Dbaj o siebie kobieto!

Dbaj o siebie kobieto!

Przyznaję, że jestem pokoleniem, które wychowało się na gazetach typu Kubuś Puchatek, Witch i Bravo. Ten ostatni magazyn jednak potrafił dobić. Zwłaszcza inteligentnymi pytaniami do gazety. W dalszym ciągu zastanawiam się czy ktoś wymyślał te pytania by nakręcać biznes czy jednak są tacy infantylni ludzie, któzy serio mieli takie wątpliwości.
Zarówno w listach, jak i w serii 'obalamy mity' pojawił się temat budzący wątpliwości: kąpiel w czasie okresu, podmywanie okolic intymnych podczas krwawienia czy prysznic podczas miesiączki.
Źródło: http://www.bravo.pl/zycie/artykuly/mity-dotyczace-miesiaczki-1/ida,1093868/
Wytłumaczcie mi proszę, kto jest taki tępy za przeproszeniem?! No jeśli naprawdę mamy takich nieświadomych ludzi, to wielbmy Bravo za obalenie mitu, ale na miłość boską.. skąd się takie osoby biorą, które nie wiedzą, że wtedy trzeba szczególnie dbać o higienę, nie kisić tego w gaciach, tylko umyć - czy to szybka kąpiel (bo nie każdemu wtedy służy), prysznic czy zwykłe podmywanie, ale w każdym bądź razie myjemy, szuru-buru, dbamy o czystość.
Aby ta czynność była przyjemniejsza, zarówno dla młodych i starszych, tych które uprawiają sport czy szaleją na imprezach mam dla Was prawdziwy Skarb. Od przemiłej pani Małgosi reprezentującej markę Cederroth otrzymałam do przetestowania żel do higieny intymnej Lactissima dla aktywnych.
Opakowanie: Biała butla z pompką, która nie zacina się i działa bez zarzutu. Dodatkowo jest obecne zabezpieczenie otwarte/zamknięte, żeby w czasie podróży nam się sam nie dawkował.
Kolor w odniesieniu do kosmetyku kojarzy mi się z czystością, sterylnością wręcz, a przecież tego oczekujemy od takiego produktu.
Z tyłu opakowania znajdziemy wszystko, co ma do powiedzenia producent - nie musimy szukać tego na wizażu, od razu w sklepie możemy przeczytać i zdecydować się na zakup.
Cena: ok 11-13 zł/300 ml
Dostępność: Rossmann, Apteka Dbam o zdrowie

 Skład:
Konsystencja/zapach: Przeźroczysty żel, nie za rzadki nie za gęsty, wygodny w użyciu, nie spływa z dłoni. Pompka idealnie go dozuje.
Zapach nie jest męczący. Owszem ma w sobie nutę zapachową typową dla produktów tego typu, ale nie wybija się ona na pierwszy plan. Głównie czuć świeży zapach.

Moja opinia: Od kiedy tylko przeczytałam jego recenzję na blogu u Kasi wiedziałam, że muszę przetestować. Kolejne znalezione pochlebne opinie utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Chciałam się przekonać, czy rzeczywiście jest taki dobry. Dzięki uprzejmości pani Małgorzaty reprezentującej markę Soraya od ponad miesiąca mam przyjemność używania tego kosmetyku.
Opakowanie faktycznie wygodne, pompka dozuje odpowiednią ilość produktu. Zapach nie jest męczący, przyjemnie świeży. 
No i najważniejsze, czyli działanie. Produkt dobrze oczyszcza okolice intymne - do umycia tej strefy wystarcza mi jedna pompka, więc dodatkowo jest wydajny. Nie podrażnia (a nawet łagodzi je!), co czasem robił nawet sprawdzony od lat przez mamę Venus z korą dębu. Sprawdza się zarówno w czasie menstruacji, po aktywnościach (niezależnie czy był to basen, bieganie czy zbliżenie z partnerem), w czasie infekcji, a także przy otarciach tych delikatnych miejsc.
Ważnym elementem w składzie dla mnie jest kwas mlekowy i inulina, które dbają o naturalną florę bakteryjną, którą łatwo można zachwiać depilacją obszarów intymnych. 
Ja jestem zadowolona, spróbuj i Ty! 
Podsumowując: Jest łagodny, nie podrażnia. Dobrze oczyszcza i odświeża, przy czym ładnie pachnie i ma ładne opakowanie z wygodną, higieniczną pompką i zamknięciem. Czego chcieć więcej? ;)

*Fakt, że otrzymałam żel w ramach współpracy/testowania nie wpłynął na moją opinię*

