Lipny czy lipowy?

Lipny czy lipowy?

Kiedyś w moim wieczornym rytuale czyszczenia buźki chusteczki do demakijażu rządziły, później przeszła fala zadowolenia dwufazówką, ale od kiedy wpadł mi w łapki micel Garniera, jestem wierna płynom z tej kategorii produktów. Najświeższy mój nabytek to lipowy płyn micelarny cenionej w blogosferze marki Sylveco, który znalazłam w sierpniowym shinyboxie. Myślę, że jakieś półtora miesiąca testowania płynu micelarnego to wystarczający okres czasu by przybliżyć Wam jego właściwości, więc dzisiaj na nim się skupimy.

Opakowanie
Płyn zamknięty jest w ciemnej buteleczce ('zdrowej' dla kosmetyku) o pojemności 200 ml, którą należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Ten kosmetyk dostaniemy w dobrych drogeriach i aptekach za cenę około 15-18 zł. Otwarcie jakie tu znajdziemy jest typu klik - wygodne w obsłudze, nie połamiemy na nim paznokci. Podczas okresu 1,5 miesiąca nie zerwało ani się nie uszkodziło. Sam otwór mimo, że jest standardowych wielkości nigdy nie dozuje zbyt wiele płynu. Sporym zaskoczeniem była dla mnie etykieta - półmatowa, jakby satynowa - w każdym razie miła w dotyku i oczywiście zapisana różnymi informacjami (skład, opis składników aktywnych itd).

Zapach
Nie ma co opisywać konsystencji - wodnista, lekko zabarwiona na żółto. Jest to kosmetyk z rodziny tych naturalnych, także można spodziewać się nie najładniejszego zapachu. Wiele się naczytałam i nasłuchałam, że pachnie ziołowo, jednak ja skłaniałabym się wręcz do aptecznego, lekowego zapachu. Kojarzy mi się z wieczorami, gdy jako mała dziewczynka odbierałam z tatą mamę z pracy - właśnie taki zapach miał szpital do którego wchodziłam. Zapach oddziałuje na mnie wspomnieniami, więc jak najbardziej mi nie przeszkadza, choć to u niektórych osób może być jego wadą.


Działanie
Jeśli chodzi o działanie to bez problemu domywa makijaż bez zbędnego pocierania płatkiem. Nie pozostawia między rzęsami resztek makijażu, a po całym zabiegu na twarzy nie wyczuwam lepkości czy jakichś tłustych warstewek. Często również marudzę, gdy kosmetyk podrażnia oczy - tutaj jeszcze ani razu się z tym nie spotkałam, choć poddawałam go testom i nawet specjalnie powodowałam kontakt płynu bezpośrednio z gałką oka. Egzamin zdał celująco.

Ciekawa jestem innych kosmetyków Sylveco, może polecicie mi jakiś? :)
Melisa w podróży

Melisa w podróży

Nie jedna kobieta zna z autopsji gromadzenie miniaturek i próbek kosmetyków - przyda się na wyjazd pomyślała niejedna z nas, a nawet jeśli nie, to chociaż przetestuję nowy kosmetyk, a co! W podobnym zamyśle kupiłam zestaw miniaturek kosmetyków Uroda Melisa - i choć staram się na wszelkie podróże zabierać sprawdzone kosmetyki, zaryzykowałam i zabrałam je ze sobą nad morze. Czy obyło się bez podrażnień i innych niespodzianek?

Wszystkie kosmetyki, które przedstawię w tym wpisie udało mi się zakupić w maju w Biedronce za ok 15 zł, ale widziałam je również w drogeriach Natura w takich zestawach (w kosmetyczkach). Pojedynczo oczywiście też je można dostać ;)

