Malinowo-miętowe odświeżenie pod prysznicem / Jak kupować taniej w Yves Rocher? - szukaj promocji

Malinowo-miętowe odświeżenie pod prysznicem / Jak kupować taniej w Yves Rocher? - szukaj promocji

Ostatnio pytałam Was czy bylibyście chętni na wakacyjne wpisy - okazaliście zainteresowanie. A więc poruszymy temat kosmetyków idealnych na wakacje - nie tylko służących do opalania, może wrzucę zawartość mojej wakacyjnej kosmetyczki jeśli chcecie. Do tego w planach mam również woski pachnące morzem i wakacjami na plaży, a także co nieco z podróży oraz rzeczy, które trzeba zrobić będąc na wakacjach. Aby nie zdradzać Wam więcej szczegółów i pomysłów przejdziemy do mojego typu żelu pod prysznic na wakacje.

Może wydać Wam się to śmieszne, ale pakując wakacyjną kosmetyczkę najdłużej myślę o tym co będzie idealne dla mojej cery w danym momencie, kosmetykach słonecznych oraz o żelu pod prysznic. Ten musi spełniać moje wymagania, aby miał wakacyjny zapach, kojarzył się z tą najcieplejszą porą roku oraz maksymalnie odświeżał po powrocie z plaży. W prawdzie różnie to wychodzi, ale idąc za tą myślą w tym roku pobiegłam do Yves Rocher po żel z linii Plairsirs Nature w wersji malina & mięta pieprzowa.

Pojemność żelu 400 ml może wydawać się olbrzymia do wakacyjnej kosmetyczki, ale mam ten luksus, że planujemy zawsze wyjazd na urlop własnym samochodem, a bagaż i tak wnosi mój ukochany ;) Wszak skoro podłącza się do mycia się nim, to chyba rozsądne, że ktoś to musi wnieść w ramach pokrycia kosztów zakupu. Regularna cena żelu wynosi 16,90 zł - nieco sporo jak na kosmetyk, który ma jedynie myć, ale z drugiej strony.. nie pamiętam kiedy ostatnio kupiłam tam coś w pełnej cenie.
Karta lojalnościowa daje naprawdę spore rabaty w postaci przychodzących maili z ofertami specjalnymi, sklep internetowy często oferuje rabat 100 zł przy zakupach za min 199 zł, a przez dwa wakacyjne miesiące obowiązuje książeczka czekowa, gdzie ten akurat produkt kupicie w promocji 3 w cenie 2 sztuk. Do zakupów zawsze dodawane są prezenty - nie ważne czy przez sklep internetowy czy stacjonarny. W stacjonarnym natomiast zbiera się pieczątki na karcie, które w zależności od podjętego poziomu można wymienić na kosmetyk do określonej kwoty. Właśnie w ten sposób nabyłam ten żel - wymieniłam pieczątki na kosmetyk do 20 zł :)

Przejrzysta butelka z plastiku ukazuje naszym oczom rozkoszny kolor żelu, dzięki temu możemy również śledzić zużycie kosmetyku - a ten jest wydajny. Opakowanie ma porządne zamknięcie jak te z serii Jardins du Monde, jednak moim skromnym zdaniem jest nieco bezpieczniejsze dla paznokci. Mimo, że butelka jest spora i w teorii mało ergonomiczna to bez problemu radzę sobie z nią pod prysznicem bez upuszczania czy wyślizgiwania się. Otwór dozuje odpowiednią ilość niezbyt gęstego żelu, który ładnie się pieni. Jak większość z Was dobrze wie, ten efekt można podsycić stosując podczas mycia gąbkę - u mnie tym razem jest to gąbka konjac Yasumi. 

Co najważniejsze żel dobrze oczyszcza, przy czym dodatkowo nie przesusza skóry. Wiecie, po kąpieli i tak muszę używać balsamu, ale to ze względu na to, że dzień spędzam na opalaniu się na plaży, które ma negatywny wpływ na poziom nawilżenia. Zapach jak przystało na żele pod prysznic Yvesr Rocher jest bardzo przyjemny - malinowo-miętowy jak obiecuje producent, choć w składzie nie znalazłam tego drugiego (sok z aloesu i ekstrakt z mięty jest). Kojarzy mi się z sokiem malinowym - ale nie takim rozcieńczanym w wodzie - z dodatkiem mięty. Dla mnie przyjemny, wakacyjny zapach - wszak właśnie teraz w pełnym słońcu dojrzewają te owoce. Przynosi mi odświeżenie, którego tak pragnę po powrocie z kilkugodzinnego plażowania i oczyszczenie z wszędobylskiego piasku, więc sprawdza się w swojej roli należycie. 

