Szczęśliwego nowego roku!

Szczęśliwego nowego roku!

Dzisiejszy dzień jest jednym z tych jedynych w roku. Nie zawsze cieszymy się, gdy coś się kończy, jednak nowy rok to dla wielu nowy początek. Zmiany, plany, postanowienia.. oby przyniósł samą radość, zero rozczarowania.

Z mojej strony chciałabym Wam życzyć, aby Wasze plany zawsze pomyślnie były realizowane, a marzenia spełniane. Żebyście znaleźli czas na liczne podróże, poznawanie nowych miejsc i drugiego człowieka, który zawsze będzie wokół Was - mówię tu o przyjacielu, jak i partnerze. Oby zdowie Was nie opuszczało, podobnie jak i pogoda ducha, bo bez tego ani rusz. Cóż mogę Wam jeszcze życzyć? Szczęśliwego nowego roku :*


Openbox - shinybox Where the magic happens

Openbox - shinybox Where the magic happens

Święta, święta i po świętach. Witam Was dzisiaj w ostatnim, niepełnym tygodniu starego roku. Niestety nadmiar prac przed świętami pohamował mnie przed dodaniem posta z przeglądem grudniowego shinyboxa Where the magic happens. Jest jeszcze szansa by go zamówić, więc teraz należy postawić sobie pytanie czy zawartość jest warta uwagi?
Jeśli chodzi o design pudełeczka, to jest on identyczny jak rok temu. Podobnie jak w zeszłym roku pudełeczko jest wypełnione kosmetykami po brzegi. Już teraz mogę powiedzieć, że będą zachwyty, ale również troszkę niezadowolenia.

Na pierwszy ogień kremy. Na ogół to najmniej cieszący mnie punkt w każdym pudełeczku - ciężko mi znaleźć ideał, a choć takiej pierwszej myśli byłam, to shinybox nie ułatwia mi tego zadania, bo dostaję krem nieodpowiedni do mojej cery. Oilan ochronny krem wzmacniający naczynka skierowany jest do cery nadrważliwej skłonnej do zaczerwienień, także nie moja bajka. Zaciekawił mnie za to krem pod oczy wschodzącej marki Vianek (kolejne dziecko Sylveco). Dodatkowym jego plusem jest opakowanie typu airless - mam nadzieję, że będzie lepszy niż Pose, który niedawno otworzyłam i po jednym użyciu zrezygnowałam..

Fajnym dodatkiem do pudełeczka są próbki kremów Bioliq. Rozczarowujący jest jednak fakt, że ponownie są to kremy do cery naczynkowej oraz niedostosowane do mojego wieku. Rozumiem, że pudełeczka są pakowane masowo, że to wcale nie taka prosta sprawa, ale w takim razie po co wypełniamy profil Shiny?

Wyjmując z boxa pastę do zębów sama siebie spytałam 'serio?' - ani to luksusowy kosmetyk, ani coś co pasowało do idei pudełeczka. Nie powiem, jest to produkt, który tak czy siak zużyję, ale można było włożyć coś lepszego niż pastę do zębów Signal Expert protection. Co do cienia mineralnego Neauty Minerals - fajnie, nie miałam jeszcze takich cieni. Dobrze też, że trafił mi się w miarę uniwersalny, bo brązowy odcień Chestnut rain. 

Na koniec zostawiłam dwie perełki pudełeczka - peeling kawowy Body boom w wersji cynamon, na którego punkcie oszalał instagram - jestem go bardzo ciekawa, zwłaszcza, że na opakowaniu znajduje się dodatkowo rabat na kosmetyki tej marki. I druga rzecz, pewniak, którym ekipa shinyboxa zachęcała nas do zakupu, czyli olejek do ciała Mokosh w limitowanej wersji pomarańcza i cynamon. Nie ukrywam, że głównie dla niego zamawiałam pudełeczko, choć byłam nieco przerażona cynamonem, spodziewałam się zbyt intensywnego zapachu jak dla mnie, a jednak teraz jestem zakochana w nim ;)

Całe pudełeczko jak zwykle przewyższa cenowo swoją wartość i muszę przyznać, że to jedno z bardziej udanych boxów w tym roku, zwłaszcza po moim niezadowoleniu z październikowej edycji oraz niechęci do zamawiania listopadowego. Mogę rzec, że shiny się zrekompensował :)

A co Wy sądzicie o grudniowym shiny?
Glittering garland

Glittering garland

Witajcie w już świątecznym tygodniu!
Święta za pasem, na moim blogu wciąż jest za mało postów około świątecznych, ale głowa do góry. Dzisiaj przedstawię Wam kolejny choinkowo-zielony lakier do paznokci. W zeszłym tygodniu pokazałam Wam lakier Kiko, którym wykonałam choinkowe zdobienie (turtorial). Tym razem sięgnęłam po lakier China Glaze, który upolowałam na blogowej wyprzedaży u Blondwłosej Chemiczki. Mowa oczywiście o Glittering garland.
Dostępność: online
Cena: ok 16-25 zł
Wykończenie: glassflakced
Krycie: 3 warstwy
Pojemność: 14 ml
Pędzelek: cienki