Na pierwszy ogień idzie balsam do ciała - a w tej kwestii jestem bardzo wymagająca. Nie lubię gdy balsam długo się wchłania czy zostawia lepką warstwę, zwłaszcza latem. Tutaj może nie jestem w stu procentach uszczęśliwiona, ale jest nieźle. Suchej skóry może ten kosmetyk nie uratuje, ale po kąpielach w słonej wodzie i długim opalaniu w pełnym słońcu balsam utrzymywał skórę mego ciała w ryzach, odpowiednie nawilżenie zostało zapewnione. Ponadto szybko się wchłaniał, delikatnie i świeżo pachniał, ale zapach nie utrzymuje się długo na ciele. Konsystencja również ułatwiała aplikację, bowiem balsam nie uciekał przez palce, a po posmarowaniu nie zostawiał na skórze otoczki. Jak dla mnie na plus - podobnie z pojemnością w tym wypadku - nie za duża na wyjazd, a w zestawieniu z moimi zapasami smarowideł odpowiednia by wypróbować kolejne.

Kolej na żel pod prysznic - ten jest z tych kremowych, które bardzo lubię. Cóż mogę o nim powiedzieć? Dobrze i delikatnie oczyszcza ciało, mojej skóry nie wysuszył. Podobnie jak kosmetyki z tej linii ma delikatny i świeży zapach, który po kąpieli nie pozostaje na ciele.

Najbardziej bałam się mojej reakcji na krem do twarzy. W tej kwestii wciąż szukam ulubieńca, kremu, który spisze się idealnie w swoim zadaniu, a przy tym nie będzie obciążał ani zapychał twarzy oraz nada się pod makijaż. W zestawie trafił się krem silne nawilżający do cery delikatnej, wrażliwej i normalnej (Melisa ma jeszcze w swojej stajni kremy przeciwzmarszczkowe).

Tutaj również mogę pochwalić kosmetyk za dobre nawilżenie, nie zapychanie, czyli brak niespodzianek na twarzy oraz wygodny aplikator (w przypadku tego mini opakowania), który kojarzy mi się z kremami pod oczy. Podobnie jak inne kosmetyki z serii, pachnie świeżo i delikatnie, jednak nie podrażnia oczu.

Na koniec płyn micelarny - czego od niego wymagam? Dobrego zmywania makijażu bez tarcia oczu, oraz aby nie szczypał oczu ani nie dawał nieprzyjemnego uczucia widzenia za mgłą. To czy pozostawi warstewkę na twarzy nie ma dla mnie znaczenia, gdyż po demakijażu i tak myję jeszcze buzię żelem do tego przeznaczonym. Jak się spisał?
Micelek dobrze radzi sobie z makijażem (bynajmniej niewodoodpornym), a przy tym nie pozostawia nieprzyjemnej warstwy na twarzy. Po jego użyciu nigdy nie miałam problemu widzenia za mgłą, nie szczypał również w oczy, choć gdy dostał się do nich bezpośrednio to taka sytuacja się zdarzyła. Ideałem w tej kwestii nie zostanie, ale muszę przyznać, że była to przyjemna odmiana.

Jak widzicie po zdjęciach wszystkie kosmetyki z tej serii mają identyczną, prostą szatę graficzną - kompozycja bieli i zieleni. Opakowania są wykonane z plastiku (miękkiego w przypadku tubki z kremem, nieco twardszego w pozostałych kosmetykach). Tubka jest zakręcana - czy to wygodne same wiecie. Podoba mi się rozwiązanie otwieranych wieczek trochę typu klik w pozostałych buteleczkach - nie są aż tak pancerne by łamać paznokcie. Otwory dozujące są przemyślanych rozmiarów - nigdy nie zaaplikowałam przez nie za dużej ilości kosmetyku.

Znacie kosmetyki Melisa? Co o nich sądzicie?
Openbox - wrześniowy shiny

Openbox - wrześniowy shiny

Wrześniowego shinyboxa nie zamówiłam od razu - bez bicia przyznam się, że podpowiedzi na Facebooku w zestawieniu ze zgadywankami w komentarzach mnie nie ciekawiły. Skusiłam się dopiero w momencie weekendowej obniżki dla pojedynczego pudełeczka (bo w ten sposób zawsze zamawiam) i tak mam i ja wrześniowe pudełeczko Shinybox. Zapraszam Was na przegląd zawartości i jego wstępną ocenę.