Jaki żel pełni teraz dyżur pod Twoim prysznicem?
Czy zostawiasz sobie na wakacje specjalny zapach czy robisz to zupełnie losowo?
Szybki zabieg SPA dla stóp

Szybki zabieg SPA dla stóp

Lato rozkwita w najlepsze - wszędzie można zobaczyć wakacyjne stroje, w których królują sandały. Sama od jakiegoś czasu nie noszę tego typu obuwia - miałam okres, kiedy nie podobał mi się kształt moich stóp, a teraz problemem jest znalezienie wymarzonych butów (swoją drogą może ktoś poleci sklep z jakimiś fajnymi sandałami? ;)). Na plażę jednak wybieram standardowo japonki i chcę, aby moje stópki prezentowały się w nich ładnie. Sam manicure nie wystarczy, dlatego w ruch poszedł regularnie używany pumeks i krem do stóp, ale weekend przed wyjazdem zrobiłam sobie małe SPA z kosmetykiem-saszetką Evree

Saszetkę kupiłam już jakiś czas temu w Rossmannie za około 2-3 zł i do tego czasu leżała sobie w pudełku z próbkami - wszak idealnie tam pasowała ze względu na rozmiar i jednorazowe użycie. Saszetka mieści w sobie dwuetapowy zabieg home spa dla stóp. Zastosowałam go na suche i nieco szorstkie stópki oczekując wygładzenia i uzyskania miękkości, więc końcowe wrażenie do tego będziemy odnosić.
Pierwszą część stanowi peeling o zapachu lawendowym (olejek lawendowy w składzie) - całkiem ładnie pachnie - i mówię to ja, która nie jest fanką tej woni. Stosujemy go po uprzednim wymoczeniu stóp w ciepłej wodzie. Nie należy on do tak mocnych zdzieraków jak kawowe, ale jednak swoje robi i zostawia stópki gładkie.
Drugim etapem pielęgnacji jest nałożenie maski na stopy bogatej w naturalne składniki. W jej składzie znajdziemy m.in. wosk pszczeli, olej canola czy ze słodkich migdałów. Oprócz tego również substancje łagodzące - pantenol i alantolina. Maskę nałożyłam z nadmiarem na osuszone po wcześniejszych zabiegach stopy, a następnie założyłam bawełniane skarpetki, aby wzmocnić działanie maski ciepłem. Sporo kosmetyku się wchłonęło (wiadomo, że część pochłonęły skarpetki) przynosząc ukojenie i odświeżenie dla stóp.

Szczerze przyznam, że byłam zaskoczona efektem tej kuracji - stópki po jej zastosowaniu były delikatne jak pupcia niemowlaczka. Fakt, że największy efekt wow był krótkotrwały, ale ogólna miękkość i gładkość pozostała na dłużej. Nie wiem natomiast jak sprawdziłby się na popękanych i mocno zrogowaciałych stopach, jednak śmiem założyć, że wtedy efekt nie byłby już tak piorunujący. Saszetka zatem sprawdzi się jako uzupełnienie obecnej pielęgnacji przed większym wyjściem - na plażę czy w odkrytych szpilkach np na wesele.

Jak Wy dbacie o stopy? Jakie macie triki i sprawdzone kosmetyki? :)
Szybkie opalanie z Lirene

Szybkie opalanie z Lirene

Za tydzień o tej porze będę kolejny dzień wygrzewać się na nadbałtyckiej plaży. Mam nadzieję, że pogoda nie zawiedzie i będzie ciepło oraz słonecznie. Rok temu niestety czas na opalanie się miałam skrócony ponieważ przez trzy dni naszego wyjazdu padał deszcz. Bransoletki i morska opalenizna to moje ulubione pamiątki z wakacji, dlatego też wśród kosmetyków do opalania w mojej kosmetyczce zawsze znajdzie się przyśpieszacz opalania. Rok temu był to kosmetyk marki Lirene  - jak się sprawdził?