+ łatwe zmywanie

+/- cienki pędzelek

- krycie
- smuży podczas malowania
- dostępność

Glittering garland to ciemnozielona, wpadająca w czarną baza naszpikowana złotymi drobinkami, które niesamowicie się mienią i momentami wyglądają jakby były w różnych odcieniach zieleni. Ewidentnie pierwsze skojarzenie z lakierem to zielone igły świerku, który pojawia się w każdym domu na Boże Narodzenie. Wspominany wcześniej Kiko, również kojarzy mi się z kolorem choinki, jednak ten jest jej jeszcze bliższy.
Co do spraw technicznych lakier ma standardową konsystencję, drobinki rozprowadzają się równomiernie, mimo cienkiego pędzelka, za którym osobiście nie przepadam. Niestety do wad należy smużenie lakieru w czasie malowania, przez co po dwóch warstwach zdarzają się na niektórych paznokciach prześwity - stąd wymagana jest trzecia warstwa, która koryguje sprawę.

P.S. Wybaczcie zaróżowione dłonie na niektórych zdjęciach - już mi łapki zmarzły na dworzu, gdzie robiłam zdjęcie przy jałowcu :D

Co sądzicie o tym gagatku? :)
Christmas garland

Christmas garland

Jestem pewna, że zauważycie, że powtarzam to już nie pierwszy raz - święta są coraz bliżej. W tym roku o dziwo jeszcze nie wszystko mam dopięte na ostatni guzik, więc pisząc tego posta nerwowo bujam nogami w nadziei, że prezent dla Ukochanego zdąży dojść przed świętami. Ale do rzeczy.
Śniegu wciąż nie ma, więc szukam sobie sposobu, by poczuć świąteczną atmosferę - oglądam świąteczne filmy (komedie, love story), słucham nastrajającej muzyki i palę woski, które mają coś wspólnego ze świętami. Tym razem wybór padł na Yankee Candle Christmas Garland.

Są takie woski, nad których zakupem się nawet nie zastanawiam - po prostu wrzucam je do koszyka i kupuję, a są takie, nad którymi muszę się dłużej zastanowić, gdyż ani opis, nuty zapachowe czy ilustracja mnie nie przekonują. Tak też było z Christmas Garland, jednak koniec końców znalazł się w mojej woskowej kolekcji za sprawą Grześka, który rok temu dorzucił mi go do prezentu. 

Według producenta wyczuwalne aromaty to świeżo ścięte drzewo sosnowe w połączeniu z cierpkością żurawiny. W rodzinnym domu zawsze jest świeża, żywa czy jak ją nazwiecie choinka, więc zapach iglastego drzewka mam po prostu w salonie - to pierwszy punkt, czemu ten wosk nie przykuł mojej uwagi. Druga sprawa, to taka, że lubię raczej słodkie i jedzeniowe zapachy - stąd też pozytywna ocena Snowflake cookie, Spiced orange czy Candy cane lane ze świątecznych zapachów.

Skupmy się jednak na zapachu, który dzisiaj gra pierwsze skrzypce. Niestety w wosku nie czuję świeżości drzewka, tylko zapach taniego odświeżacza powietrza do toalet czy też kostki do WC. Zamiast cierpkiej żurawiny, na główny plan wysuwa się mocny zapach żywicy. Podsumowując; żadnej świątecznej przyjemności, jedynie mocny, nieco drażniący aromat, który mógłby towarzyszyć kibelkom na dworcu.

Wiele osób wspomina, jak ciężko znaleźć wśród Yankee zapach, który ładnie odwzorowuje zapach leśny, sosnowy, jednak nie ma co się poddawać. Ten i inne woski znajdziecie na Goodies w cenie 7 zł sztuka :)

Noworoczne rozdanie z Semilac

Noworoczne rozdanie z Semilac

Grafik w okresie przedświątecznym w tym roku mam wyjątkowo napięty, toteż niestety rozdania świątecznego nie będzie - za mało czasu na zgłoszenia, jeszcze mniej na rozstrzygnięcie i dotarcie paczki przed świętami. Mam nadzieję, że zrozumiecie i ciepło przyjmiecie informację o rozdaniu noworocznym.

Zarówno na instagramie jak i facebooku chwaliłam Wam się jak to Semilac spełnia marzenia realizując punkt z mojej wishlisty i budując moją kolekcję lakierów hybrydowych. Hardi milk oraz Lazure dream już znalazły miejsce w moim sercu, niestety (stety dla Was) Frappe oraz Glitter indigo dublują mi się, więc po rozmowie z p. Maciejem zapadła decyzja, by powędrowały do Was :)

Wymagań nie ma wiele - wystarczy, że zaobserwujesz publicznie mojego bloga oraz wypełnisz formularz. Za inne aktywności typu obserwacja profilu Maleńka bloguje na Facebooku, instragramie oraz udostępnienie informacji o rozdaniu doliczę dodatkowe losy, jednak decyzję czy to zrobicie zostawiam Wam. Jedynie proszę o polubienie fanpage Semilaca, który jest sponsorem rozdania.
BANER