Znacie serię Lactissima? Używacie? :)
Miziadełko czy peeling? W każdym razie do stóp

Miziadełko czy peeling? W każdym razie do stóp

Okej, nie zawsze jestem łaskawa dla swoich stóp. Przyznaję się. Maluję im pazurki, ale żeby krem czy coś, to jakoś tak wypada mi z głowy. Przypominam sobie o nich, gdy tego potrzebują. Jednak jak każdy wie, systematyczność robi im lepiej. No więc chciałam, więc
W Yves Rocher kończąc poziom na karcie wybrałam peeling do stóp - co by nie wydawać kasy, a spróbować czegoś nowego, przy okazji dbając o stopy. Wybór padł na wersję lawenda bio.
Dostępność: stacjonarny i internetowy sklep Yves Rocher
Cena/Pojemność: 19,90 zł/50 ml, często w promocji za 13,90 zł

Opakowanie: Plastikowa, przejrzysta tubka z fioletowym zamknięciem na klik. Bez problemu się otwiera i dozuje. Nieduży otwór, porównywalny z tym przy kremach do rąk, pozwala stopniować wydobycie, nie marnujemy kosmetyku. Przejrzystość tubki pozwala kontrolować zużycie.

Zapach: Niestety lawenda. Nie lubię tej woni, kojarzy mi się z babcinymi szafami i jakimiś środkami na mole. Fujka.

Kolor: Nie jest to uroczy fiolet niczym z Waszych decoupagowych skrzyneczek, lecz bardziej piasku, jakaś barwa, którą niektórzy mogą znać z morfologii gleb, np studenci :P
Opis producenta standardowo na karteczce, która pod wpływem wody odrywa się.
Skład - kliknij na zdjęcie by powiększyć

Konsystencja: Typowa dla peelingów, gęsta, zbita. Nafaszerowana drobinkami.

Działanie: Drobinki niestety nie mają na tyle mocy by porządnie wypielęgnować stopy. Wygładzają skórę, ale nie usuwają martwego naskórka w takim stopniu jakiego bym oczekiwała. Przyjemny masaż, mizianko, łaskotanie stópek to jest to, co mi daje. Przynajmniej jest wydajny.
Podsumowanie: Gdyby nie męczący jak dla mnie zapach środka na mole to w jakiejś większej promocji może bym się kiedyś jeszcze na niego skusiła - fajnie mizia i ładnie wygląda. Jednak stopy wymagają czegoś więcej. Zmiękczenie i wygładzenie da im kąpiel z solą morską. Cóż, peelingu do stóp szukamy dalej.

Jakie peelingi do stóp sprawdzają się u Was? :)
Jeszcze bardziej pokrzywowy szampon

Jeszcze bardziej pokrzywowy szampon

Tak, to nie mój pierwszy szampon pokrzywowy. Lubię pokrzywowe szampony. Kiedyś wspomniałam o takim Joanny, a nie tak dawno temu pisałam Wam o pokrzywowym szamponie Barwy. Całkiem niezły jak na tani szampon - dobrze oczyszcza, ładnie pachnie, czego chcieć więcej za niecałe 3 złote?
Tym razem padło na pokrzywę ze znanej serii szamponów Roślinna pielęgnacja włosów Yves Rocher. Wybrałam ten do włosów szybko przetłuszczających się, którego zadaniem jest porządne oczyszczanie. Czy tak jest? Przekonajmy się!
Opakowanie: Sztandarowa butla tej serii z zamknięciem na klik o pojemności 300 ml. Zielone opakowanie, które jednak nieco prześwituje, dzięki czemu możemy śledzić zużycie. Etykieta stonowana - biel i zieleń rządzi. Delikatnym elementem grafiki jest listek pokrzywy.
Nieduży otwór, który dozuje odpowiednią ilość kosmetyku. Otwarcie nie sprawia problemów, ale mocno trzyma, więc w podróż byłaby idealna, gdyby nie spora wielkość.
Cena/Gramatura: 11,90 zł/ 300 ml, ale często w promocji za 9,90 lub nawet jako gratis z mailingiem dla stałych klientów
Dostępność: Yves Rocher sklep stacjonarny i internetowy
Opis producenta:
 Skład:
Zapach: Idealnie pokrzywowy. Barwa to przy nim pikuś, pic na wodę. Tutaj czujemy tak intensywny zapach, jakby ktoś kosił tą roślinę na jakiejś łączce. Jak dla mnie bomba!

Konsystencja: Porównując do szamponu Barwy - gęstsza, nie spływa w trybie natychmiastowym z dłoni, aczkolwiek bywały szampony o bardziej zwartej konsystencji. Żelowa, a nie kremowa.