Fakt, że zawartość pudełeczka znacznie przekroczyła wartość zamawianego boxa to sprawa niewątpliwa - tym razem jest to około 150 zł. Kolejnym plusem jest również fakt, iż pudełeczko zostało wypchane pełnowymiarowymi kosmetykami po brzegi - nie łatwo było zdjąć wieczko kartonika ;)

Vedara Złoty peeling do ciała
Peelingi zawsze są u mnie mile widziane, cieszę się, że w dodatku jest to peeling cukrowy, a nie solny. Nieco przeraża mnie jego mocny zapach, ale patrząc na skład myślę, że będzie dobrze. Wszak właśnie zmieniamy porę roku na kalendarzową jesień, więc aromatyczne kosmetyki są jak znalazł.

Orientana Olejek do twarzy drzewo sandałowe i kurkuma
Markę znam i lubię, zobaczymy jak sprawdzą się olejki w pielęgnacji mojej twarzy. Skład wspaniały, samo dobro.

Efektima Mineral SPA Peeling+maska+krem myjący do twarzy 3w1
Efektima Balsam brązujący do ciała (GRATIS)
Saszetki są jak najbardziej mile widziane w moich kosmetycznych zbiorach - szybko pozwalają wypróbować i ocenić kosmetyk, poza tym są poręczne w kwestii podróżowania.

Evree Serum do paznokci Max Repair
Wiele się o nim naczytałam i miałam kupić w tym miesiącu - dobrze, że się wstrzymałam. Miałam już dwa kosmetyki z tej serii i byłam zadowolona, mam nadzieję, że i z tym się polubię. Już mi się podoba poręczne opakowanie, które pozwoli w każdym miejscu na użycie.

Syis Krem pod oczy
Jeśli chodzi o krem pod oczy to wciąż szukam ideału w tej kwestii - zawsze coś mi nie leży - albo jest za ciężki, albo za słabo nawilża, albo roluje się pod makijażem. Może ten kosmetyk w końcu spełni moje wymagania? :)

Biały Jeleń Emulsja do higieny intymnej
To ten z kosmetyków, który się nie zmarnuje. Markę znam, polubiłam już żel do mycia twarzy (choć zaskoczył mnie konsystencją) - mam nadzieję, że i tu będzie dość dobrze.

Vaseline Balsam do ciała w spray'u Cocoa Radiant
Kolejny kosmetyk, który planowałam zakupić, lecz odstraszała mnie cena i oczywiście zapasy innych kosmetyków nawilżających, ale w końcu mam go i ja. Sprawdzę czy serio jest taki łatwy, szybki i przyjemny w użyciu i dobrze nawilża.

Muszę przyznać, że Shiny po raz kolejny pozytywnie mnie zaskoczył zawartością. Bardzo cieszę się z moich pierwszych spotkań z markami Vedara i Syis, kolejnego z Orientaną oraz zawartości produktów, które miałam w planach kupić. Reszta pudełeczka także świetnie wpisuje się w jesienną pielęgnację, choć nie ukrywam, że drogeryjne kosmetyki cieszą już nieco mniej. Pod tym względem uważam, że i tak box jest idealnie wyważony - wszak nie składa się z samych produktów na wyciągnięcie ręki do Rossmanna.
A co Wy sądzicie o tym pudełeczku? :)
Midsummer's night

Midsummer's night

Od kiedy złapałam bakcyla na kominek i aromatyczne woski chętnie wypróbowuję nowe mieszanki zapachów. Zaczęło się do Pink sands, później przyszły bardziej owocowe zapachy, z czasem kwiatowe, ale wciąż brakowało w moich zbiorach 'męskiego' zapachu, o których tyle dobrego naczytałam się w sieci. Z pomocą przyszła Szaro-kolorowa, od której w paczce poświątecznej dostałam wosk Yankee Candle Midsummer's night.