~*~

~*~


Regulamin:
  1. Rozdanie trwa od 16.12.2015 do 03.01.2016r włącznie.
  2. Nagroda jest nowa, nieużywana, ufundowana przez Semilac/Nesperta sp. z o.o. i stanowią ją dwa lakiery hybrydowe marki Semilac w kolorach 087 Glitter indigo oraz 135 Frappe o pojemnościach 7 ml.
  3. Obowiązkowym warunkiem wzięcia udziału jest publiczna obserwacja bloga.
  4. Można zdobyć dodatkowe losy - poprzez obserwację na instagramie, polubienie na fb, udostępnienie na fb/insta, lub baneru na bloga.
  5. Aby się zgłosić do rozdania należy wypełnić formularz zamieszczony poniżej, każda osoba może zgłosić się tylko raz.
  6. Zwycięzca rozdania zostanie wyłoniony drogą losowania spośród osób, które prawidłowo wypełniły formularz i spełniły warunek konkursu, czyli obserwują bloga.
  7. Wyniki będą podane w osobnym poście kilka dni po zakończeniu rozdania.
  8. Nagrodę wysyłam na mój koszt.
  9. Osoby, które po rozdaniu przestaną obserwować bloga zostaną wykluczone z kolejnych rozdań - trafią na czarną listę.
  10. Rozdanie nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.).

Podsumowanie zeszłorocznej wishlisty - a może Was coś zainspiruje? :)

Podsumowanie zeszłorocznej wishlisty - a może Was coś zainspiruje? :)

Święta zbliżają się wielkimi krokami, a założę się, że jeszcze nie każdy z Was ma pokupowane prezenty dla wszystkich. Połączmy więc przyjemne z pożytecznym - ja zrobię podsumowanie tego, co udało mi się posiąść z zeszłorocznej wishlisty, a Wam pokażę co mogłoby ucieszyć niejedną kobietkę ;)

  1. Marzyły mi się kolczyki przekładane - wiecie, takie, żeby po drugiej stronie ucha wisiał łańcuszek i dostałam takie od Ukochanego, a sama dokupiłam sobie jeszcze niedawno sztyfty w kształcie gwiazdek u Kruka.
  2. 6. Miałam wielkie plany zostać włosomanniaczką - książkę dostałam od rodziców, a wcierkę od Fabrycznej. Mimo takiego zagajenia sytuacji się nie udało, ale się nie poddaję, zwłaszcza, że kilka dni temu znów ścięłam włosy, więc jest o co dbać ;) BTW już kupiłam nawet książkę RLM.
  3. Lakiery do paznokci przybywały w różnych proporcjach i różnych marek, jednak wciąż nie udało mi się zdobyć OPI All I want for Christmas i Baby please come home :(
  4. Pędzle do makijażu niby przybyły - te a'la EcoTools, które były w Biedronce, jednak marzy mi się ich jeszcze więcej - może chętniej bym podejmowała makijażowe próby ;)
  5. Lampki choinkowe kupił mi również G. - udało się dobrać takie z białym/przejrzystym kablem - wcześniej wisiały na szafie i przy nich po nocach czytałam Greya, a teraz są włożone do lampionu i udają lampkę nocną - >KLIK<
  6. up ^^
  7. Szminkę nude niby kupiłam, ale kolor jeszcze nie ten..
  8. Co prawda nie masło, ale mam żel pod prysznic z serii różowego grapefuita z TBS i jestem zadowolona :)
  9. Helmerek już od dawna stoi w moim pokoju - póki co jedną szufladkę zajmują woski, drugą zapasy kosmetyczne, a pozostałe 4 to królestwo lakierów.
  10. Rosyjskie kosmetyki coraz częściej pojawiają się w mojej pielęgnacji  - kilka dostałam w paczkach od dziewczyn, kilka zamówiłam na Goodies i jakoś to się kręci.
  11. Kolekcja wosków zapachowych również się rozrosła - niestety nie udało mi się zdobyć Little hottie, ale Yankee Candle na stałe zagościło w mojej woskowej szufladce, a także udało mi się poznać Kringle Candle oraz Goose Creek :)
  12. Lampa pierścieniowa trafiła do mnie przez mojego prywtanego Mikołaja G. - co prawda nie taka, jaką pierwotnie chciałam, ale ku mojemu zaskoczeniu polubiłam się z nią.
  13. Szminka MAC została przeze mnie zakupiona po namowie Grześka - poprzez testery jednak wybrałam inny kolor, niż te, które planowałam, Toteż na moich ustach możecie czasem zobaczyć Pink pigeon ;)