Wiem, że wiele osób jest przeciwnych opalaniu się, ale ilość osób smażących się na ręcznikach czy leżakach na plaży wciąż jest imponująca, więc ktoś jednak korzysta z uroków wakacyjnego słońca. Jeśli chodzi o mnie to od dziecka lubiłam naturalną opaleniznę, jednak zawsze z głową. W latach dziecięcych dbała o to mama, a teraz sama wybieram odpowiednie kremy. Nigdy jednak nie miałam problemów ze spiekaniem się na raka (no oprócz nosa :) ), więc mogę sobie pozwolić na mniejszy filtr. Złocisty przyśpieszacz opalania Lirene odkryłam zupełnie przez przypadek, ale z ciekawością wypróbowałam. Wszak producent obiecuje ochronę przed promieniowaniem EVA/UVB, ochronę przeciwstarzeniową skóry, jak i zdrową i piękną opaleniznę. A jak jest w rzeczywistości?

W ochronę niestety, ale trzeba wierzyć, wszystko wyjdzie za kilka-kilkanaście lat. Jeśli chodzi zaś o opaleniznę to w zupełności się zgodzę. Zdobyte promienie słońca ładnie przyciemniają skórę, robią z nas typowego wakacyjnego murzynka. Opalenizna nie jest czerwona, tylko pięknie brązowa. Duży plus za złociste drobinki w tym lekkim balsamie - igrają ze słońcem i pięknie się mienią, a stosowane na trochę już opalonej skórze pięknie podkreślają opaleniznę. 
Jednak, aby wszystko poszło po naszej myśli należy pamiętać o tym, aby smarować ciało kilkanaście minut (przyjmuje się kwadrans) przed ekspozycją na słońce, oraz ponawianie aplikacji co 2-3 godziny lub w przypadku wytarcia ręcznikiem, po kąpieli bądź spoceniu się.

Kto z Was lubi się opalać, a kto unika słońca?
Co powiecie na serię wakacyjnych wpisów? :)
Jak zawrzeć współpracę i o co chodzi w Google Analytics, czyli szkolenie Performance content

Jak zawrzeć współpracę i o co chodzi w Google Analytics, czyli szkolenie Performance content

Szkolenia to fajna sprawa - usystematyzowana wiedza, inne spojrzenie na świat oraz nowe znajomości. Nie ważne czy prowadzisz bloga takiego jak ja czy innego - na pewno zawsze chętnie dowiesz się co zrobić, by czytelnik został na nim dłużej, a firma odezwała się do Ciebie w sprawie współpracy. W takiej sytuacji nie powinno Was zdziwić, że gdy dostałam propozycję uczestniczenia w szkoleniu Performance content, bez wahania powiedziałam tak i wybrałam się do Warszawy.

Szkolenie odbyło się w Performics przy ul. Domaniewskiej. Uczestniczyło w nim 10 dziewczyn, które są zwariowane na punkcie swoich pasji - podróże, kosmetyki, diy, a każdą z nas łączyło to, że kochamy o tym pisać i dzielić się swoimi doświadczeniami. Swoją drogą - nigdy nie powiedziałabym, że tak będę lubiła pisać - przez całą szkołę byłam na bakier z polskim (lektury znałam głównie ze streszczeń, a wypracowania były dla mnie katorgą), za to uwielbiałam matematykę i te wszystkie działania typu mnożenie czy pierwiastki.
Skoro już piszemy, to chcemy robić to jak najlepiej - dla Was moi drodzy czytelnicy. Wciąż walczymy o dobrą składnię, interesujący temat czy przykuwające wzrok zdjęcia. Szkolimy się dla Was - abyście łatwiej na nas mogli trafić w wyszukiwarce, zajrzeli na nasze social media, a także ślęczymy nad Google Analitycs, aby zrozumieć co wydaje Wam się ciekawe. Te wszystkie kwestie wraz ze współpracą z marką zostały poruszone na szkoleniu prowadzonym przez Agencję Performics. Całość była podzielona na kilka paneli, a każdy z prelegentów szczegółowo odpowiadał na nasze pytania oraz wdawał się z nami w dyskusje. Nie był to nudny wykład jak w auli na uczelni, jednak zmęczenie robiło swoje. Na szczęście zadbano o nas solidną dawką kawy, kanapkami i wrapami z Canapa catering oraz przepysznymi pizzami na obiad. Nasycone również wiedzą opuściłyśmy budynek z głowami pełnymi pomysłów i chęcią jak najszybszego wdrożenia ich do naszego blogowego świata.

