogą wystąpić zaczerwienienia, gdyż szczoteczka ma nieco twarde włosie, które pod wpływem żelu czy wody nieco miękną. Skoro jesteśmy już przy włosiu.. Podczas użytkowania nieco się wygina, niszczeje, jednak gdzie dokupić dodatkowe szczotki? No właśnie, choć trzeba przyznać, że za 20 zł warto kupić ją chociaż na jakiś czas użytkowania.

Zasilanie i wytrzymałość
Szczotka jest zasilana dwoma standardowymi paluszkami, które są dodawane do zestawu. Od kiedy ją kupiłam, to fakt faktem nie używałam jej codziennie, ale jakieś ponad pół roku wytrzymała na tych dołączonych do zestawu bateriach, więc niezły wynik. P.S. Najczęściej używam jej na wyższym poziomie obrotów.

Od razu uprzedzam, że szczotka nie jest wodoodporna, więc proszę jej nie zabierać do wanny czy pod prysznic - możecie łatwo zalać baterie, a gdy się wyleją, macie pozamiatane. No i nie wiadomo również jak wpłynąłby kontakt z wodą na mechanikę. Co do upadków - nie raz spadła mi na podłogę 
(panele, terakota w łazience) i choć myślałam, że to już koniec, to jedyne szkody, to wypadnięcie klapki od baterii, czy spadnięcie wymiennej końcówki. Raz jedynie szczotka rozszczepiła się, ale docisnęłam ją i dalej sobie działa.

Podsumowując:
Jeśli chcecie sprawdzić, czy taka szczotka niesie pożytek, to za 20 zł jak najbardziej warto, bo po co kupować Clarisonica za całą fortunę, skoro może się nie spodobać taka forma pielęgnacji? Przestrzegam tylko, by osoby z wrażliwą skórą uważały, bo o ile u mnie podrażnienia czy zaczerwienienia nie występują, to niektóre osoby się na to żalą. Warto również się wtedy zastanowić nad częstotliwością używania - może nie codziennie, a np 2-3 razy w tygodniu?

Kto poznał już tą szczotkę? A może macie manualną wersję z Rossmanna? Jaka jest Wasz opinia na temat szczotek do czyszczenia twarzy - fanaberia czy przydatny gadżet? :)
Rozdanie z okazji 400 obserwatorów [ZAKOŃCZONE]

Rozdanie z okazji 400 obserwatorów [ZAKOŃCZONE]

Niezmiernie się cieszę, że jest Was już tyle ze mną na blogu. Przekroczyliście liczbę 400 obserwatorów, więc tak jak obiecywałam Wam na fanpage pojawia się rozdanie. W ramach podziękowania za to, że jesteście przygotowałam dla Was box kosmetyków The Body Shop w pięknym, owocowym zapachu mango. W zestawie znajdziecie masło oraz scrub do ciała, żel pod prysznic, mydło w kostce oraz myjkę. Rzućmy na to okiem..


Jeśli chcecie, aby nagroda do Was trafiła wystarczy zgłosić się w formularzu znajdującym się poniżej. Jedyne co jest obowiązkowe to obserwacja bloga. Oprócz tego czekają Was jeszcze 4 pytania o obserwację przed rozdaniem, najchętniej czytane posty, propozycję nowych postów/serii oraz o to czy jesteście moimi gadułami - tak te osoby doceniam i przyznaję im dodatkowy los.

Gdybyście chcieli zdobyć dodatkowe losy podałam Wam kilka możliwości:
polubienie na fb Maleńka bloguje
obserwacja na instagramie malenkabloguje
dodanie banera na blogu
dodanie mojego bloga do blogrolla
BANER

Regulamin:
1. Rozdanie trwa od 23.01 do 28.02 2015r włącznie.
2. Nagroda jest nowa, nieużywana, zakupiona z myślą o rozdaniu.
3. Obowiązkowym warunkiem wzięcia udziału jest obserwacja bloga.
4. Można zdobyć dodatkowe losy - poprzez obserwację na instagramie, polubienie na fb, dodanie bloga do blogrolla lub banera na bloga. Dodatkowy los zostaje również przyznany moim gadułom z dnia 23.01 oraz 28.02.
5. Aby się zgłosić do rozdania należy wypełnić formularz zamieszczony powyżej, każda osoba może zgłosić się tylko raz.
6. Zwycięzca rozdania zostanie wyłoniony drogą losowania. Wyniki będą podane w osobnym poście kilka dni po zakończeniu rozdania.
7. Gdy zgłosi się ponad 80 osób przewiduję dodatkową nagrodę. 
8. Osoby, które po rozdaniu przestaną obserwować bloga zostaną wykluczone z kolejnych rozdań - trafią na czarną listę.
9. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.).