Hmm tu może przejdźmy od razu do tego, co udało mi się zrealizować, bo sporo z tego niestety nie pykło..
Sweterków niestety nie znalazłam takich jakie chciałam, a w tym roku zamarzył mi się kolejny (poszukiwania trwają). Udało mi się jednak przekonać do sweterka kupionego rok temu w C&A - cienki, ale niezwykle ciepły, szary i dopasowany, a także zakupić luźny, biały sweterek-bluzeczkę w gwiazdki w H&Mie.
Cekinowa spódniczka jak dostąd nie zagościła w mojej szafie, aczkolwiek kupiłam 3 inne dopasowane mini - czarną (no name/sh), czarną w granatowe kwiaty (New Look/sh) i beżową w czarne paseczki (H&M/sh).
Kurtki niestety nie nie wybrałam żadnej, ale w mojej szafie gości nowy płaszcz w kolorze jasnego brązu, ba może nawet bardziej beżu z C&A, który sprawił mi G. po moich marudzeniach, że nie wydam na niego 160 zł :D
Co do bielizny - wybrałam 3 komplety w Intimissimi - czarny i grafitowy kupił mi ukochany, natomiast miętowy sprawiłam sobie na pocieszenie jak się pokłóciliśmy. No i ostatnio jakoś przy rozmowie wyszło to ponownie na światło dzienne i zostałam pociśnięta, że ja się niby pocieszyłam a dla niego był to prezent na przeprosiny. I weź tu zrozum faceta :D Body również spodobało mi się w Intimissimi, jednak póki co hamuje mnie cena.. Biustonosz sportowy natomiast dorwałam w TkMaxxie, jednak patrząc na niego z perspektywy czasu, to nie do końca jestem zadowolona.. 
Zakolanówki i rajstopy, to rzeczy, których to udało mi się kupić po kilka par. W ogóle ostatnio chętniej nosiłabym rajstopy i spódniczki/sukienki niż spodnie, które mimo kolejnych zakupów wciąż przecieram.. (Trzeba się za siebie wziąć, Ewo, nadchodzę!)
Czerwonej sukienki nie ma i raczej nie będzie - tak się napaliłam, że będzie super na święta i teges śmeges, bo dziewczyna Grześka kolegi miała taką jedną i wyglądała zabójczo.. Jednak w każdej, którą mierzyłam wyglądałam i czułam się źle. Kupiłam za to koronkową w nieco pudrowym koralu (Tally Weijl), w której miałam iść na wesele, jednak poszłam w miętowej. A już niedługo kolejne poszukiwania sukienki na wesele^^
Torebki w minionym roku wpadły mi aż dwie - mała na łańcuszku (Bershka) to dość spontaniczny zakup, jednak bardzo dobrze mi się ją nosi, oraz shopperka (Cholewiński), którą dostałam od rodziców na urodziny. Obydwie w ładnym brązowym kolorze :)
Szpilek nawet jakoś nie szukałam, za to na jesień kupiłam sobie brązowe sztyblety (Biedronka), także mam piękny zestaw w postaci butów, płaszcza i torebki :)


Jak widzicie nie wszystkie punkty udało mi się zrealizować, jednak uparcie do tego dążę, choć nie biorę pierwszej lepszej rzeczy by móc odhaczyć dany punkt. Czy dzięki wishliście udało się pohamować mój mały zakupoholizm? Nie do końca...
Jeśli wciąż chcecie więcej propozycji na święta, może inspiracji koniecznie przejrzyjcie moją tegoroczną wishlistę, którą znajdziecie >TUTAJ<.
Choinkowe paznokcie

Choinkowe paznokcie

Święta zbliżają się nieubłaganie, coraz mniej dni w kalendarzyku adwentowym do odkrycia, coraz bardziej oblegane sklepy w celu kupienia prezentów. A jak wygląda sytuacja u Was? Jeśli chodzi o mnie to jestem strasznie zabiegana, nie mam czasu pozaglądać na blogi czy napisać posta. Dzisiaj z racji wolnego dnia w pracy pełna mobilizacja - skrobiemy posta i to w dodatku nieco związanego ze świętami.
Rok temu uraczyłam Was choinkowym zdobieniem na paznokciach - pojawił się cały turtorial jak wykonać poniższy manicure (aby przejść do posta kliknij na poniższe zdjęcie), a dzisiaj chciałabym Wam bliżej przedstawić lakier, który posłużł wtedy do zmalowania choinki.

Gotowi na choinkowy lakier?
Kolor to ciemna zieleń, która dzięki milionom drobinek niesamowicie się mieni jak igły świerku dzięki lampkom i bombkom. Cóż mogę powiedzieć więcej? W zależności od padającego światła lakier wpada w zielone i niebieskie tony, a mimo drobinek jest łatwy w zmywaniu. Do pełnego krycia wystarczają dwie, cienkie warstwy lakieru, więc wygląda na to, że jedyną wadą jest kiepska dostępność, bo jedynie sklepy Kiko.