Działanie: Dobrze oczyszcza, włosy faktycznie wolniej się przetłuszczają po jego użyciu, długo pozostają świeże. Szampon pozostawia je lekkie tak jak obiecuje producent. Większego blasku jednak nie widzę, ale głównie zależało mi na oczyszczaniu.
Co do pienienia, to jest tak, że przy drugim myciu sprawa wygląda zdecydowanie lepiej. Ewentulnie stosuję mycie połówkowe, czyli po pierwszej fali szamponu lekko spłukuję włosy i dokładam jeszcze troszkę substancji - wtedy jest idealnie.
Niestety, co by nie było idealnie, często stosowany przesusza włosy. Myślę, że jest to wina ALS, czyli substancji silniej działającej niż SLS - obie nie są chwalone, aczkolwiek moje włosy czasem takich potrzebują. Dobra odżywka jest niezastąpiona w tym duecie.
Podsumowanie: Gdyby nie przesuszanie, często bym do niego wracała, jednak do oczyszczania powiedzmy raz w tygodniu sprawdzi się idealnie. Zapach jest rewelacyjny, ale jeśli ktoś lubi pokrzywę - innych może męczyć.
Olejowanie włosów to jeszcze nie moja bajka, ale myślę, że ten szampon dałby sobie ze zmyciem oleju z włosów.

Znacie jeszcze jakieś szampony pokrzywowe? :]
Chyba się zakochałam w tym zapachu :)
Arbuzowa radość

Arbuzowa radość

Biedronka rozpieszcza nas coraz bardziej każdą z kosmetycznych gazetek. W tej po raz kolejny pojawiły się maski do włosów Biovaxu, a także szczotka do mycia twarzy, którą określamy podróbką Clarisonica. Oprócz tego, szamponów, kolorówki czy kosmetyków do stóp pojawiła się znana marka jaką jest Bielenda. Do wyboru były masła lub peelingi, a obydwa w soczystych owocowych zapachach. Przywołajmy więc lato!
Osobiście skusiłam się na peeling arbuzowy, który według zapewnień z opakowania ma dać gładkość i nawilżenie. Do wyboru była jeszcze papaja i winogrono.
Dostępność: gazetka kosmetyczna Biedronki
Cena/Gramatura: 5,99zł/100g

Opakowanie: Przykuwający wzrok czerwony słoiczek z naklejkami, które nie odchodzą przy kontakcie z wodą. Na etykietach oczywiście widnieje soczysty arbuz. Stanowczo zachęciło mnie do zakupu! Słoiczek umożliwia wydobycie kosmetyku do samego końca, nic się nie zmarnuje. W dodatku zabezpieczony folią przed wszędobylskimi paluchami.*
Skład:
Opis producenta:

W szale zakupów jednak nie wzięłam sobie do serca, że to jest opakowanie 100g, więc byłam nieco zdziwiona, że peelingu wcale nie jest tak dużo, ale..

Zapach: Za to jestem mu w stanie wszystko wybaczyć! Lekki, arbuzowy, słodki, czuję lato! Rozpływam się, karmcie mnie nim :D Łakomczuchy mogą wyjadać z niego cukier, przecież słodki niczym soczysty arbuz w gorącym, letnim słońcu.
Po jakimś czasie jednak przyzwyczajamy się do zapachu i powoli, ale jednak przestajemy go wyczuwać. Już nie jest taki arbuzowy..

Konsystencja: Zbita, nie spływa z palca. Czerwony, cudnie nasycony.

Działanie: Jak powszechnie wiadomo lepsze zdzieranie da bez wilgoci, ale w wannie też jest przyzwoicie. Nie rozpuszcza się szybko pod wpływem wody, co bardzo mnie cieszy, bo co z niego byłby za pożytek. Całkiem przyzwoicie zdziera, chce się go używać, bo pachnie ładnie owocowo.
Parafina, która jest druga w składzie zostawia na skórze film, z którym da się żyć. Dzięki temu, że zapobiega odparowywanie wody ze skóry odpuszczam sobie balsamowanie, zwłaszcza, że robi się coraz cieplej i nie jest to przyjemne.
Podsumowanie: Dla gap takich jak ja, peeling wychodzi w podobnej cenie co powiedzmy Tutti frutti. Mimo wszystko fajna odskocznia, poznanie nowej polskiej marki i fajnego zapachu. Polecam, choć uczulam osoby, które prychają na parafinę, że ona tu jest i to wysoko w składzie.
*Sreberko a wszędobylskie paluchy - mimo, że kosmetyk posiada takie zabezpieczenie polecam sprawdzić czy jest całe, nie naderwane. W napadzie nabywczej euforii* w Biedronce zauważyłam, że niektóre peelingi były otwarte, pewnie jakaś fajna pańcia chciała powąchać, czy zapach jest ładny. Poza tym ostatnio spotkałam się z czymś takim w Naturze, co mnie nieco zaskoczyło. Otóż chciałam kupić suflet do ciała Farmony na prezent, więc chciałam się upewnić czy ma sreberko. Otwieram i co? Naderwane w taki sposób, żeby można było spokojnie sobie powąchać. Odkręcam kolejne, uff całe. Przechodzi ekspedientka i mówi, że jeśli chcę powąchać, to mogę sobie otworzyć, albo poszukać innego, bo powinno być jakieś otwarte. -.- Wyobrażacie sobie moją minę, co?