P.S. Dajcie cynk w komentarzu czy się zgłosiliście, czy nagroda się podoba itp ;)
Endermologia, czyli jak pozbyć się cellulitu oraz ujędrnić ciało

Endermologia, czyli jak pozbyć się cellulitu oraz ujędrnić ciało

Pomarańczowa skórka, lipodystrofia, czyli cellulit to sprawa, która niejednej z nas kobiet spędza sen z powiek. Nie dotyczy jedynie dziewczyn, które mają więcej ciała do kochania, ale również i te szczupłe przez niego cierpią. Kosmetologia estetyczna jednak nie śpi, tylko opracowuje to coraz nowsze zabiegi - jednym z nich jest endermologia.
Zdjęcie z czerwca - grudniowa aura nie sprzyjała.
Dzięki uprzejmości kliniki medycyny estetycznej BeautymeD miałam możliwość wypróbowania czy metoda faktycznie działa. 3 zabiegi na ciało - niby mało, bo zaleca się więcej serii, ale czy dało efekty dowiecie się czytając resztę posta.
Fotograficzną oprawą wpisu zajęła się moja przyjaciółka Patrycja, której z tego miejsca serdecznie dziękuję :*

Urządzenie oraz przebieg zabiegu

Urządzenie, którym wykonywane są zabiegi to Cellu M6 Endermolab. Specyfika zabiegu dla mnie jest ciężka do wytłumaczenia, więc tutaj odwołam się do opisu na stronie Beautymed. Jeśli chodzi o odczucia, to zabieg sprawia wrażenie masażu podczas zasysania ciała. Kolejna część to tradycyjny, mechaniczny masaż. Całość nadzorowana komputerowo, trwa ok 40 minut.


Podczas zabiegów panowała miła atmosfera. Podczas trzech sesji miałam okazję ponownie spotkać się z p. Olgą, którą poznałam podczas zabiegu Geneo+, o którym pisałam >TUTAJ< oraz poznać nową dziewczynę z zespołu BeautymeD, z którą równie świetnie nam się gawędziło nie tylko o urodzie ;)

Efekty po 3 zabiegach


Żałuję, że nie zrobiłam zdjęć przed i po zabiegach, aby pokazać Wam rezultaty. Muszę jednak przyznać, że już po pierwszym zabiegu mój facet zauważył jędrniejszą skórę, a z każdym kolejnym sama obserwowałam redukcję cellulitu. Oprócz tego zabieg stymuluje unaczynienie oraz krążenie krwi.
Jeśli chodzi o modelowanie sylwetki - również widać poprawę, jednak z tym jest jak z kosmetykami wyszczuplającymi - jeśli dodatkowo nie poćwiczymy i nie dodamy do tego diety, to większych rewelacji nie będzie.
Ponadto muszę przyznać, że każdy zabieg jest odprężający i relaksujący, powoduje rozluźnienie mięśni. Mimo wcześniejszych obaw bólu, który może pojawić się na początku zabiegu przed wyregulowaniem mocy, później wręcz usypiałam - tak było przyjemnie ;) 

Na moim ciele widzicie hm powiedzmy biały kombinezon, a to nic innego niż kostium endermowear. Kostium ten zwiększa poślizg rolek, chroni przed uszkodzeniem naskórka oraz zapewnia intymność klientowi. Gdyby nie on, pewnie byście nie zobaczyli żadnych zdjęć ;)

Cena zabiegu

Cena za pojedynczy zabieg to 160 zł (+100 zł kostium endermowear, wielorazowy). Można również wykupić całe pakiety zabiegów, które obecnie są w promocji. Odsyłam Was tutaj do zakładki z cennikiem na stronie kliniki >KLIK<.