Dostępność: salon Kiko
Cena: ok 12 zł (w promocji 10 zł)
Wykończenie: glassflakced/foliowe, ciężko powiedzieć
Krycie: 2 cieniutkie warstwy
Pojemność: 11 ml
Pędzelek: standardowy

+ dobre krycie
+ cena 
+ łatwe zmywanie
+ standardowy pędzelek, który ładnie układa się w wachlarz podczas malowania

- dostępność

Jakie lakiery goszczą na Waszych paznokciach w okresie Bożego Narodzenia? :)
Słodko-leśny peeling Agafii

Słodko-leśny peeling Agafii

Peelingi do ciała to jedne z tych kosmetyków, na które jestem najbardziej otwarta - chętnie testuję różne warianty, choć unikam solnych, gdyż mnie podrażniają. Składając zamówienie na Goodies bez chili zawahania wrzuciłam do koszyka peeling do masażu Bania Agafii - rosyjski kosmetyk w zawrotnej cenie 6,50 aż się o to prosił. Jeśli chcecie dowiedzieć się czy mnie zadowolił czy podrażnił zapraszam do dalszej części posta ;)

Podobają mi się opakowania tej marki. Większość peelingów czy maseczek kupowanych w zwykłej drogerii to takie w saszetkach, które otwierasz raz, a później bujasz się z pozostałą częścią kosmetyku do następnego użycia. Tutaj sprawę rozwiązuje zakrętka, dzięki której powietrze nie dostaje się do kosmetyku, co pozwala na rozciągnięcie w czasie zużycia go do końca. Saszetka sama w sobie jest również wytrzymała - nie raz już ją ściskałam czy rolowałam by wydobyć peeling, a ona pozostaje w stanie nienaruszonym (no może widać delikatne zagniecenia). Dodatkowym plusem jest również taka forma saszetki, że można ją postawić.

Rosyjskie kosmetyki słyną z bardzo bogatych składów - tutaj osoby, które się w nie zagłębiają będą zadowolone. Otóż zdzierakiem nie jest sól ani cukier, lecz pestki arktycznej maliny - wynika z tego kolejny plus - wydajność - wszak pestki się nie rozpuszczają. Mimo to, peeling nie jest może nadzwyczajnie mocny, jednak twarde drobinki potrafią przyszorować.
Nieco żelową bazę tworzy mieszanka olei wśród których znajdziemy olej z nasion rokitnika i syberyjskiego cedru oraz organiczne oleje szarłatu, rumianku i nagietka.
Przyznam, że nigdy nie przepadałam za leśnymi zapachami, jednak ten tutaj zupełnie mi nie przeszkadza, a nawet mi się podoba. Wyczuwam tutaj połączenie zapachu drzewnego, leśnego, właśnie takiego cedrowego z delikatną słodyczą (malina/jeżyna).

Znacie go, a może macie innych ulubieńców godnych polecenia wśród kosmetyków tej marki?
Świąteczna wishlista, czyli listy do M.

Świąteczna wishlista, czyli listy do M.

Święty Mikołaju,
Może grzeczna nie byłam, ale każdy w te magiczne dni, jakimi są święta zasługuje choć na małą rzecz, która wywoła uśmiech na twarzy. Wiem, że wcale ta łatwo nie jest się wstrzelić w gust obdarowywanej osoby, więc mam dla Ciebie małą podpowiedź w postaci świątecznej wishlisty. Oczywiście wiem, że nie uda Ci się pewnie zmieścić tyle prezentów do wora.. z resztą inne duszyczki również czekają na podarunki, więc będzie to również swego rodzaju drogowskaz dla mnie, aby nie zapomnieć tego kupić w najbliższym czasie ;)