Nie ukrywam, że wosk sporo przeleżał w szufladzie - nie wiedziałam jak się za niego zabrać, albo nie chciałam by pogryzł się z perfumami lubego. Swój czas znalazł gdy bardzo tęskniłam za ukochanym, wtedy go odpaliłam i.. Poczułam mocne męskie perfumy, coś nawet jak woda kolońska. Wosk jest bardzo intensywny, tak jak i wody toaletowe panów, którzy wyciągają nas na wieczorne randki i odprowadzają do domu po zmroku, w świetle księżyca. W głowie siedziało mi takie porównanie do snu nocy letniej, czasów naszych rodziców czy dziadków, gdy właśnie wtedy takie schadzki się odbywały - nie ukrywajmy, że teraz najczęściej luby odwozi nas samochodem, a jego perfumy są nieco subtelniejsze.
Zarówno kolor wosku, który po roztopieniu jest czarny jak smoła, a także jego etykieta przywodzi na myśl właśnie takie porównanie. Swoją drogą chyba pójdę śladami innych dziewczyn i zacznę je zbierać, bo są obłędne :]
Wosk możecie znaleźć w dobrych sklepach stacjonarnych - np Organique w Łomiankach albo w sklepie internetowym Goodies.

Lubicie woski o męskich zapachach? :)
Melon, mięta czy guma do żucia?

Melon, mięta czy guma do żucia?

Jestem wybredna w stosunku do kosmetyków. Wydaje mi się, że najbardziej w stosunku do balsamów do ciała i kremów do rąk. Musi mi się podobać zapach, konsystencja i oczywiście liczy się czas wchłaniania i ewentualne tłuste warstewki. Muszę przyznać, że gdy otworzyłam sierpniowego Shinyboxa byłam sceptycznie nastawiona do kremu-sorbetu Oriental touch białoruskiej marki Liv Delano.

Przyznam, że bałam się, że skład będzie porównywalny z kosmetykami z Home&You (może i ładne zapachy, ale straszne składy). Widząc skład bez parafiny, za to z wieloma olejami i ekstraktami byłam pozytywnie zaskoczona. Znajdziemy w nim między innymi olejek miętowy, olej sojowy i lniany, kwas hialuronowy, proteiny migdałów, wyciągi z wodorostów, ekstrakt z nagietka, aloesu, babki czy Echinacei. W dodatku kosmetyk ten nie kosztuje wiele, bo ok 12zł/75ml.

Opakowanie, czyli tubka ma bardzo ładną grafikę, która przykuwa wzrok - mi się nieco kojarzy z pawimi piórami. Mały minus za zakrętkę - wiecie, że wolę zamknięcia typu klik, bo wtedy sprawniej i wygodniej przebiega aplikacja kremu. Duży plus za to, że opakowanie nie niszczy się ani nie ściera (oprócz etykiety w języku polskim, z której ściera się jedynie nadruk) podczas noszenia w torebce - nie raz w takim przypadku tubka była zabrudzona i pościerana.

Konsystencja produktu jest lekka - nie jest to treściwy krem, ale jak zapowiada producent coś w kierunku sorbetu. Szybko się wchłania, nawet gdy nałożymy go znacznie więcej niż zwykle. Kosmetyk ma za zadanie 'intensywnie nawilżać' - owszem, utrzymuje dłonie na odpowiednim poziomie zwłaszcza w obecnej porze roku, jednak bardzo suchych dłoni raczej by nie wyratował z opresji. Po jego użyciu dłonie są delikatne, wygładzone i takie jakby satynowe.

Zapach kremu-sorbetu jest dość oryginalny i kuszący - w zestawieniu z konsystencją i szybkim wchłanianiem mogłabym go używać bez przerwy, dlatego też powoli dobijam do denka. Kosmetyk pachnie większości owocową gumą do żucia, wyczuwalna jest również nutka mięty. Od kiedy pierwszy raz nim posmarowałam dłonie wiem jednak, że mój nos wyczuwa.. świeżego melona! Zwykle w kosmetykach szukam mango-brzoskwini u Farmony, czy arbuza w Bielendzie, ale teraz wiem, że będę również rozglądała się i za tym owocem.