Podusmowując

Po raz kolejny z ręką na sercu mogę polecić tą klinikę za fachową i profesjonalną opiekę, a także bardzo pozytywny, uśmiechnięty personel.
Sam zabieg z pewnością przynosi oczekiwane efekty - wystarczy systematyczność oraz spełnianie zaleceń po (picie ok 2,5 l wody dziennie czy lekka gimnastyka). Zamierzam go jeszcze kiedyś powtórzyć - niech tylko nastąpi jakiś przypływ gotówki ;) 


Fakt, że zabieg był efektem współpracy nie ma wpływu na moją ocenę.


Podrażniająca sól w parafinie

Podrażniająca sól w parafinie

Peelingi to jeden z moich ulubionych kosmetyków pielęgnacyjnych - często po nie sięgam. Szukam idealnego zdzierania, zapachu, wydajności, a od niedawna również braku parafiny. No dobra, ale skoro już jesteśmy przy Bielendzie i wyszczuplającym peelingu solnym do ciała Polinezja, to chciałabym zauważyć, że wygrałam go w rozdaniu i pewnie tylko dlatego do mnie trafił.
Zwykle unikam peelingów solnych, ponieważ sól często podrażnia - wystarczy drobna ranka i już mamy zafundowane pieczenie, a jednak nie tego oczekuję w trakcie kąpieli. Czy ten peeling zdał egzamin i tego nie robił?

Opakowanie
Lekko matowy turkusowy słoiczek, czyli najlepszy wybór przy tego typu produkcie. Pod zakrętką jest folia aluminiowa - można odetchnąć z ulgą - mamy pewność, że żadne palce nie były w nim maczane.

Opis producenta i skład
Od razu zaznaczam, że nie oczekuję, iż peeling wyszczupli mnie do figury wychodzonej modelki - od tego są ćwiczenie oraz dieta. Od peelingu wymagam zdzierania naskórka, aby skóra była miękka i gładka. No i w tym przypadku ewentualnego nawilżenia - bo to obiecuje producent.
Skład niestety nie zachwyca. Okej, sól na pierwszym miejscu, ale zaraz za nią parafina. Dopiero gdzieś w połowie składu ekstrakt z orchidei, puder z alg czy olejek kokosowy, o których mowa na wieczku opakowania. No niestety nie zachwyca.

Cena: ok 15 zł / 200 g
Dostępność: drogerie np Rossmann, Jaśmin

Konsystencja i zapach
Konsystencja jak widać gęsta, zbita, ale po chwili masażu się rozpuszcza. Mogę to wprost określić jako gęstą, parafinową maź z drobinkami soli.
Zapach jest ciężki do określenia - niby taki morski odświeżacz do łazienki i gdzieś pomiędzy bryzą woń kwiatowa. Całość mocno chemiczna. 

Działanie i moja opinia
Stosowałam głównie na nogi. Nie spodziewałam się jednak efektu wow po parafinowym peelingu. Ani wyszczuplenia. Miałam jedynie nadzieję, że mnie nie podrażni, niestety błędną. Podrażnia przed i po goleniu, nieważne czy na ciele mam jakieś ranki czy nie. Podrażnia i już.
Peeling słabo zdziera, gdyż drobinki soli szybko się rozpuszczają. Na ciele pozostaje jedynie tłusta warstwa - odsyłam Was do drugiego punktu w składzie. O nawilżeniu zapomnijcie.
Podsumowując: Słaby zdzierak, który zostawia tłustą parafinową warstwę na ciele - takie pseudo nawilżenie. Nieładny, chemiczny zapach. Potrafi mocno podrażniać skórę. Ale w wygodnym opakowaniu - to by było tyle z plusów ;)

Znacie serie SPA Bielendy? Może polecicie inne, lepsze kosmetyki z tych serii? :)
Podsumowanie roku 2014: odkrycia i ulubieńcy kosmetyczni

Podsumowanie roku 2014: odkrycia i ulubieńcy kosmetyczni

Przyznam, że długo się zbierałam do tego posta. Odkryć kosmetycznych miałam w tym roku wiele - długo by tu wymieniać, lepiej przyjrzeć się nowościom - w większości przypadków pisałam, że dany kosmetyk nabyłam pierwszy raz. Jednak gdyby spojrzeć na to w ten sposób, żeby przedstawić Wam odkrycia, które polubiłam na tyle, by trafiły do ulubieńców.. Tak więc powstała dzisiaj całkiem długa lista rzeczy:

po raz pierwszy kupionych w 2014 roku

a zarazem

świetnych produktów.