  1. Kosmetyki Biolaven - nie będę ukrywać, że początkowo byłam przerażona zapachem lawendy, jednak mając okazję niuchnęłam - zapach mnie oczarował, a znając właściwości kosmetyków Sylveco.. pragnę je przetestować. Najchętniej na start przygarnęłabym żel do mycia twarzy lub pod prysznic, bowiem taki najszybciej trafiłby do testowania na moim ciele :)
  2. Kosmetyki Pat&Rub - kolejna marka, z którą chciałabym się bliżej zapoznać. Tutaj najbardziej ciekawi mnie linia rewitalizująca oraz relaksująca. Mgiełki, olejki, peelingi - ze wszystkiego byłabym zadowolona.
  3. Semilac Hard (budujący) - od kiedy tylko zaczęłam czytać o hybrydach jestem go bardzo ciekawa - moim i nie tylko paznokciom przydałoby się takie wspomaganie w słabszych momentach. Oczywiście do tego również wszystkie szalony i formy, żeby można było od razu działać ;)
  4. Dior J'adore - spodobały mi się wśród odpowiedników FM Group, a później oryginały w sklepie. Zdaję sobie sprawę z wartości tej buteleczki, dlatego warto wiedzieć, że lubuję się również w wodach Calvina Kleina ;)
  5. Organique Savon noir - kosmetyki tej marki są dla mnie bezbłędne, chętnie przetestuję każdy z nich, jednak pierwsza kolejność przypada na czarne mydło ;)
  6. La Roche Posay Effaclar żel do mycia twarzy - mój ulubieniec, a niestety się skończył..
  7. Podkład M.A.C. - wciąż szukam idealnego podkładu, a coraz częściej myślę o nim i wszystkich pozytywach jakich o nim usłyszałam ;)
  8. Sylveco Pomadka z peelingiem - jak już wspomniałam przy Biolavenie - jestem zachwycona jakością produktów Sylveco, dlatego w ciemno (choć nie ukrywam, że również wiele zachwytów wyczaiłam) chciałabym pomadkę z peelingiem, która na bank nie raz będzie ratowała moje usta z opresji ;)
  9. Lakiery Anchor fields - jestem zajarana wszystkim co ma kotwice, więc gdy wyhaczyłam na instagramie markę lakierów z takim logo, to koniecznie chcę je mieć. Kolory są wspaniałe, marka rosyjska, więc teraz nic tylko polować :)
  1. Rękawica do demakijażu Glov - jestem szczęśliwą posiadaczką szczotki do mycia twarzy, a teraz chcę jakieś akcesorium do demakijażu. Wydaje mi się to dobrą opcją. Gadżeciara? Być może ;)
  2. Płytki do stempli B. loves plates- moja MoYou mnie zauroczyła, a teraz chciałabym wypróbować płytki jednej ze znanych nam blogerek. Podobają mi się wszystkie, jednak geometryczne czy hipnotyzujące wzory są na czele.
  3. Stempel - skoro stemplowanie, to i dobry stempel by się przydał. Myślę, że właściwie dobrany nie przysparzałby mi tyle zdenerwowania.
  4. Pędzle do zdobień - ostatnio powróciłam również do manualnego zdobienia paznokci, jednak moje stare pędzelki i sonda nie dają mi dużego pola do popisu, więc proszę o nowe :)
  5. Farbki akrylowe - jak wyżej, dzięki nim będę miała większe pole do popisu :)
  6. Rapidograf - stała grubość linii bardzo przekonuje moją czasem drżącą rękę, poza tym to kolejna rzecz, która wspomoże moje paznokciowe bazgrołki ;)
  7. Wzorniki do lakierów - nazbierało mi się troszkę buteleczek, więc czasem zapominam jakie mam kolory, także takie coś ułatwiłoby mi sprawę. Na początku chciałam takie na kształt słoneczek, jednak takie byłoby wygodniejsze przy porównywaniu kolorów.
  8. Beauty blender - nie jestem przekonana do nakładania podkładu pędzlem, ale jajeczkiem już tak. Zawsze to lepsza opcja, niż robienie tego manualnie ;)
  9. Pędzle do makijażu - zdecydowanie muszę w końcu podszkolić swoje umiejętności, a nowe pędzle na pewno by mnie zmotywowały.
  1. Miętowy zegarek z kotwicą - jak wspomniałam, jestem zajarana tym motywem. Bransoletek mam już kilka, przyszła pora na zegarek.
  2. Zegarek z trafnym napisem na tarczy - ten wyjątkowo mi się spodobał Dotychczas miałam tylko takie na bransoletach, a chciałabym taki na pasku. Jako, że obydwa znalazłam na allegro w niezawrotnych cenach u tego samego sprzedającego wysyłka byłaby jedna, a przyjemności dwie.
Przyznam, że miało być kilka rzeczy więcej w tegorocznej wishliście, jednak kilka z nich udało mi się zrealizować już wcześniej - np selfiestick oraz powerbank dostałam od ukochanego, a trwałą pomadkę w płynie Paese na spotkaniu blogerek ;)
Nie u wszystkich pojawiła się chciejlista, więc pytanie na koniec: A co Wy zawarlibyście w liście do Mikołaja?
Jak zmieniłam stan moich skórek?

Jak zmieniłam stan moich skórek?

Od kiedy pamiętam moje paznokcie były cienkie i giętkie - tak, gdy urosły dłuższe mogłam je wyginać w różne strony. Później nastał mroczny etap - strasznie suche paznokcie, które notorycznie się rozdwajały, łamały i nie było nawet szansy by je zapuścić. Dodatkowym problemem były wiecznie przesuszone skórki przy paznokciach.
Próbowałam wielu odżywek, lecz ciężko było o długofalowe efekty. Sporo czytałam o olejowaniu paznokci, a później na salonach pojawiło się regenerujące serum do paznokci Evree. Miałam je w planach zakupić - wszak z innych kosmetyków z tej serii byłam zadowolona (krem do rąk, balsam do ciałą), lecz ostatecznie kosmetyk wpadł do mnie wraz z wrześniowym shinyboxem. Od tamtego czasu sporo się zmieniło ;)

Opakowanie
Serum otrzymujemy w biało-czerwonej, matowej, zakręcanej tubce z pędzelkiem. Dzięki takiej formie możemy bez problemu i zatłuszczania wszystkiego wokół zaaplikować kosmetyk na paznokcie oraz skórki wokół nich. Całość dodatkowo umieszczona została we wręcz neonowym kartoniku, który na pewno zwróci Waszą uwagę na drogeryjnej półce. To właśnie na nim znajdziemy wszystkie informacje dotyczące produktu, przeznaczenia, sposobu stosowania czy składu.