*Takie genialne określenie podrzuciła mi Patrycja :D 
Pomarańcza i chilii

Pomarańcza i chilii

Umilacze kąpieli, to chyba jedne z kosmetyków, które zużywam w większych ilościach - w porównaniu do takich smarowideł do ciała czy kolorówki. Peelingi, sole do kąpieli, pachnące żele do mycia to coś, co wiecznie przewija mi się przez łazienkę. Lubię również czasem rozpieścić się jakąś kulą czy pastylką, która rozpuszczając się czyni wodę taką delikatną, otulającą. Świetne uczucie, a czasem praktycznie za grosze ;)
Kto/co: Musująca kula do kąpieli pomarańcza&chilli
Marka: Body club
Cena: 3-5 zł
Dostępność: Biedronka (gazetka kosmetyczna Biedronki)
Opakowanie: Kula jest szczelnie zapakowana w przejrzystą folię, a dodatkowo włożona w folię prezentową i na końcu opatrzona wstążeczką. Na wstążce wisi bilecik, na którym jest jedyna informacja o składzie, opis producenta, gramatura itp Kolor zawieszki utrzymany jest w odcieniach beżu, pomarańczy i lekkiego brązu.
Skład:

Konsystencja: Zbita, sztywna kula, która mogłaby boleśnie przeżyć upadek, bo jest krucha.
Zapach: Nie czuję mocnej woni, jedynie możemy się doszukiwać pomarańczki, która bije od skórek w niej zawartych.
Kolor: Biały z elementami suszonej skórki pomarańczy.
Działanie: Kula rozpuszcza się w mgnieniu oka - nie ma tu wolnego musowania, ale szybkie rozpuszczanie się. Mimo wszystko woda po jej użyciu staje się miękka, delikatna, wręcz otula ciało. Po kąpieli z udziałem tejże kuli miałam wrażenie, że nie będę potrzebowała używać balsamu, bo skóra stała się miła w dotyku i nawilżona. Na powierzchni wody pozostawia biały osad, nie jest to piana, lecz nie przeszkadza w kontynuowaniu kąpieli.
W kuli zanurzone są suszone skrawki skórki pomarańczy, które po zaniknięciu otoczki pływają, co niemiłosiernie mnie denerwowało. Wyłowiłam i było okej. Nie są to wielkie kawałki, więc nie zapchają odpływu, gdy spuścimy je wraz z wodą.
Tak wygląda osad z zamoczonej kuli po przetarciu po dłoni.

Podsumowanie: Mimo skrawków, które wyłowiłam z wanny kula była bardzo przyjemnym doświadczeniem i wiem, że gdy tylko znów pojawią się w Biedronce z pewnością kupię ją ponownie, a nawet postaram się wybrać inne rodzaje ;)

Zachęciłam kogoś do zakupu? :)
Cześć, jestem Melka! + historia moich gryzoni

Cześć, jestem Melka! + historia moich gryzoni

Już od jakiegoś czasu bardziej dociekliwi wiedzą, że moim mile widzianym domowym gryzoniem jest świnka morska. Jak do mnie trafiła - to dość długa historia..
Wiecie, że wcześniej moim cudakiem był chomik syryjski Bella - tak, ta od kradzionych wacików. 
Po prawie 2 latach niestety zdechła - taki krótki żywot tego gatunku. Przez jakiś czas nie miałam więc żadnego stworzonka w pokoju. Później wielce podjarana kupiłam myszoskoczka, jednak tym bliższy jest drugi myszoskok, a nie człowiek. 
Zatem Gryzka nie pałała entuzjazmem, gdy chciałam ją wziąć na rękę. W Kakadu kupiłam kolejnego malutkiego syryjka - maleńką, puchatą Elę. Niestety jak się okazało w Kakadu został nam sprzedany chory stworek i nie minął tydzień, jak pożegnaliśmy Elkę.

