Pielęgnacja przeciwzmarszczkowa - czy już muszę to robić?

Pielęgnacja przeciwzmarszczkowa - czy już muszę to robić?

Z czym Ci się kojarzy pielęgnacja przeciwzmarszczkowa? Zróbmy szybką burzę mózgów: zmarszczki, cera, starzenie się. Wbrew pozorom nie dotyczy to tylko osób w wieku 40+. Na rynku kosmetycznym pojawiają się wciąż nowe produkty - kremy, maseczki, a wszystkie mają na celu dbanie o to, czego pragną kobiety. Kobiety w każdym wieku chcą być piękne, zadbane i uwodzicielskie. Kurze łapki ani wiotka skóra nie są w tym pomocne, ale są sposoby na to, by opóźnić ten proces.

W jakim wieku powinnaś zacząć pielęgnację przeciwzmarszczkową?

Bardzo lubię film Nigdy w życiu, więc tu się do niego odniosę. Dobry scenariusz i świetne odtworzenie ról wpłynęły na jego sukces. Jednak dzisiaj spójrzmy na jego aspekt problemów kobiecych. Poruszany jest między innymi problem zmarszczek i starzenia się skóry. Słusznie zauważono, że ma to wiele wspólnego z zanikaniem kolagenu oraz elastyny, które utrzymują jędrność naszej skóry. Różne źródła niosą wieść, że pielęgnację przeciwzmarszczkową należy rozpocząć w wieku 19-25 lat (z tym, że ten drugi to wiek ostatniej szansy bym rzekła).
Przyczyn starzenia się skóry jest wiele. Nieodłącznym elementem jest oczywiście wiek biologiczny, cechy genetyczne, ale wpływ mają również czynniki zewnętrzne. Wśród nich znajdziemy chociażby słońce (fotostarzenie się skóry - dlatego tak ważna jest ochrona przed słońcem zwłaszcza latem), zanieczyszczenia, stres, dieta czy niedostateczna pielęgnacja. Na te ostatnie oczywiście możemy zaradzić.  
Screeny z filmu Nigdy w życiu! z 2004r


Odżywianie, czyli dobra dieta

Po pierwsze zadbaj o nawilżanie od wewnątrz. Przestrzegaj zaleceń i pij co najmniej 1,5 litra wody dziennie. Spożywaj produkty bogate w antyoksydanty, tj warzywa i owoce (m.in. marchewki, buraki ćwikłowe, szpinak, czarna porzeczka, wiśnie, śliwki). Unikaj natomiast jedzenia przetworzonego, bogatego w konserwanty. Możesz zacząć łykać witaminy A, C i E  - nie tylko mają działanie przeciwutleniające, ale również zapobiegają chorobom oczu oraz niedokrwistości wątroby.
Temat związany z dietą, czyli aktywność. Aktywność fizyczna ostatnio stała się bardzo modna. Ciężko w tych czasach chociaż trochę nie być fit, ale to bardzo dobrze. Zmęczenie po treningu obfituje w endorfiny, a ciało jest ukrwione i poprawia się jego elastyczność.Wspomóż zatem i twarz - siedząc przed lustrem poćwicz mimikę. Wypowiadaj na głos różne litery, rób dziubki - baw się ;)

Pielęgnacja twarzy

Dwie najważniejsze kwestie to krem pod oczy i do twarzy. Obydwa powinny być bogate w aktywne składniki i uderzać w sedno problemu. Są podzielone ze względu na wiek oraz porę dnia (np. 25+ Youth radiance na dzień, 45+ Lift expert na noc). Na ogół przeskok pomiędzy wiekiem to 10 lat, ale nie zawsze musisz ślepo patrzeć na nadruk z opakowania. Producent jedynie sugeruje wskazanie. Im dla starszej skóry jest przeznaczony krem, tym więcej substancji aktywnych zawiera. To niesie za sobą większą pielęgnację - nawilżenie, ujędrnienie, regenerację i odżywienie. Sprawdź, który z nich polubi Twoja cera :)

Czy już muszę stosować pielęgnację przeciwzmarszczkową?