Zacznijmy od pielęgnacji. Tutaj nie mogło zabraknąć balsamów, z którymi się zbratałam, peelingów oraz 2 ciekawych wynalazków.
1. Craft'n'beauty, balsam do ciała Kokos i trawa cytrynowa
Świetnie nawilżający produkt, o ciekawej, gęstej konsystencji i nieziemskim zapachu. Bardzo dobrze sprawdził się w dbaniu o skórę nawet latem, kiedy zniechęcają mnie wszelkie balsamy.

Lekka konsystencja, cudowny zapach, brak parafiny w składzie oraz przyjemne mizianie - świetny produkt, nic dodać, nic ująć.

Balsam, który zadba o skórę na poziomie porównywalnym z mocno nawilżającym masłem. Duża pojemność, dobra cena. Regularnie używając, skóra nie wymaga codziennego stosowania.

4. Farmona, peeling do ciała Jeżyna i malina (oraz cała seria!)
Mała buteleczka gwarancją mocnego zdzieraka o nieziemskim zapachu - każdy kusi równie mocno. Na plus również cena, brak parafiny w składzie oraz możliwość częstego zmieniania zapachu.

Świetny produkt jak na markę bieliźnianą. Efektowne uniesienie biustu bez użycia skalpela w kilka minut. Szkoda, że działa jedynie kilka godzin, ale skoro facet jest zadowolony, to.. sami rozumiecie ;)

6. Soraya, kojący żel po opalaniu SOS skin
Skóra po opalaniu przyjarana jak u kurczaka z rożna? Piecze? Mój ratunek to ten żel! Koi, nawilża, uspokaja skórę. Na plus dostępność w buteleczce z pompką lub w podwójnej saszetce.


Teraz zgrabnie przejdziemy do produktów włosowych, które widzicie poniżej. Co nieco o szamponach, masce oraz produkcie do zabezpieczania końcówek.
7. Serical, maska do włosów Crema al latte
Dobra i tania maska dostępna w Hebe. Genialnie sprawdza się na moich włosach.

Kolejny produkt ratujący mnie w nie najlepszych momentach życia. Zaspałam, nie miałam czasu, byłam zmęczona, włosy odmówiły posłuszeństwa, albo wypadło mi nieprzewidziane wyjście - zawsze wtedy daje mi natychmiastowe odświeżenie.

Delikatny, a zarazem dobrze oczyszczający. Dobrze się pieni, nie podrażnia skóry głowy, nie stwarza żadnych innych problemów.

10. Facelle, płyn do higieny intymnej
Tak, dobrze widzicie. Jest w gronie kosmetyków do włosów. Długo się koło niego kręciłam jak lisek koło drogi, mimo czytania Waszych opinii. Aż w końcu, gdy mama go kupiła postanowiłam wypróbować do mycia włosów i sprawdza się świetnie. Równie delikatny i dobrze oczyszczający, świetny do codziennej pielęgnacji. I za grosze w Rossmannie.

11. Isana, Oil care haarol
Świetnie się sprawdza do zabezpieczania końcówek włosów. Poznałam go dzięki mojej fryzjerce. Zawiera olej arganowy i dzięki niemu rzadziej rozdwajają mi się końcówki.

Kolej na kolorówkę, czyli produkty, które rzekomo się używa, ale nie zużywa. Co w tej kategorii przypadło mi do gustu?
12. My secret, sypki puder transparentny
Od kiedy zaczęłam go używać skończył się problem z dobieraniem odcienia pudru, a makijaż jest świetnie wykończony. Przyznaję również, że ciężko mi teraz używać pudru w kamieniu :P

13. My Secret, paletka cieni Hot colors
Bardzo intensywne kolory i świetna ich pigmentacja. Latem jest wszystkim czego potrzebujemy do kolorowego makijażu. Często nią robiłam również kolorowe kreski na powiekach - nawet bez użycia zachwalanego duraline, który nota bene muszę przetestować, gdyż utrzymują się świetnie nawet bez bazy!