Warszawo, oferuj nam więcej takich wydarzeń, wszak jesteśmy prężnie rozwijającą się grupą :)
Papaja peel off, czyli o maseczce Montagne Jeunesse

Papaja peel off, czyli o maseczce Montagne Jeunesse

Szczerze przyznam, że od kiedy wypróbowałam swoją pierwszą maseczkę peel off Efektimy od razu pokochałam ten sposób dodatkowej pielęgnacji cery. Nakładasz, chwilę uważasz, aby nie poprzyklejały się włosy, a później bez problemu ściągasz ją z twarzy. Bez mazania się, bez resztek zmywanej maseczki na ubraniach i umywalce. Nie ma się więc co dziwić, że gdy w Claire's maseczki Montagne Jeunesse były na wyprzedaży po 5 zł kupiłam od razu kilka sztuk. Dzisiaj uwagę poświęcimy wersji peel off o zapachu papai oraz owocu noni

Maseczka ma brzoskwiniowy kolor oraz słodki owocowy zapach. W saszetce jest jej na tyle dużo, że spokojnie starcza na całą twarz oraz dekolt. Tak jak wspomniałam wcześniej po nałożeniu jest bardzo lepka, więc lepiej spiąć włosy do góry i założyć opaskę, co by żaden kosmetyk się nie wydostał i nie przykleił. Nakładając ją na twarz uważajcie na brwi oraz okolice oczu - gdy maseczka dostanie się pomiędzy włoski będziecie musieli ją wyskubywać. Jeśli jednak aplikacja odbędzie się bez problemu, to po wyschnięciu ściągnięcie jej z twarzy to pikuś.
Dzięki takiemu zabiegowi pory zostają oczyszczone, a skóra wygładzona i ujędrniona. Nie są to spektakularne efekty, ale regularna pielęgnacja naprawdę daje pozytywne efekty. Świetnie sprawdzi się zwłaszcza przy cerze normalnej, mieszanej i tłustej, choć i suchej nie zaszkodzi. Polecam do domowego SPA, odprężenie gwarantowane :)

Dawno nie było na moim blogu o maseczkach, więc może polecicie mi coś do przetestowania - może Wy jesteście bardziej na czasie :) A ja ze swojej strony spytam czy lubicie maseczki MJ, a jeśli tak, to po jakie ostatnio sięgnęliście?
Jak sprawić bliskim przyjemność, czyli personalizowane prezenty

Jak sprawić bliskim przyjemność, czyli personalizowane prezenty

Zbliżają się urodziny bliskiej osoby, rocznica związku, szczególne święto albo okazja, a Ty nie wiesz co podarować z tej okazji? W tym momencie chyba śmiało mogę spytać kto z Was ma tak samo. Przeszukując sklepy wszystko wydaje się zbyt błahe lub drogie, a i sam pomysł wydaje się beznadziejny - no bo czy na pewno będzie zadowolenie i uśmiech po odpakowaniu prezentu. Można pominąć ten punkt i pomyśleć o personalizacji prezentu poprzez grawer, nadruk tekstu lub zdjęcia a także haft, a wszystko to oferuje sklep internetowy eprezenty.pl. Ostatnio miałam okazję poznać jego asortyment, więc teraz chciałabym się podzielić z Wami opinią na jego temat :)

Szczerze przyznam, że byłam zaskoczona mnogością oferowanych produktów w zależności od tego, do kogo ma trafić prezent. Sama strona już nam podpowiada różne kategorie: płeć, hobby, zawód czy okazja, a wiadomo, że każde z nas ma też już w głowie jakąś myśl - przykładowo bransoletka i może wpisać to w wyszukiwarkę. A jak już jesteśmy przy bransoletce..