Działanie
Dzięki zbawiennym właściwościom olejków w składzie moje paznokcie poprawiły swój stan - nie były już suche jak wiór, choć do ideału jeszcze nieco im brakowało. Niestety taki jest minus, gdy odżywianie nie jest w formie bazy pod lakier, a można nakładać go jedynie na goły paznokieć, gdy lubi się pomalowane.. Trzeba jednak przyznać, że używałam go kilka, nieregularnych razy tygodniowo. Mimo, iż nie stosowałam go codziennie, muszę przyznać, że sama aplikacja jest przyjemna nie tylko ze względu na wygodną tubkę, ale również delikatny i nieco słodki zapach kosmetyku.
Natomiast z działania na skórki jestem bardzo zadowolona - skórki wokół paznokci są nawilżone, wyglądają estetycznie. Nie odstają ani nie zadzierają się jak wcześniej, w końcu mogę pokazywąć bez wstydu dłonie, gdy ktoś podziwia lakier.

A Wy jak pielęgnujecie swoje paznokcie i skórki? :)
Isana melon&gruszka, czyli coś więcej niż zwykły żel pod prysznic

Isana melon&gruszka, czyli coś więcej niż zwykły żel pod prysznic

Dzięki Wam na blogach poznałam żele pod prysznic Isana i zastanawiałam się, dlaczego tak długo ich unikałam, skoro to całkiem przyzwoita jakość w niskiej cenie. Póki co żaden mnie nie zawiódł, a dalsze eksperymenty wciąż mnie zaskakują, tak jak dziś zrobił to żel pod prysznic melon & gruszka z perełkami zawierającymi olejek pielęgnacyjny. Jeśli jesteście ciekawi mojej opinii na temat tego niepozornego produktu, koniecznie czytajcie dalej.

Opakowanie
Żel dostajemy w 300ml przeźroczystej buteleczce (typowej dla całej gamy żeli pod prysznic marki), która ułatwia nam kontrolę zużycia oraz pokazuje energetyzujący kolor kosmetyku - mnie to przekonuje. Zamknięcie niczym się nie wyróżnia - zwyczajnie na klik w kolorze dopasowanym do kosmetyku. Jako jeden z niewielu kosmetyków Isany w Rossmannie nie jest opatrzony etykietą z opisem produktu w naszym rodzimym języku.

Zapach i konsystencja
Energetyzujący pomarańczowy pod względem koloru żel ma również dość standardową konsystencję - żelową, ale nie wyróżniającą się na tle podobnych kosmetyków Isany. Jedyną różnicą są zawieszone w nim perełki,w  których znajduje się olejek rycynowy.
Zapach jest sporym atutem kosmetyku - świeży, lekki i apetyczny. Mnie oczywiście kupuje - lubię takie owocowe aromaty, a gruszka na tle melona.. super! ;)

Działanie
Tutaj również wypada przyzwoicie - dobrze oczyszcza, a jednocześnie pielęgnuje i nawilża skórę. Uważam, że to świetny patent na szybki prysznic i brak czasu po nim na balsamowanie ciała. Może nie jest idealnie, ale lepiej niż po zwykłym żelu. Zwykle do mycia używam myjki, która we współpracy z nim wytwarza również delikatną pianę.

Nie będę ukrywać, że teraz czaję się na olejek pod prysznic Isany, czyli teoretycznie jeszcze bardziej zaawansowaną formę pielęgnacji w oczyszczaniu ciała. Ktoś może wie jak się spisuje? :)
Relacja z warsztatów Remington na Meet Beauty

Relacja z warsztatów Remington na Meet Beauty

Dzisiaj przychodzę do Was z kolejną relacją warsztatów podczas Meet Beauty. Dotychczas ukazał się obszerny opis warsztatów foto organizowanych przez markę Olympus, tym razem stawiam na panel włosowy, czyli warsztaty Remington. Od razu mogę powiedzieć, że na temat tych warsztatów słyszałam mnóstwo podzielonych opinii - mam nadzieję, że tym wpisem ukażę Wam warsztaty nieco innym okiem.

Z pewnością nie tylko ja widząc harmonogram i zaznaczony w nim panel włosowy, a przy zapisach mistyczne wręcz słowo 'warsztaty', spodziewałam się, że uczestnicy będą mogli nabrać wprawy w stylizacji włosów czy układaniu fryzur przy pomocy urządzeń Remingtona. Na sobie, koleżance obok, a najchętniej na modelce. A jak to wyglądało w praktyce?

W praktyce wyglądało to do pewnego momentu czysto teoretycznie - prezentacja marki oraz omówienie po kolei każdego produktu z nowej serii PROtect, a także słowo o szczotkach i maszynce do strzyżenia Vacuum. 
Ale zaraz zaraz o co tyle szumu?
Otóż każdy produkt spod szyldu PROtect w swoją ceramiczną powłokę ma wtopione 3 substancje ważne w pielęgnacji włosów, czyli keratynę, olejek arganowy oraz makadamia. Dzięki temu stylizacja włosów ma nie tylko wymiar upiększający, ale również pielęgnacyjny - włosy stają się nawilżone i błyszczące.
Ponadto produkty zostały poddane testom i na ich podstawie uzyskano wyniki stanowiące, że ta seria wykonuje o przeszło 60% mniej krzywdy włosom oraz czas utrzymywania się fyzury jest dłuższy niż po użyciu konkurencyjnych produktów.
Oprócz takich suchych faktów zachęcają również inne zalety jak szybkie, dosłownie kilkunastosekundowe nagrzewanie się, cyfrowe wyświetlacze w lokówce i prostownicy, uniwersalne wyłączenie, obrotowy kabel dla wygody oraz odporne na ciepło etui w przypadku lokówki, a także zmienne ustawienia temperatury dla prostownicy i suszarki, oraz zwiększona moc w suszarce (osiągi dla takiej 2400W przy obecnej mocy 2100W, co oprócz skuteczności skutkuje również mniejszym poborem prądu).
A jeśli ktoś dalej się waha, to niech przyjrzy się designowi, kolorystyce, czy zerknie na lekkość produktów - myślę, że gama PROtect szybko znajdzie swoich fanów.