W między czasie.. Gryzka tymczasowo trafiła do Grześka. W prawdzie została tam na stałe, bo Grzesio sprawił jej towarzysza zabaw - Reda - ten uroczy, nieco wystraszony Biszkopcik na półeczkę :)
Niestety los nie był przychylny również myszoskoczkom - w okolicy świąt wielkanocnych u G. w domu ulatniał się gaz i niestety zwierzaki padły. Mimo, że nie były integracyjne z ludźmi, strasznie się z nimi zżyliśmy, więc smutek po ich stracie był duży.

Teraz ja mam Melkę, która jest tchórzliwą świnką morską kupioną w łomiankowskim Aquaelu. Chowa się pod sianko, wstydzi się jeść w swoim akwa, ale czasem na ręce potrafi wcinać paprykę, po której konsumpcji wygląda jakby była wampirem :D
Trikolorka - przeważa biel, ale ma domieszkę brązu wpadającego w rudy i czerni. Ma przeuroczy pyszczek i milutko mruczy gdy się ją mizia po grzbiecie. 
Póki co walczymy z jej jedną, nieco denerwującą cechą - otóż można byłoby z nią oglądać filmy, bo spokojnie leży na brzuchu czy w kieszeni bluzy kangurka, jednak po kilkunastu minutach zwykle kończy się na zasiusianiu. Posiadacze świnek! Poradzicie coś na to? :)

Grzesiek natomiast oswaja się z Chusteczką, która jest szczurzycą Dumbo - ma fajne cienie za uszami :D Niestety jeszcze nie mam jej zdjęcia, ale z pewnością Wam ją pokaże - jak nie tu to na fb lub insta ;)

Oprócz tych zwierzątek oczywiście mam jeszcze 2 psy - pekińczyka Waltiego
i moją kochaną przybłędę Biszkopcika, którego historię możecie poznać >>TUTAJ<< 

Grzesiek z rodzicami adoptował 2 duże psy rasy husky - wystraszoną Poppi i przyjacielsko nastawionego Gareda.

A jak to bywa ze zwierzątkami u Was? :)
Granatowa odżywka z Rossmanna

Granatowa odżywka z Rossmanna

Rzadko recenzuję szampony, a odżywkę chyba dopiero pierwszy raz, jednak kiedyś trzeba...
Włosomanniaczką nie jestem, ale widzę, że na wielu blogach przewija się ten hit z Rossmanna. Osobiście wygrałam go w Skrabie, ale z racji, że Alterra jest marką własną Rossmanna spotkamy go w każdej z tych drogerii. Normalna cena to ok 10 zł/200 ml, ale często widuję go w promocji za jakieś 6-7 złotych.
Opakowanie: Plastikowe pudełeczko, które stoi zamknięciem typu klik do dołu. Na plus - przy końcówce łatwiej i szybciej wydobędziemy substancję. Nie przeźroczyste, więc nie możemy obserwować zużycia. 
Jedyne informacje znajdują się na naklejce z tyłu opakowania, która niestety pod wpływem wody niszczeje, więc z czasem staje się nie do odczytania.

Otwarcie typu klik nie sprawia problemów przy otwieraniu. Dozownik jest idealny, ani za duży ani za mały - dozuje odpowiednią ilość odżywki. Jednak aby cokolwiek z niego wydobyć, należy delikatnie ścisnąć opakowanie. Nie jest to bardzo twardy plastik, więc nie sprawia problemu.

Dla ciekawych skład -> kliknij na zdjęcie by powiększyć

Zapach: Granatem raczej nie pachnie, ale zapach ładny, słodki.
Kolor: Biały.
Konsystencja: Gęsta, ale przy kontakcie z mokrymi włosami ładnie się rozprowadza.
Moja opinia: Ta odżywka idealnie sprawdzi się w duecie z szamponami, które mocno plączą włosy - po ich użyciu nie ma problemu z rozczesaniem. Wydajna przy regularnym, acz niecodziennym stosowaniu. Ładnie pachnie, jednak zapach utrzymuje się na włosach do suszenia, później wietrzeje. Włosy po jej użyciu są również miękkie i puszyste, można by powiedzieć, że delikatnie nawilżone. Idealna nie jest, ale chętnie po nią sięgnę, gdy nie znajdę sobie nic innego do wypróbowania.

Używaliście ją albo jej siostrę maskę? Co o nich sądzicie? :)
Copyright © 2014 Maleńka bloguje , Blogger