Pierwszym pomysłem co zamówić była właśnie ona. Sznureczkowe ozdoby dłoni wciąż są na topie oferują je zarówno stragany na popularnych deptakach w nadmorskich kurortach jak i znane sieciowe sklepy. Eprezenty oferują je w przystępnej cenie z grawerowaniem gratis. Mój model Marbell ze srebrną zawieszką serduszkiem poświęciłam swojej miłości - imię ukochanego i ważna data - to świetny prezent z okazji walentynek czy rocznicy, a więc panowie niech mają to na uwadze. W moim mniemaniu bransoletka w rzeczywistości nie odbiega wizualnie od tej pokazanej w sieci, ma wygodną regulację i co najważniejsze nie niszczy się ani nie farbuje mimo nieustannego jej noszenia.

Jestem miłośniczką kubków, więc nie mogło się obyć bez niego. Gdyby zajmowały tak niewiele miejsca jak znaczki czy pocztówki chyba bym zaczęła je kolekcjonować. Wszystkie moje kubki to prezenty, pamiątki z wyjazdów czy wydarzeń, choć kuszą mnie też fajne wzory. Wiele kubków przykuło moją uwagę (m.in. piłkarski, fejsbukowy lajk, game boydla piękności), jedne są wysokie, jedne niskie, inne z łyżeczką, a pozostałe termiczne. Mój wybór padł jednak na Małą Mi - świetny zarówno na co dzień jak i na kawusię w pracy. Może to być świetny prezent przy okazji imienin w pracy - ja bym się na pewno ucieszyła - fajny design, stylowa postać i imię na kubku, co jest bardzo przydatne by nikt 'przez pomyłkę' nie używał Twojego kubka - kto zna to z autopsji? :P

Ostatnią rzeczą z zamówienia są spinki do mankietów w oryginalnym wzorze gitar. Wydają się być porządnie wykonane, ukochanego zmobilizują do zakupu odpowiedniej koszuli, a później będą robiły wyjątkowe wrażenie pozostając eleganckimi w połączeniu z pasją. Prezentowe welurowe pudełeczko z blaszką na grawerowaną dedykację dostajemy w komplecie, więc sprawia to, że jest to świetny pomysł na prezent dla narzeczonego, ojca czy biznesmena z pasją do muzyki lub grania na gitarze. Dla G. wybrałam cytat z piosenki oczywiście takiej, w której słychać dźwięk gitary ;)

Jeśli chodzi o samą realizację zamówienia to przebiega bardzo sprawnie - wysyłka odbywa się do 48 godzin od złożenia zamówienia bądź zaksięgowania wpłaty. Uważam to za niezły czas, zwłaszcza jeśli zwrócimy uwagę na dodatki - nie tylko pakowanie i wysłanie, ale również wykonanie haftu czy graweru. Paczka przyszła bardzo dobrze zabezpieczona - dawno nie widziałam tak dokładnie owiniętych produktów folią bąbelkową. Wszak zabezpieczony nie był tak jedynie kubek, ale również bransoletka, której w teorii nic nie powinno się stać. Polecam zakupy w tym sklepie :)

Fakt, że paczkę z produktami dostałam w formie współpracy nie wpłynął na moją opinię o produktach oraz realizacji zamówienia.
Lazure dream

Lazure dream

Na pytanie czego pragnie kobieta starał się odpowiedzieć Mel Gibson w filmie, którego tytuł brzmi jak to pytanie. Jeśli miałabym odpowiedzieć na pytanie czego pragnie lakieromaniaczka.. odpowiedź byłaby prosta: wyjątkowego manicuru. A jeśli chodzi o lakier? Tutaj pod uwagę bierzemy wiele czynników - krycie, konsystencję, a także sam kolor. Czy limitowany i trudno dostępny lakier hybrydowy Semilac Lazure dream spełnia moje oczekiwania?