Druga część warsztatów to już bardziej część praktyczna, w której stylista fryzur Daniel Kuczaj dzielił się swoim doświadczeniem oraz spostrzeżeniami dotyczącymi produktów Remingtona, które były gwiazdkami podczas tego panelu. W tym momencie każdy uczestnik mógł zobaczyć co w stanie są zdziałać na włosach dane produkty i muszę przyznać, że po tym co zobaczyłam, moja stara prostownica chyba powinna przejść na emeryturę ;)

Podczas każdego pokazu na włosach modelki wybranej z grona uczestników Daniel wykonywał prawdziwą metamorfozę. Podpowiadał jak pielęgnować włosy i co robić, by wyglądały po prostu lepiej. Nie da się też ukryć, że chwilę po tym jak wziął je w ręce od razu podpytywał co było z nimi robione i oczywiście w żadnym wypadku się nie mylił.

Pokazy wywołały zadowolenie wśród pań, które wciąż szukają dobrego fryzjera i stylisty - szybkie i rzeczowe podejście Daniela dało nam do zrozumienia, że facet po prostu zna się na rzeczy i niejedna z nas powierzyłaby mu swoje włosy w opiekę. Nie oszukujmy się, ale niezadowolenie też się pojawiło. Czemu? Bo czasu było zbyt mało by każda z nas miała szansę przetestować produkty na swoich włosach, a i tak warsztaty się przedłużały.

Co sądzę o warsztatach?

Jestem zaciekawiona nową serią i nie ukrywam, że pokaz stylisty zrobił na mnie wrażenie. Głównie pod tym względem, że zna się na tym co robi i wie czego potrzebują włosy Polek. Poza tym nie ma co ukrywać - jeśli stoję przed wyborem produktu do stylizacji włosów, to najbardziej przekonują mnie efekty jakie można nimi uzyskać. Także wiecie, lokówkę Remingtona, którą kupiłam w zeszłym roku, wybrałam na podstawie własnej wiedzy produktowej (wtedy pracowałam jeszcze w elektromarkecie) oraz właśnie filmów i zdjęć, na których mogłam zobaczyć jak się nią pracuje oraz efekty po zabiegu.
Druga sprawa to informacja o produktach - niektórym się to nie podobało, bo to samo można rzekomo wyczytać z opakowania w sklepie. Z jednej strony prawda, jednak czasem gdy wahacie się nad powiedzmy 2-3 modelami podchodzi do Was sprzedawca. I co wtedy? Albo podpowie Wam jak ktoś zaufany, albo doradzi produkt, który w danym momencie ma być wypychany z magazynów (no bo skoro i tak się nad nim zastanawiałaś..). Dzięki takiej krótkiej teorii masz już chociaż pojęcie na co zwrócić uwagę przy zakupie nowego produktu.
Cieszę się również, że otrzymaliśmy najnowsze katalogi produktowe - zastanawiam się nad pewnym zakupem, a niestety nie w każdym sklepie są dostępne ulotki, które później można jeszcze na spokojnie przewertować w domu. Okej, są internety, ale gdy na kilku stronach czytamy właściwości produktu.. to nie to samo co w jednym miejscu - wtedy brakuje niejakiej spójności.

Plus dla marki jako organizatora panelu - wspomniałam Wam o niezadowoleniu uczestników z powodu teoretycznego wymiaru warsztatów, braku możliwości przetestowania produktów czy przedłużania się panelu. Marka w odpowiedzi na oceny uczestników, chciała poprawić swój wizerunek i zorganizowała dodatkowy konkurs, w którym do wygrania było 30 produktów z serii PROtect (po 10 każdego rodzaju), czyż to nie świetna rekompensata na kręcenie nosem?
Aż żałuję, że przegapiłam termin zgłoszenia - moja historia uzależnienia od suszarki i wręcz zasypiania z nią może urzekłaby jury i miałbym szansę na testy. Ale cóż, za gapowe się płaci ;)

Jak widzicie, wrażenia z warsztatów Remingtona są podzielone - ja jestem zadowolona, a Ty?
Zdjęcia pochodzą z profilu Meet Beauty
Wpis bierze udział w konkursie Gotowi z Remingtonem.
Copyright © 2014 Maleńka bloguje , Blogger