Jak to mówią: lepiej zapobiegać niż leczyć. Wcześniejsze rozpoczęcie takiej pielęgnacji w miarę możliwości opóźni proces starzenia. Ty będziesz mogła cieszyć się młodym wyglądem i brakiem bruzd na twarzy. W momencie gdy zmarszczki już się pojawią, wtedy sprawa jest trudniejsza. Możemy walczyć jedynie o spłycenie zmarszczek. Usunięcie ich niestety nie wchodzi w grę. No chyba, że stać nas na lekarza cudotwórcę, ale żadnym kremem nie naprawimy tego co już się wydarzyło. To tak jak z rozstępami - można je rozjaśnić używając np olejków, ale one już z nami zostaną. Co ważne zmarszczki niewątpliwie potrafią zdradzić wiek, czego my kobiety staramy się uniknąć. Skoro już mówimy o zdradzaniu wieku - pamiętaj, że zmarszczki atakują nie tylko twarz, ale również szyję, dekolt czy dłonie. 

Czy już używasz kremu przeciwzmarszczkowego? Jakiego?
Co robisz, aby opóźnić proces starzenia u siebie?
Balsam do ciała w mgiełce Avon

Balsam do ciała w mgiełce Avon

Najchętniej robię zakupy stacjonarnie - zawsze można sobie przymierzyć, dotknąć czy skorzystać z testera. Sprawdza się to w każdej dziedzinie życia. Wydaje mi się, że właśnie dlatego nie mam pociągu do zamawiania kosmetyków z katalogu. Choć w podstawówce wraz z koleżankami pachniałyśmy wszystkimi stronami, na których można było poznać zapach poprzez pocieranie kartki. Czasem jednak coś mnie skusi i zamówię. Tak było w przypadku tego balsamu w mgiełce.

Koleżanka z pracy podrzuciła katalog, wszyscy po kolei coś wybrali, więc i ja skusiłam się na mgiełki zapachowe, a po chwili dobrałam również balsam w mgiełce Refreshing Lagoon. Wybór dość spontaniczny, spowodowany promocją na kosmetyki z danej strony. Choć przyznam, niewątpliwie przekonujący był również atomizer w kosmetyku do smarowania ciała - coś fajnego dla takiego balsamowego leniuszka jak ja. 

Wygląd buteleczki jest identyczny jak w przypadku popularnych mgiełek zapachowych marki Avon. Plastikowa buteleczka o pojemności 100 ml, atomizer, etykieta pasująca do serii kosmetyków. Nic szczególnego, a jednak ta prostota urzeka. Buteleczka jest mała i poręczna, dzięki czemu świetnie nadaje się do spakowania do walizki na urlop.
Pod względem składu urzeka brakiem parafiny. W 'środku' znajdziemy natomiast glicerynę oraz masło shea - niestety ten drugi jest w składzie dość daleko - za substancją odpowiedzialną za zapach. Jednak mimo to marka już może się poszczycić jego obecnością.

Jeśli chodzi o względy czysto konsumenckie...

Balsam nawilża, jednak jest to przeciętne działanie. Obawiam się, że na przesuszoną latem skórę może być zbyt lekki, podobnie jak na okres zimowy. Nie można mu jednak odmówić lekkości, która w upały jest zbawienna - nie ma po nim uczucia oblepienia, a przechowywany w lodówce przyjemnie koi rozgrzaną skórę. Prostota i szybkość aplikacji również przemawiają na jego korzyść. Idealnie sprawdzi się u balsamowych leniuszków czy tych w ciągłym biegu. Wydajność wypada całkiem przyzwoicie, ponieważ atomizer odpowiednio dozuje, a niewielka ilość wystarcza do posmarowania fragmentu ciała.
W opakowaniu balsam wygląda na błękitny, jednak po psiknięiu to najzwyklejsza biel. Producent obiecuje zapach gruszki i owoców cytrusowych, do czego nazwa Lagoon zupełnie mi nie pasuje. Według mnie zapach jest odświeżający, choć nie toaletowy, jednak nieco chemiczny.
Czy bym go poleciła? I tak i nie. Jeśli potrzebujesz silnego nawilżenia to lepiej sobie odpuść. Jednak jeśli sytuacja Twojej skóry jest dobra, a Ty jedynie chcesz wyrobić w sobie nawyk regularności oraz uzupełnić pielęgnację to warto go sprawdzić. Kosztuje grosze (ok 11 zł normalnie, ok 5 zł w promocji), więc nie będzie to majątek wyrzucony w błoto jeśli nie przypadnie Ci do gustu.