Dostępność: tajemniczo: dla wybranych
Cena: 29 zł
Wykończenie: kremowe
Krycie: 2-3 warstwy
Pojemność: 7 ml
Pędzelek: płaski, nieco szerszy


Lazure dream to kolor bezchmurnego nieba w ciepły, letni dzień. To kolor wody w morzu jaka przychodzi nam na myśl o wakacjach w ciepłych krajach. Idealny dla wielbicieli pasteli, tak delikatny, że będzie pasował zarówno na co dzień jak i wakacje. Niesamowicie pięknie wygląda w połączeniu z opalenizną. Ale co ja Was będę zanudzać - przyjrzyjcie mu się sami ;)

Lubicie niebieskości na paznokciach czy raczej unikacie takich kolorów i wybieracie kobiecą czerwień? Jeśli chodzi o mnie, to uwielbiam niebieski na moich paznokciach - daje mi taką lekkość, swobodę. Dziękuję zatem Semilacowi za spełnienie marzenia i podarunek w postaci tego lakieru na Mikołajki :)
Nowości czerwca

Nowości czerwca

Jak ten czas leci - dopiero była połowa czerwca, a tu już pierwszy tydzień lipca jest za nami! Za pewne już się zastawialiście gdzie zniknęły moje nowości kosmetyczne - czy może wcale ich nie było? A jednak są, właśnie wynurzyły się z karty aparatu. Pokazać je światu, czy może lepiej się nie pogrążać? No cóż, widzieliście już na pewno większe łupy, a tutaj raptem kilka nadprogramowych rzeczy, kilka podstaw potrzebnych w kosmetyczce.. No to jedziemy ;)

Zakupy z Hebe i Rossmanna to są właśnie podstawy - suchy szampon, który jest w stanie poprawić stan włosów w kilka sekund o wspaniałym wiśniowym zapachu. Maszynki do golenia - znów zmieniłam ulubieńca - bez nich ani rusz w taką słoneczną pogodę.

Już na instagramie się Wam chwaliłam, że będę w tym roku porównywać wodę termalną Uriage (kupioną w aptece Aptekarz) z wodą Avene (dodatek do gazety Elle). Pierwsze wnioski są wysnute, wkrótce się nimi z Wami podzielę. Btw korzystając z punktów payback wczoraj wzięłam kolejny numer Elle z dodatkiem, ale tą puszkę zostawię już na urlop nad morzem.

Nadprogramowe zakupy odbyły się w tym miesiącu w Yves Rocher - poszłam odebrać torbę w ananasy, która była za samą wizytę w salonie wraz z kartą stałego klienta. Skorzystałam z kuponu rabatowego i wzięłam peeling do twarzy z serii Sebo vegetal - ciekawe czy się sprawdzi. Ukończyłam również pierwszy poziom na karcie i pieczątki wymieniłam na żel pod prysznic z nowej kolekcji o zapachu malina-mięta, na pewno zostawię go na urlop :)

Zakupy w Organique przewidywałam i tylko czekałam na ten moment, gdy w moim mieście będzie odbywał się Wieczór Piękna. Kuszący był rabat -15% na cały asortyment sklepu (w Łomiankach oprócz produktów marki do września można jeszcze kupić Yankee Candle oraz ręczniki z haftem np Super mama), mydełko do każdego zakupu oraz próbki gratis. Czaiłam się na savon noir i oczywiście je kupiłam. Do tego dobrałam dwa owocowe woski oraz kulę do kąpieli w wersji malinowej. Spośród mydełek wybrałam to o zapachu konwalii, a z próbek chętnie sięgnęłam po owocowe maseczki do twarzy - świetne są, a taka mała saszetka starcza na twarz + dekolt lub dwukrotnie twarz ;)

W okresie wyprzedaży równie chętnie odwiedzam Claire's - można tam wtedy upolować w przystępnej cenie 5 złotych maseczki Montagne Jeunesse - w ten sposób kupiłam dwie z nich oraz kokardkę do włosów - ostatnio bliski jest mi taki dziewczęcy styl. A jeszcze lepszym fartem jest jak traficie na kumulację promocja z wyprzedażą. 3 kolejne maseczki, dwie kokardki oraz bloczek do paznokci kupiłam w promocji 3+3 gratis, czyli za 15 zł.

Na koniec śmietanka tego podsumowania nowości kosmetycznych, czyli paczka od Lirene w ramach współpracy. Zróżnicowane produkty (makijaż, oczyszczanie, pielęgnacja) dopasowane do mnie, 4 z nich już są testowane, więc możecie niedługo spodziewać się recenzji.