Wspaniała do codziennego jak i wieczorowego makijażu, całkiem niezła pigmentacja, a cena niska. Musze tylko sobie naprawić jeden z cieni, gdyż podczas intensywnego uczestniczenia w moim makijażu upadł i popełnił jakieś harakiri -.-

Gdyby nie Shinybox pewnie dalej uważałabym go za kosmetyk typu widzimisię. Jednak teraz wiem, że fajnie dba o usta, a także uzależnia zapachem.

16. Maybelline, czarny eyeliner w żelu
Przyznam, że przed zakupem bałam się czy sobie z nim poradzę. Jednak rzeczywistość okazała się być łagodna i jest łatwiej nawet niż takim w pędzelku. Ponadto niezła pigmentacja, a do słoiczka dołączany jest pędzelek, który na start nieźle się sprawdza. Już nawet kupiłam fioletowy do wypróbowania ;)

17. Lovely, eyeliner Pastel green
Widząc go w Rossie stwierdziłam, że pewnie będzie kiepska pigmentacja, a sam kolor średni. Wygrałam go jednak u Nuneczki i teraz wiem, że to genialny eyeliner, który świetnie wygląda solo jak i z czarną kreską. A odcień nie jest tyle pastelowy, co wręcz neonowy. Świetny na poprawę humoru oraz na lato.

18. Essence, złoty eyeliner Circus circus
Dawna limitka, którą udało mi się dorwać w czasie jednych z wyprzedaży w Naturze. Genialna pigmentacja i świetny złoty kolor, który ciężko odnaleźć mi w innych eyelinerach. Genialnie sprawdza się w zestawieniu z czarną kreską i teraz stanowi część mojego codziennego makijażu.

19. Lovely, tusz do rzęs Curling Pump up
Tania, dobrze rozczesująca i podkręcająca mascara. Chyba się nie uchował nikt, kto o niej nie słyszał? ;)

20. Bell, lip tint nr 5
Świetny tint, który potrafi trzymać kolor na ustach przez wiele godzin bez poprawek. Ponadto ma mocny, różowy kolor, a takie lubię najbardziej!

21. Kobo, szminka do ust 312 Pink love
Całkiem przyjemna szminka - jej kolor utrzymuje się na ustach nieco dłużej niż z Rimmela Lasting finish by Kate.

22. M.A.C., szminka do ust Pink pigeon
Moje małe chciejstwo, które również dobrze utrzymuje kolor. Taki powiew luksusu i od razu kobieta szczęśliwa ;)

Skoro już jesteśmy przy makijażu, to może coś o kosmetykach, które pomogą nam go zmyć? Jak wiecie wcześniej zagorzale używałam chusteczek do demakijażu i eksperymentowałam z dwufazówkami, aż..
23. Yves Rocher, dwufazowy płyn do demakijażu
Znalazłam pierwszą dwufazówkę, która nie podrażnia moich oczu! Hip hip, hura :D

24. Bandi, płyn micelarny limitowany
25. Garnier, płyn micelarny 3w1
Obydwa świetnie się spisują - dobrze usuwają demakijaż - nie straszny im eyeliner czy tusz, a skóra jest po nich odświeżona.

Kończąc kosmetyczne zachwyty zatrzymamy się na chwilę przy lakierach do paznokci. Będą tutaj urzekające kolory, ale również i dopiero odkryte przeze mnie marki.
26. Essie, Good to go
Wychwalam dzień, w którym go poznałam! Od teraz nie czekam wieki, aż wyschną mi paznokcie, a całość dostaje dodatkowego połysku.

27. Essie, lakier Peach daiquiri
Cudowny kolor, mój letni ulubieniec lekko podchodzący pod neonka ze świetnym kryciem.

28. Rimmel, 60 seconds by Rita Ora
Wspaniały fiolet, który kryje po jednej warstwie i szybko wysycha.

29. OPI, Get your number
Świetny lakier o strukturze brokatowego piasku, pięknie się mieni. No i jest niebieski.

30. Essence, Colour & go 182 Hello Rosy
Koktajl truskawkowy na paznokciach, więcej mówić nie trzeba ;)

31. Kiko, nr 532
Mój pierwszy raz z marką i taki udany - piękny kolor, dobre krycie, w miarę szybko schnie.

32. Colour alike, Holo top
33. Colour alike, Black Saint
Również debiut jeśli chodzi o markę - wszystkie lakiery są czarujące, ale te najbardziej mnie uwiodły, a holo top w dodatku jest taki uniwersalny!