Czy mieliście już okazję używać tego produktu do rąk? Jakie zapachy smarowideł lubicie? :)
Konkurs-rozdanie z COTTON BALLAMI

Konkurs-rozdanie z COTTON BALLAMI

Witajcie po tygodniowej przerwie - przepraszam za nieobecność, nie wiem gdzie mi czas uciekał, że nie było mnie z Wami. Choć starałam się odwiedzać Wasze blogi mobilnie, to wiem, że nie do każdego udało mi się zajrzeć czy skomentować. W ramach przeprosin i minionych w zeszłym miesiącu 3 urodzin bloga mam dla Was mały konkurs-rozdanie. Warunki myślę, że są względnie proste - wystarczy być obserwatorem i odpowiedzieć na pytanie, dodatkowe rzeczy to dodatkowe losy.
Zapewne większość jest teraz ciekawa co jest nagrodą? Wiedząc jakie trudy przeszłam aby zakupić biedronkowe cotton balle.. postanowiłam ułatwić zadanie komuś z Was - nagrodą jest zestaw cotton balli w odcieniu niebieskiego - wybierał Grzesiek :) Oczywiście w paczce zwycięzca znajdzie też mały, kosmetyczny akcent - co to będzie? Sama jeszcze nie wiem :)



Regulamin:
1. Rozdanie trwa od 14.09 do 14.10 2015r włącznie.
2. Nagroda jest nowa, nieużywana, zakupiona z myślą o rozdaniu.
3. Obowiązkowym warunkiem wzięcia udziału jest publiczna obserwacja bloga.
4. Można zdobyć dodatkowe losy - poprzez obserwację na instagramie, polubienie na fb, udostępnienie na fb, dodanie bloga do blogrolla lub baneru na bloga.
5. Aby się zgłosić do rozdania należy wypełnić formularz zamieszczony poniżej, każda osoba może zgłosić się tylko raz.
6. Zwycięzca rozdania zostanie wyłoniony drogą losowania spośród osób, które prawidłowo wypełniły formularz i spełniły warunek konkursu, czyli odpowiedziały na pytanie oraz obserwują bloga.
7. Wyniki będą podane w osobnym poście kilka dni po zakończeniu rozdania.
8. Nagrodę wysyłam na mój koszt.
9. Osoby, które po rozdaniu przestaną obserwować bloga zostaną wykluczone z kolejnych rozdań - trafią na czarną listę.
10. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.).

Baner konkursowy
Gdybyście chcieli zdobyć dodatkowe losy podałam Wam kilka możliwości:
polubienie na fb Maleńka bloguje
obserwacja na instagramie malenkabloguje
dodanie banera na blogu
dodanie mojego bloga do blogrolla


________________________________________________________________
Dajcie znać w komentarzu czy się zgłosiliście a nagroda się podoba :)
Zalukani w sierpniu

Zalukani w sierpniu

Kolejny post podsumowujący miniony miesiąc - tym razem zdecydowałam się na przegląd kulturalny, który tak lubicie. Totalnie nie mogę zmotywować się, aby pokazać Wam moje trzymiesięczne denko - mógłby ktoś mnie kopnąć do działania? :D Może tak podobnie jeśli chodzi o czytanie książek - ponownie w zestawieniu nie ma ani jednej.. Ale za to zapraszam Was do posłuchania muzyki i obejrzenia niektórych filmów.

Lubię horrory i co raz to ciągnie mnie by obejrzeć kolejny i kolejny. Tym razem wybór padł na film Demon Historia prawdziwa. Wiele podejść do niego było, ale się nie zniechęcałam i pewnego popołudnia obejrzałam. Żałuję każdej minuty, którą na niego poświęciłam, bo film niemiłosiernie się dłużył i momentami nie łapał spójności. Ot sąsiadka uznana za czarownicę, a każda niepokojąca rzecz dziejąca się w domu jest zwalana na nią.. Plus za kostiumy, które bardzo dobrze odwzorowały tamte czasy.