To by było na tyle - szafka z kosmetykami znowu się zapełniła, ale to dobrze, bo w najbliższym czasie chcę uniknąć kosmetycznych zakupów, gdyż w planach mam beztroski urlop nad polskim morzem oraz wielką chęć na koncert Kings of Leon w Krakowie. Póki co przeglądam Wasze nowości i robię sobie małą wishlistę, ale pora się oderwać i spocić podczas treningu z Chodakowską ;)

Pineapple cilantro

Pineapple cilantro

Ananas zawsze kojarzył mi się ze słodkim, tropikalnym owocem - dla mnie jednym z symboli lata i beztroski. Pineapple cilantro wydawałby się zatem idealnym zapachem do mojego kominka - ananas delikatnie podsycony kolendrą - brzmi bajecznie. A jak jest?

Wosk wąchany na sucho stawia przede mną pokrojonego ananasa w plastry - ale wiecie, nie takiego z zalewy, lecz świeżego. Nic dziwnego, że czułam się jeszcze bardziej zaciekawiona. Pierwsze chwile palenia również wypadały w moim mniemaniu pozytywnie. Gdy zajęłam się sprzątaniem nagle zaczęło mnie mdlić - powodem był zbyt nachalny, przesłodzony zapach ananasa w połączeniu z kokosem. Ale zaraz! Skąd on się tam wziął? Nie wiem, jednak opinie o nim są podzielone - jedni czują to co ja, a inni wręcz przeciwnie - relaksują się niczym przy drinku pina colada na rajskiej plaży. W moim przypadku jednak to killer i niestety nie w pozytywnym tego słowa znaczenia w przypadku Yankee. Pocieszeniem jest, że przy drugim paleniu tego samego kawałka wosku jest już nieco delikatniej. Mimo wszystko cieszę się, że nie kupiłam świecy, bo stałaby raczej nie palona. Choć po przemyśleniu sprawy może na większej powierzchni mieszkaniowej byłoby inaczej, ale póki co poleży i poczeka na odwagę by go zapalić :]

Tak jak napisałam - opinie są podzielone, więc jeśli chcecie sprawdzić ten zapach na sobie, to na pewno znajdziecie go na Goodies za 8 zł.
Kringle Candle Fresh air

Kringle Candle Fresh air

Z woskami jest jak z dziewczynami - nigdy nie wie się. Te, które miałam okazję powąchać wrzucam do koszyka bez zastanowienia - oczywiście jeśli mi się spodobały. Fresh air to taki zakup 'ładnie brzmi, będzie dobry na wiosnę'. I bum, lato już się dobrze zaczęło, a on dopiero ląduje w mim kominku..

Zamówiłam go na Goodies, gdzie kosztuje 12 zł/40 g i jest w wygodnym użytkowaniu plastikowym pojemniczku z od razu zaznaczonymi kosteczkami do łamania. Wysyłka przebiegła błyskawicznie, więc od dawna mogłabym się cieszyć nowym zapachem w kominku, gdyby nie skleroza :D

Szczerze mówiąc nie czytałam nawet opisu zapachu przed zakupem - świeże powietrze ewidentnie kojarzyło mi się z tym co czujemy po deszczu i burzy, wiecie ozon te sprawy. Jednak tutaj zapach jest bardziej złożony - według producenta wyczuwalny jest zapach wodnych kwiatów, jaśminu, owoców i słodkiego drzewnego piżma. Podczas palenia faktycznie czuć zapach kwiatów, szczególnie jaśminu, który za czasów bycia dzieckiem kojarzyłam z nieprzyjemnym zapachem, jednak w tej kompozycji bardzo mi się podoba. Mocy zdecydowanie nadaje piżmo, ale mimo to zapach jest świeży w odbiorze.
Pamiętacie film Pamiętnik? Spotkanie Noah i Allie, kiedy zabrał ją na mały rejs łodzią w takie ładne miejsce? Wyobrażam sobie, że tam właśnie tak pachnie - drzewa, świeże powietrze i wodne kwiaty. Urok małego, nie zdobytego przez człowieka i w pełni naturalnego miejsca.