Znasz ten produkt?
Lubisz zamawiać kosmetyki z katalogu czy wolisz przejść się do drogerii?
Berrylicious

Berrylicious

Słodkie ciasta i desery to idealny dodatek do herbaty w czasie jesiennego popołudnia. Na salonach wciąż gości szarlotka, a w pogotowiu czeka makowiec. Co jednak gdy masz ochotę na coś niestandardowego o tej porze roku? Deser z sezonowymi owocami? Zamów go na Goodies i rozpal w kominku!

Ostatnio w moim kominku gości kruche ciasto z kremem waniliowym i jagodami. Mowa oczywiście o Berrylicious. Słodki, choć delikatny zapach serwowanego deseru pobudza moje zmysły - ślinka sama cieknie, a ja mam ochotę na ciasto ze świeżymi owocami - chyba jednymi z moich ulubionych symboli lata, czyli borówkami. Pyszne, niezbyt słodkie owoce o prawie niewyczuwalnym zapachu, lecz mięsiste w środku. Mniam! To tak pozostając w temacie borówkowym - ostatnio pisałam Wam o świetnym kremie do rąk o tym zapachu ;)

A Ty jakie sezonowe owoce lubisz najbardziej?
Co ostatnio popalasz w kominku?
Stenders - borówkowy krem do rąk

Stenders - borówkowy krem do rąk

Dopiero co zaczynała się jesień, a czas tak szybko płynie, że święta mamy za pasem. Miesiąc dzieli nas od Bożego Narodzenia - to dużo czy mało? Patrząc po galeriach handlowych ludzie chyba już się zorientowali. W sklepach pierwsze świąteczne ozdóbki zaczęły się pojawiać już w październiku, a na poważnie ruszyły po Wszystkich Świętych. Cóż, trzeba być na czasie - wkrótce na blogu pojawią się pierwsze świąteczne i zimowe wpisy. Dzisiaj przedstawię Wam świetny krem do rąk na okres jesienno-zimowy.

Stenders jest ostatnio sporą gwiazdą pudełeczek Shinybox - dość często się w nich pojawia rozkochując w sobie kobiety. Łotewska marka nazywa się Ogrodnikiem uczuć i słusznie. Ich kosmetyki pokochały tysiące odbiorców, a to wszystko składa się z małych rzeczy. Obsługa klienta, eleganckie pakowanie na prezenty, wystrój salonu i otulające zapachy wysokiej jakości produktów. Jak ich nie pokochać?

W momencie gdy trafił do mnie shinybox Like a dream po cichu liczyłam na to, że znajdę w nim właśnie borówkowy krem do rąk Stenders. Uwielbiam te owoce, więc był to zdecydowanie mój konik tego pudełeczka. I bum - ukazał się mym oczom właśnie on. Urocza, mała tubka kremu w kolorystyce pasującej do owocu przewodniego. Zdobi go również minimalistyczna grafika borówek na krzaczku. Musisz przyznać, że ma bardzo gustowną warstewkę wierzchnią, a przecież cała magia ukryta jest w głębi opakowania.