Uwielbiam za to motywujące film, a W pogoni za szczęściem jest jednym z nich. Przedstawia historię ojca, który mimo przeciwności losy jakimi są rozstanie z żoną czy brak dachu nad głową chce lepszego życia i w związku z tym poprzez staż stara się o posadę w biurze maklerskim jednocześnie opiekując się synem. Jeśli masz gorszy dzień i w siebie nie wierzysz, obejrzyj ten film i weź przykład z postaci wykreowanej przez Willa Smitha - dążenie do celu popłaca ;)

Lep na muchy to film, o którym nigdy głośno nie było, a szkoda. Fabuła wygląda na dobrze znaną - jeden budynek i wśród osób, które się w nim znajdują trzeba znaleźć winnego. Dwie ekipy i napad kontra pracownicy banku i jego klient. Pozostaje tylko pytanie komu zależy na łupie. Polecam :D

Gdy ujrzałam tytuł Straż sąsiedzka z głównymi rolami Bena Stillera i Vince'a Vaughna spodziewałam się świetnej komedii na wieczór. Można powiedzieć, że tak się zaczyna, ale niestety później według mnie się psuje. Czterech mężczyzn tworzących straż sąsiedzką wymyka się wieczorami na patrole po morderstwie, aby zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom osiedla podczas gdy policja jest bezradna. Mógłby z tego wyjść niezły thriller albo komedia, ale twórcy wpletli tu niespodziewanie motyw kosmitów. Może fani gatunku będą zadowoleni, ale niestety nie ja.

Wykiwać klawisza to świetny film przedstawiający życie więźniów, treningi futbolu oraz przyjaźń pomiędzy współwięźniami. Gdy była gwiazda futbolu trafia do więzienia dostaje za zadanie przygotować skazańców do meczu ze strażnikami. Mimo początkowej niechęci między nimi dochodzi do porozumienia i zjednoczenia sił.

Ratując pana Banksa to film oparty na wydarzeniach towarzyszących powstawaniu filmu o Mary Poppins, konflikcie pomiędzy autorką a Waltem Disneyem. Jednak nie tylko tyle wart jest ten film - piękne są momenty, gdy P.L.Travers wspomina swoje dzieciństwo i to, jak zapamiętała swojego ojca.

Obejrzanych filmów w sumie nie było wiele, ale zawsze to nowe pozycje wpadły. Muszę się przyznać, że w zeszłym miesiącu kilka razy oglądałam Sex story i To tylko sex, które bardzo lubię i potrafią mnie rozluźnić. Tyle w temacie filmów, poniżej znajdziecie kilka utworów, które ostatnio namiętnie puszczam od nowa.

A jakie filmy Wy ostatnio oglądaliście i jakiej muzyki słuchaliście?
Może polecicie mi podobne filmy do 8 kobiet czy Lep na muchy?
Zapach wokół mnie: Mango peach salsa

Zapach wokół mnie: Mango peach salsa

Bardzo długo miałam jednego woskowego faworyta od Yankee Candle i myślałam, że to się nie zmieni, a jednak zakochałam się w kolejnym wosku i pewnie po skończeniu tej tarty zaraz wybiorę się po nową. Mowa o soczyście owocowym i słodkim zapachu Mango peach salsa.

Jeśli pamiętacie mój post o smoothies i owocowych przekąskach doskonale zrozumiecie dlaczego spodobał mi się tak ten wosk. Dla mnie to kwintesencja lata i ulubionego letniego koktajlu, czyli mango z brzoskwinią. Słodkie, nieco egzotyczne owoce, które są dostępne również u nas.
Mój wosk jest nieco bardziej wilgotny od innych - co oznacza mocniejsze nasączenie olejkami eterycznymi. I tak jest, ma moc, ale głowa od niego nie rozboli. Producent wskazuje na obecność w kompozycji różowego pieprzu, jednak ja go nie wyczuwam - pierwsze skrzypce stanowi dojrzałe mango i brzoskwinia. Zdrowa słodycz i to lubię

Wosk można kupić w internetowym sklepie Goodies za 7 zł. Wiele osób poleca go głównie na okres letni, ale u mnie będzie pojawiał się całym rokiem. Ba, Wam też tak polecam - zwłaszcza gdy dopadnie Was gorszy dzień i zatęsknicie za letnim czasem. Na Goodies znajdziecie również inne owocowe woski.