34. Kobo, Colour trends nr 5 Wien
Kolejne pierwsze spotkanie z marką i również udane - sporoy wybór kolorów, a tu mój kochany fiolet. Dobre krycie, schnięcie, wytrzymałość.

Odkrywam lakiery Wibo na nowo. W tej nowej wersji są o wiele lepsze - krycie, czas schnięcia oraz trwałość.

I tak na koniec, żeby już nie przedłużać i Was nie męczyć.. akcesoria, bez których teraz ciężko wyobrazić mi sobie życie.
36. Szczotka do mycia twarzy z Biedronki (podróbka Clarisonic)
Dobrze oczyszcza twarz, usuwa suche skórki i przyjemnie masuje.

37. Tangle Teezer, wersja original
Kawałek plastiku, który uważam teraz za swoją najlepszą szczotkę do włosów.

38. Braun Silk epil 7
Nowy depilator. Dla mnie największą zaletą jest możliwość używania go w wannie - wygoda przede wszystkim, no i dobrze sprawdza się w swojej roli. A szczotka do ciała w zestawie to przyjemny dodatek.

Uff, łapka do góry, kto przebrnął do końca. Kosmetyki, które już pojawiały się na blogu podlinkowałam Wam w nazwie. Jeśli chcecie, abym napisała o którymś coś więcej/pokazała swatche dajcie znać w komentarzu ;)
Zadbaj o skórę zimą

Zadbaj o skórę zimą

Wiele kobiet przyznaje się do tego, że zaniedbuje regularne balsamowanie. O ile w porze letniej jest to dość zrozumiałe - krem spływa z ciała pod wpływem temperatury, to przeszywające wiatry i mrozy mają już negatywny wpływ na kondycję skóry. Więc gdy liście opadną z drzew, a świat otuli biały puch wiemy, że musimy porządniej o nią zadbać.

Celowo czekałam z recenzją tego produktu, ponieważ chciałam się dowiedzieć, jak sprawdzi się zimą. Co prawda póki co była tylko taka krótka, ale doczekałam się też szalonych wiatrów, teraz mogę się zatem nieco wypowiedzieć.


Specjalna seria regeneracyjna marki Evree rewelacyjnie sprawdzi się do pielęgnacji zarówno suchej i bardzo suchej skóry, ale również jako zimowa droga pielęgnacji każdego rodzaju skóry. Producent wiele nam obiecuje.. a to się sprawdza*.
* No dobra, ciężko mi określić czy faktycznie przeciwdziała procesom starzenia skóry.


Skład jest długi, ale z drugiej strony bogaty w surowce pochodzenia roślinnego oraz zakaceptowane przez ECOCERT. Oosby unikające parafiny będą również zadowolone z jej braku w czołówce składu, ba w ogóle jej nie ma. Jak na miejsce występowania (drogeria) to całkiem niezły wynik.

Dostępność: drogerie - m.in. Natura, Rossmann
Cena: w zależności od promocji 12-20 zł / 400 ml

Opakowanie stanowi czerwona, ergonomiczna butelka, która na półce sklepowej wyróżnia się tym, że jest matowa. Jeśli chodzi o poręczność - to jest bardzo wygodna i nie mogę jej nic zarzucić. Foliowe etykiety nie odklejają się, są również przemyślane. Estetyka jest na najwyższym poziomie - kolorystyka jest zgrana, miło na nią popatrzeć, bo nie jest przepełniona. 

Jedyne minusy opakowania to nieprzejrzystość - nie możemy śledzić zużycia, chyba że na wyczucie ciężkości. Pod koniec również trzeba machnąć kilka razy buteleczką w dół by balsam spłynął i udało się go wydobyć, ale tutaj możemy postawić go do góry nogami (nie przewraca się).