Producent ceni naturalne ekstrakty, więc nie może ich zabraknąć i tutaj. W składzie znajdziemy ekstrakt z borówek i malin, alantoinę, masło shea czy olej z nasion słonecznika. Każdy z tych składników ma swoją misję. To dlatego krem odżywia i chroni skórę naszych dłoni, czyli naszą wizytówkę. Porządna dawka nawilżenia oraz bariera ochronna - oczywiście nie ta lepka, lecz pozostawiająca uczucie aksamitnie gładkich dłoni. Krem sprawi, że Twoje dłonie będą zadbane i wypielęgnowane.
Początkowo żałowałam, że krem nie znajduje się w większym opakowaniu - zależało mi na radości na dłużej. Szybko jednak dostrzegłam jego plusy. Mały 25 ml smyk mieści się w kieszeni dżinsów, płaszcza a nawet małej damskiej torebce. Dzięki temu możemy mieć go zawsze przy sobie i używać wedle potrzeby. Mimo tak małego opakowania jest bardzo wydajny. Do posmarowania całych dłoni wystarcza zaledwie kropla kremu, więc wynagradza to niemałą cenę 22,90 zł.

Znasz markę Stenders?
Jakie produkty najbardziej lubisz, a jakie Cię ciekawią?
Stylewe: Sukienki wieczorowe / Stylewe: Evening dresses

Stylewe: Sukienki wieczorowe / Stylewe: Evening dresses

Wkrótce wkroczymy w okres karnawału. Towarzyszyć będą mu bale, studniówki i inne imprezy. Tak się składa, że w lutym idę na wesele. Wiem, że z natury jestem wybredną bestią, więc rozglądanie się za sukienkami powinnam zacząć dużo wcześniej. Sukienka na wesele, sylwestra czy wielką galę? Pokażę Wam trzy propozycje www.stylewe.com, które najbardziej mnie urzekły.
Soon we enter into a period of carnival. They will be accompanied by balls, proms and other events. It just so happens that in february I'm going to a wedding. I know that by nature I am a picky beast, so look around for dresses should begin much earlier. Dress for a wedding, New Year's Eve or big ceremony? I'll show you three suggestions www.stylewe.com that most captivated me.


Pierwsza - dla odważnych i pewnych siebie dziewczyn. Gdybym miała długie nogi (i gdzie ją założyć) byłaby moja. Wygląda mega seksownie!
The first - for the brave and self-confident girls. If I had long legs (and a chance to wear it) would be mine. It looks very sexy!


Druga - skradła me serce prostotą. Jest elegancka, podkreślająca, choć nie ukazująca walorów kobiety.
Second - stole my heart simplicity. It is elegant, emphasizing, but not showing the advantages of women.

Trzecia - absolutny must have w szafie każdej kobiety, czyli mała czarna. To bardzo uniwersalna sukienka. Dodatki (buty, biżuteria) potrafią odmienić całą stylizację. Nikt nie pozna się, że założyłaś ją już drugi raz! 
The third - an absolute must-have in the wardrobe of every woman, that little black dress. It's a very versatile dress. Extras (shoes, jewelry) can change the entire styling. Nobody will know you're wearing it a second time!


Jeszcze większy wybór sukienek wieczorowych znajdziecie >tutaj<. Dominują sukienki długie, jednak każda z Was znajdzie tam coś dla siebie. Polecam również zajrzeć na bloga Stylewe, gdzie znajdziecie różne porady dotyczące fryzur, stylizacji a także inne wpisy.
An even greater choice of evening dresses can be found >here<. They dominated by long dresses, but each of you will find there is something for everyone. I also recommend Stylewe blog, where you will find various tips on hairstyles, styling and other entries.
Orly Charged up

Orly Charged up

Niesamowicie mi miło, że tak pozytywnie zareagowaliście na powrót do postów ze swatchami lakierów. Uwielbiam kolory, pomalowane paznokcie - kto wie, może na dniach powrócę do zdobień? Chciałabym również powiedzieć, że każda z Was może mieć tak długie i piękne paznokcie! Wiem, że pora roku działa na niekorzyść - rozdwajanie, łamliwość itd. Wiem o co chodzi, moje paznokcie są o wiele krótsze. Obecnie 'moje' paznokcie są takie długie, ponieważ przedłużyłam je bazą proteinową Indigo an szablonie. Sprawa wyjaśniona 😀, więc nie ma co przedłużać. Popatrzcie na to śliczności - Orly Charged up