Kupując wosk sugerując się nazwą czy etykietą czasem można się zdziwić. Tutaj zaskoczenie okazało się pozytywne, jednak nie zawsze może tak być. Jaki zapach w wosku najbardziej Was zaskoczył?

Najlepszy kosmetyczny box czerwca

Najlepszy kosmetyczny box czerwca

Pudełeczka kosmetyczne zawsze mnie kusiły, ale kilka razy przejechałam się na tym, że byłam niezadowolona z ich zawartości. Czemu? Bo zupełnie nie zgadzały się z moim profilem kosmetycznym na portalu, bo okazywało się, że potencjalnie luksusowe kosmetyki są dostępne w drogerii za rogiem za śmiesznie niską cenę albo po prostu rzetelnie komponowana zawartość mnie nie satysfakcjonowała. Rozwiązanie jakiś czas temu pojawiło się ze strony magazynu Joy - stworzyli boxa, w którym jak wiadomo kilka produktów mamy wrzucone do pudełeczka, a pozostałe 2-3 wybieramy sobie sami spośród wielu innych. Nie do końca idealnie (przecież zawsze znajdzie się ktoś, komu coś z podstawy się nie spodoba), ale duży plus do nich leci. Zwłaszcza, że na tle najpopularniejszych boxów kosmetycznych w czerwcu uważam go za najciekawszego oraz adekwatnego cenowo. Co zatem było w pudełeczku?

Idea tego pudełeczka była iście naturalna - fajny pomysł, zwłaszcza, że ostatnio jest na to popyt. W środku znaleźć można gąbkę do mycia i masażu Yasumi - super sprawa, akurat jestem fanką takich bajerów do kąpieli. Tonik hibiskusowy Sylveco, krem do twarzy na dzień Biolaven oraz maseczka-peeling Vianek to trio, które trzeba wypróbować. Marka Sylveco oraz jej dzieci szturmem podbijają rynek kosmetykami ze świetnymi składami z naszych rodzimych roślin. Na próżno tu szukać arganu, ale len, malina czy lawenda w inci na pewno Was zachwyci, a także urzeknie naturalnym zapachem. Miałam już płyn micelarny Sylveco oraz krem pod oczy Vianek, więc wiem co mówię. Dalej mamy mleczko demakijażu BeOrganic - tu jestem sceptycznie nastawiona - otóż mleczka kojarzą mi się z kosmetykami, których mama używała, gdy ja byłam jeszcze mała, ale dam mu szansę z powodu goji i acai, które bardzo cenię. Najmniej chyba ucieszył mnie balsam Oillan, ale to tylko ze względu na spore zapasy tego rodzaju kosmetyków. 

Do wyboru w tym miesiącu były tylko dwa kosmetyki. W moim boxie znalazł się żel pod prysznic CD o zapachu lili wodnej - żeli nigdy za wiele, zwłaszcza latem. Poza tym w kategorii był jeszcze sampler Yankee, ale tutaj bałam się zdublowania zapachu poprzez losowe dobieranie świeczki. Oprócz niego mogłam wybrać jeszcze mydełko w kostce, których fanką nie jestem bądź miniaturkę proszku zmywającego, więc chyba mój wybór był jasny.
Durga kategoria obejmowała nieco droższe produkty, i nie powiem, ale każdy był kuszący. Olej z marakui rozszedł się jako pierwszy, a choć miałam okazję wrzucić go do swojego pudełeczka, to jednak skusiłam się na peeling Vianka - pokończyły mi się ostatnio tego rodzaju kosmetyki, a ciekawość i możliwość przetestowania była silniejsza ode mnie. W drodze tego wyboru odrzuciłam również puder do kąpieli, choć tak lubię takie umilacze. Jednak po pierwszych użyciach wiem, że nie mam czego żałować, bo jest to świetny kosmetyk.


Jestem zadowolona z pudełeczka i cieszę się, że wybrałam właśnie je i teraz nie marudzę. Z radością sięgam po każdy kolejny kosmetyk z pudełeczka i wiem, że niektóre marki zagoszczą u mnie na dłużej. A Ty jaki box zamówiłaś w czerwcu? A może kupowałaś kosmetyki na własną rękę?
Copyright © 2014 Maleńka bloguje , Blogger