Lubicie owocowe woski? Jaki jest Wasz ulubiony?
Jak uprzyjemnić sobie kąpiel? Puder Organique

Jak uprzyjemnić sobie kąpiel? Puder Organique

Dwa dni temu przedstawiając Wam moje nowości, wspomniałam o tym, że kwestia umilaczy kąpieli nieco u mnie przycichła. Niech Was to jednak nie zmyli - bo takie kosmetyki wciąż się pojawiały w mojej łazience, tylko zwyczajnie w mniejszej ilości i wyciągane z szafeczkowych zapasów. W ten sposób w mojej wannie znalazł się puder do kąpieli Organique.

Niepozorny przejrzysty woreczek zawiera w sobie kolorowy proszek pudrem zwany. Spytacie ile zawiera jedna saszetka? Odpowiem Wam, że wybór zależy od Was, gdyż jest to produkt, który kupicie w salonie Organique na wagę. Tyle przyjemności, ile chcesz. Możesz zaszaleć i kupić sobie pół kilo w jednym zapachu, lub po 100g każdego. A wybór jest spory - m.in. róża, lawenda, korzenny, morski, mleczny, cytrusowy, miodowy, mango, waniliowy, bambus, afryka, magnolia, multiwitamina, len, guava, malina.

Osobiście mam dwa z nich - są przecudne - grecki to intrygujący zapach, pomarańcza z cynamonem, pachnie cytrusowo z nutą zadziorności. Dostałam je od Żanety z bloga Uśmiechnięte oczy na Mikołajki i przyznam, że lepiej trafić nie mogła.

Pudry w kąpieli się nie pienią, ale barwią wodę na kolor do nich zbliżony. Co najważniejsze, mają świetne właściwości - skóra po kąpieli z ich użyciem jest miękka i wygładzona. Wiecie, woda, w której siedzimy wydaje się taka delikatna i otulająca. Dla mnie równie ważne jest łagodzenie ranek i podrażnień - nie jeden kosmetyk wzmagał je, a teraz mam już pewniaka do kąpieli w takim przypadku. Dodatkową zaletą jest fakt, że świetnie się sprawdzają również jako kąpiel przed manicurem/pedicurem.
Na pewno jeszcze skuszę się na te pudry - ciekawi mnie jeszcze wiele zapachów, przykładowo mango i morski :]

Znacie ten produkt? A może akurat cieszy Was inny umilacz kąpieli? Podzielcie się nim :)
Nowości sierpniowe

Nowości sierpniowe

Dzisiaj witamy się z wrześniem - pierwszy dzień tego miesiąca sygnalizuje jakby urwanie się lata - oczywiście nie w sensie pogody, bo u mnie dzisiaj znów upał - ale wyruszenie dzieci do szkół. Mój brat już dzisiaj poszedł na rozpoczęcie roku do nowej szkoły. W sumie to do liceum chętnie bym wróciła (no może nie całkowicie, ale tak na tydzień), bo sklepy kuszą wspaniałymi okładkami zeszytów itd.
Dobra, koniec sentymentów. Dla mnie początek miesiąca to pora podsumowań, a dzisiaj zaczniemy od zakupów. Jeśli chcesz pocieszyć się, że wcale nie wydałaś tak dużo na kosmetyki, zapraszam do dalszej lektury okraszonej zdjęciami.

Uwielbiam kosmetyki do kąpieli, ba były nawet okresy, że używałam ich bez opamiętania. Ostatnio jakoś ta kwestia u mnie umilkła, bo w czasie upałów wolałam wskoczyć pod zimny prysznic niż wylegiwać się w wannie, ale nadchodzi jesień, więc przeproszę się z nią, a sole do kąpieli BingoSPA będą mi umilały kąpiele. Złapałam je w promocji w Auchanie - druga była za grosz, obie wyszły za niecałe 8 zł.

Uzupełniłam również zapasy żeli pod prysznic - wybór padł na te Jardinis du monde Yves Rocher - lubię je, ale jednak nie zawsze chce mi się zahaczać specjalnie o ich sklep po myjadło. Letnia książeczka czekowa jednak mnie przekonała, bo dzięki niej miałam 3 żele w cenie 2 (17,80 zamiast 26,70).