Charged up należy do jednej z moich ulubionych grup kolorów do paznokci - fioletów. Pięknie się prezentuje na paznokciach, a malowanie nim to sama przyjemność mimo mojego sceptycznego nastawienia do cienkiego pędzelka. Krycie osiąga już przy dwóch warstwach, jednak z przyzwyczajenia położyłam 3 bardzo cienkie. Odnoszę wrażenie, że jest to ciemniejsza wersja koloru znanej czekolady. Według mnie nadaje się na każdą porę roku, choć w najbliższym czasie planuję sprawdzić jak pięknie wyglądałyby na nim białe śnieżynki :)

Dostępność: online
Cena: 18 zł / 39 zł
Wykończenie: kremowe
Krycie: 2-3 warstwy
Pojemność: 5,3 ml / 18 ml
Pędzelek: cienki

+ ergonomiczna gumowa nakrętka gripper cap
+ nie zawiera DBP, toluenu i formaldehydu

+/- cienki pędzelek

- dostępność


Co sądzicie o fioletach na paznokciach?
Znacie lakiery Orly?
Kringle Candle Autumn rain | Jak przekonałam się do daylightów?

Kringle Candle Autumn rain | Jak przekonałam się do daylightów?

Ostatnio nie można trafić z tą pogodą - raz jest piękna złota jesień, innego dnia pada deszcz, a kolejny zaskakuje nas iście zimową aurą wraz z prószącym śnieżkiem. Póki co trawa jeszcze jesień kalendarzowa i tego się trzymajmy. W takie dni czas umila mi daylight Kringle Candle o zapachu Autumn rain.

Świeczka na sucho pachnie nieco melonem. W trakcie palenia przeradza się w świeże, choć chłodne powietrze z parku pełnego drzew przywdzianych w kolorowe liście. Grafika na opakowaniu budzi u mnie skojarzenia parku w pobliżu jakiegoś morza. Zdecydowanie chętnie wybrałabym się na przechadzkę po takim parku :)

Jak przekonałam się do daylightów?

Tą poniekąd zabawną historię powinnam opowiedzieć Wam już jakiś czas temu, bo w poście o świeczuszce Set sail. Wraz z nią rozpoczęła się moja przygoda z mini świeczkami Kringle. Otóż dostałam cynk, że w jednym z sieciowych sklepów następuje obniżka kilku zapachów świec Kringle o 60%. Bez wahania zadzwoniłam i zarezerwowałam sobie ostatnią świecę Set sail. Nie dużą, bo jej już nie było, ale tą mniejszą. W wolny dzień wyciągnęłam chłopaka po odbiór mojego nowego 'dziecka'. Czujecie moją dumę i pewność siebie gdy wkroczyłam do sklepu? To teraz zrozumcie moje zażenowanie, gdy ekspedientka podała mi moją świecę. Oczywiście mowa o daylighcie. G. przez całą drogę powrotną nabijał się ze mnie - wyprawa do Warszawy, śmiganie po galerii handlowej po moją ŚWIECĘ. Moja mina podobno była bezcenna, choć starałam się ukryć nieMAŁE zaskoczenie. Cóż, stało się - nie dogadałyśmy się ze sprzedawczynią, ale kupiłam to cudo, wróciłam do domu i zakochałam się w zapachu.
Spodobała mi się taka alternatywa dla wosków czy drogich dużych świec. Mam możliwość zabrania tego zapachu na wyjazd bez potrzeby ciągnięcia kominka, a także wypróbowania zapachu bez wydawania sporej sumy. Wiecie, jakby mi się nie spodobał. Jeśli nie uda Wam się wypalić całości zawsze możecie je wydłubać i wrzucić do kominka. Kolorowe pojemniczki świeczek postawione na szklanej podstawce dają również piękny efekt jak świecznik - polecam sprawdzić.
Psst, na przyszłość nie popełniajcie błędu jak ja i zamawiajcie na Goodies.