Niewielki otwór zamykany na klik bez problemu dozuje odpowiednią dawkę gęstego balsamu o przyjemnym zapachu. Wyczuwam w nim pudrową słodycz oraz kwiatową woń, która niestety nie utrzymuje się zbyt długo na ciele, bo balsam dość szybko się wchłania. Tak, dobrze przeczytaliście. Chwilę po posmarowaniu można bez obaw wskakiwać nie tylko w pidżamę, ale także rajstopy czy spodnie i wychodzić z domu.

Działanie
Balsam nie pozostawia na ciele tłustego filmu, dość szybko się wchłania, pozostawiając skórę delikatną, miękką i nawilżoną. Od kiedy regularnie go używam okazuje się, że nie muszę smarować ciała dzień w dzień czy nawet dwa razy dziennie jak to bywało w przypadku lekkich balsamów czy mleczek by zapewnić sobie ochronę. W przypadku tego produktu sprawdza się nawet używanie co 2-3 dni, więc wydajność na duży plus. Nawet po odstawieniu skóra przez długi czas jest dożywiona i jędrna.

 Znacie ten produkt, a może macie inne sposoby na zadbanie o skórę zimą? :)

*Fakt, iż otrzymałam produkt do testów nie wpłynął na moją opinię.*

Muffinki a'la pizza

Muffinki a'la pizza

Jeśli właśnie myślicie, że kulinarne posty na blogu kosmetycznym nie pasują, to odpowiem Wam, że kosmetykoholiczki też jedzą, a ja nie lubię ograniczeń i chcę się z Wami dzielić wszystkim - no może wyłączając z tego recenzje Always ;)
Mamy właśnie weekend - czas odpoczynku, relaksu i zabawy. Jeśli chodzi Wam po głowie czym poczęstować znajomych lub co przekąsić podczas oglądania filmu w tv, szczerze polecę Wam muffinki na słono, które mają być odpowiednikiem pizzy. Jeśli lubicie to danie, z pewnością wiecie, że aby ją przyrządzić potrzeba niewiele, a dodatki to osobisty wybór tego co Wam smakuje i jest dostępne w lodówce. 

Składniki na 12 sztuk:
1,5 szklanki mąki
1/4 szklanki oleju
1 jajko
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1/2 łyżeczki soli
odrobina ketchupu dla dodania barwy
ok 150 ml mleka - dodaj na oko, tak aby ciasto nie było za gęste/rzadkie
przyprawy do smaku (np bazylia/oregano/ostra papryka/słodka papryka/zioła prowansalskie/przyprawa do pizzy/czosnek otarty lub świeży zmielony)
dowolne dodatki pokrojone w kostkę (pomidor/papryka/ogórek kiszony/parówka/salami/ser)

Moje dodatki na dzień dzisiejszy prezentują się tak: salami, papryka czerwona, ser żółty gouda, ogórek kiszony i pomidor. Równie dobrze sprawdzi się parówka/kiełbasa, ser mozzarella, pomidory z puszki itd.

Na początku mieszamy wszystkie składniki w misce - wystarczy łyżka, mikser nie jest potrzebny. Poza tym później mógłby nieco zmielić nasze dodatki, a po co brudzić 2 rzeczy zamiast jednej. Mąka, jajko, soda, olej, sól, proszek do pieczenia, mleko, ketchup i przyprawy powinny dobrze się połączyć.


Następnie dodajemy dodatki i dokładnie mieszamy. Ilość dodatków ogranicza zawartość Waszej lodówki i oczywiście ciasto - powinna to być proporcjonalna mieszanka.

Nakładamy ciasto do silikonowych papilotek - później bez problemu możemy wyjąć muffinki. Z metalowymi i papierowymi nie jest tak kolorowo - te pierwsze trzeba uprzednio przygotować, a papierowe często się rozkładają i ciasto ląduje na blasze.

Muffinki pieczemy około 20 minut w piekarniku nagrzanym do 200*C.

Można je podawać na ciepło i zimno, są świetną przekąską, do której idealnym dodatkiem jest ketchup lub sos czosnkowy. Gwarantuję, że szybko znikną z talerza, a przecież nie były skomplikowane w przygotowaniu ;)

Smacznego ;)

Copyright © 2014 Maleńka bloguje , Blogger