Długo męczyłam się z malowaniem paznokci, albo całkowicie je olewałam, gdyż skończył mi się wysuszacz do lakieru. Oczywiście zaraz wyruszyłam szukać go w Hebe, ale kilka razy bezskutecznie, gdyż go nie było, ale w końcu nastał ten dzień i wpadł ponownie w moje łapki - to już moja 3 buetelczka Essie Good to go.

Weszłam do Camaieu w sumie z nudów, bo czekałam aż rodzice zrobią zakupy w spożywczaku i wyszłam z dwiema wyprzedażowymi opaskami po 5 zł, ale że jeszcze dodatkowo jakaś promocja była to zapłaciłam całe 7,50 zł :D

Długo za mną chodziły twistbandy - wszystko przez Was, że mi je pokazujecie na insta czy blogach - dopadłam na wyprzedaży w Sinsay za niecałe 4 zł/5szt. Widziałam również je w Tigerze z motywem kotwic za 6 zł i nie wiem czy po nie nie wrócę ;)

A jak już jesteśmy przy bransoletkach - w zeszłym miesiącu pokazywałam Wam moje pamiątki z nad morza. W sierpniu również zahaczyłam o wybrzeże, taki spontaniczny wyjazd - prezent urodzinowy od G. (dodatek do filmu i słodkości - film niestety został u niego, bo tam go oglądałam) ♥  i wróciłam z kolejnymi. Zieloną wybierałam z jego siostrą, a czarną dostałam od ukochanego.

A jak już jesteśmy przy tym spontanicznym wyjeździe - zostałam okrzyknięta blogerką na wakacjach przez chłopaka i jego siostrę, bo na plaży niektórzy chodzą z wykrywaczami, a ja to o biegam po plaży i znalazłam lakier xD

Teraz kilka podejść do Rossmanna - pocztą pantoflową dowiedziałam się o cenie na do widzenia na podkład Rimmela - dorwałam ostatni, na zimę kolor powinien być dobry. Do tego dobrałam róż w kremie tej samej marki - również był w CND. Kolejna wizyta i tym razem kolorówka Wibo i Lovely - także CND. Do tego dobrałam wysuszacz Sally Hansen Insta dri, który wiele z Was polecało - pierwsze testy za nami.

Walka o piękne i gładkie stopy latem została wzmocniona kremem marki własnej Rossmanna Fuss wohl oraz dwufazową saszetką od Evree. W promocji były pianki do golenia oraz żele pod prysznic Isany, więc oczywiście wpadły do koszyka dwa, które najbardziej mnie zaciekawiły - wszak promocje zdarzają się regularnie, a i tak chwilowo mam zapas myjadeł. 

W tym miesiącu pokusiłam się również o dwa czasopisma w Empiku - Glamour z dodatkiem w postaci lakieru Virtual (nie łatwo było się zdecydować na kolor) oraz Avanti z lakierem Silcare. Po ujawnieniu zawartości pudełeczka Shinybox liczyłam na to, że w moim trafi się lakier Ingrid, co by kolejną markę móc przetestować i tak się stało - podgląd mojego sierpniowego pudełeczka Shiny znajdziecie >TUTAJ<.

G. śmieje się ze mnie, że niedługo zostanę blogerką modową - od pewnego czasu prawie codziennie przed wyjściem z domu strzelam sobie fotkę w lustrze i na snapchata (znajdziecie mnie jako malenkabloguje). Ot taki dziennik stylizacji mi się zachciało stworzyć, żeby nie ubierać się co chwila tak samo :D Ale co jak co, w H&M spodobał mi się strasznie sweterek/bluzeczka w gwiazdki i jest moja :D

Zauważyłam również uzupełnienie kosmetyków 'łazienkowych' przez moją mamę, więc wrzucę foto - szampon Jantar znam, całkiem nieźle oczyszcza, dwa pozostałe to dla mnie nowości - dam Wam znać jak się sprawdzają ;)

Copyright © 2014 Maleńka bloguje , Blogger