Wolicie woski czy świece? Jaki rozmiar świec wybieracie?
Jakie jesienne zapachy u Was goszczą?
Esencja lata podczas zimowej kąpieli

Esencja lata podczas zimowej kąpieli

Tego roku bardzo szybko zaskoczył nas śnieg. Nie da się ukryć, że u wielu wywołał uśmiech - w końcu jak to tak zima i święta bez śniegu? A tu taka obietnica - śnieżek przybył do nas wcześniej, jakby chciał sprawdzić czy jeszcze jesteśmy nim zainteresowani. Uwielbiam, gdy w święta wyglądając za okno widzę drzewa spowite białym puchem, z którego można ulepić śnieżki i porzucać się nimi na zimowym spacerze. Nie zmienia to jednak faktu, że moją ulubioną porą roku jest lato.
Uwielbiam wyjazdy nad morze i plażowanie. Spacery pod nadmorskich miasteczkach do późnego wieczoru. Wanliowe świderki, smoothie ze świeżych owoców i mrożona herbata. Mrożona herbata to dzisiaj słowo klucz, ponieważ pod lupę bierzemy peelingującą piankę do mycia ciała Organique o tym zapachu.

Może pamiętasz, że pisałam już kiedyś o piance z tej serii o zapachu owocowego koktajlu? Chciałam dać Ci znać, że moja opinia się nie zmieniła. Cukrowa pianka peelingująca to wciąż mój hit pośród umilaczy kąpieli. Tym razem używam zapachu ice tea i to w większym wydaniu (34,90 zł/200 ml). Może nie jest to najniższa cena, ale naprawdę warta zainwestowania. Zawsze chętnie wracam do tego kosmetyku.

Wyjątkowe, ładne i funkcjonalne opakowanie typowe dla marki Organique stanowi tylko wstęp tego kosmetyku. Środek skrywa kosmetyk o pastelowej barwie i delikatnej konsystencji, który w czasie masażu ciała podczas kąpieli sprawi Ci przyjemność. Towarzyszyć jej będzie odprężający zapach zielonej herbaty. Czysta przyjemność. Czysta, to słowo klucz - pianka zapewni Ci również oczyszczenie ciała.
Skusisz się na chwilę zapomnienia?
Piękna jesienią #5: włosy | Moja obecna pielęgnacja włosów

Piękna jesienią #5: włosy | Moja obecna pielęgnacja włosów

Wczorajszy śnieg na Mazowszu mimo wcześniejszych prognoz pogody chyba był zaskoczeniem dla wszystkich. No ale dzisiaj mamy już powrót do jesieni. A skoro wciąż panuje ta pora roku, to pora na kolejny post w ramach akcji Piękna jesienią. Dzisiaj na tapetę weźmiemy pielęgnację włosów w tym ciężkim dla włosów okresie. Jak sprawić by nawet w tym czasie były piękne?

Obowiązkowym punktem jest oczywiście oczyszczanie i nawilżanie. Jeśli chodzi o wybór szamponu, to zauważyłam, że najlepiej sprawdzają się u mnie szampony perłowym zabarwieniu lub te przejrzyste. Na tej podstawie sięgam m.in. po szampony Balea. Sprawdzają się u mnie bez zarzutu - dobrze oczyszczają i nie wysuszają włosów.

Bez odżywki ani rusz! Pomaga w rozczesywaniu, sprawia, że włosy wyglądają zdrowo, są miękkie i pełne blasku. Mowa oczywiście o moim odkryciu września, czyli balsamie do włosów z olejem awokado Planeta Organica. Wciąż jestem nią zauroczona - moje włosy w czasie codziennego mycia są okiełznane, a sam kosmetyk i ładnie pachnie i ma lekką konsystencję - sama przyjemność go używać ;)

Do zadań specjalnych sięgam już po maskę do włosów. Najchętniej sięgam po maski mleczne, np Serical. Tym razem jednak w użyciu mam Gliss Kur Oil Nutritive przeciw rozdwajaniu, którą otrzymałam na zeszłorocznym Meet Beauty. Nie przepadam za nią ze względu na gęstość, choć tu można doszukiwać się plusów, że nie ucieka z ręki. Jednak robi co ma robić - porządnie zabezpiecza końce włosów nawilżając je.

Popularna wcierka Jantar również gości w mojej łazience. Lubię ją ze względu na to, że przy regularnym używaniu można dopatrzeć się nowych baby hair na głowie. Odnoszę również wrażenie, że włos jest wzmocniony przy cebulkach, więc chyba warto? ;)

Nieco mniej chętnie, ale staram się przekonać do olejowania włosów. Czasem wychodzi z tego niezła katastrofa, ale jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli to moje włosy wyglądają zjawiskowo. Obecnym olejem w mojej pielęgnacji jest Amla. To przy niej nauczyłam się, że w tym przypadku więcej nie znaczy lepiej.


Po całym procesie mycia sięgam po odżywkę bez spłukiwania, która dodatkowo wzmacnia włosy, a i nieraz niewątpliwie wspomaga rozczesywanie. Obecnie wykańczam odżywkę w sprayu z serii regeneracja Pilomax. A skoro już jesteśmy przy rozczesywaniu, to wciąż moim ulubieńcem w tej kwestii jest Tangle Teezer.

Na koniec zabezpieczenie końcówek włosów. Kiedyś bardzo lubowałam się w jedwabiach, ale po wpadce Biosilku dawno ich nie miałam. Obecnie używam Gliss Kur serum - eliksir do włosów z drogocennymi olejami - na sucho lub jeszcze na wilgotne włosy. Nadaje im miękkość i elastyczność i niewątpliwie zabezpiecza końcówki przed uszkodzeniami mechanicznymi.

Znasz któryś z moich kosmetyków?
Jak Ty pielęgnujesz włosy jesienią?
Silcare The garden of colour nr 159

Silcare The garden of colour nr 159

Wczoraj postanowiłam wykorzystać coraz rzadziej pojawiające się promienie słoneczne. Fotografowanie bez słońca jesienią i zimą to prawdziwa mordęga, a i zdjęciom brakuje tego czegoś. Szybko jednak się okazało, że przy tej paznokciowej sesji słoneczko było zarówno dużym plusem, jak i udręką. Gdzie się ustawić, żeby nie robić zdjęć w cieniu? Ups, promienie niechybnie odbiły się od dłoni i prześwietliły całe ujęcie.. Na szczęście kilka kadrów udało się uratować, aby zaprezentować Wam jeden z jesiennych kolorów jakim jest nr 159 marki Silcare z kolekcji The garden of colour.

Dostępność: online
Cena: 5,99 zł
Wykończenie: satynowe z drobinkami
Krycie: 2-3 warstwy
Pojemność: 9 ml
Pędzelek: cienki

+ ciekawy efekt

+/- cienki pędzelek

- drobinki są nieco problematyczne w czasie zmywania
- dostępność


Myślę, że fanki Shinyboxa na pewno skojarzą ten lakier. Kiedyś był dołączony do pudełeczka jako super hiper modny kolor marsala. Niestety to już było po czasie, w którym był szał na ten kolor. Shiny się spóźnił co wywołało nie małe opóźnienie. Szczerze przyznam, że ta cała burza nie zrobiła na mnie wrażenia. Z resztą sam kolor też niekoniecznie. Leżał sobie w szufladzie aż do wczoraj, kiedy zamarzyło mi się pomalować paznokcie jakimś stonowanym odcieniem bordo. Nawinął się jako pierwszy i wtedy zaczęły się zachwyty.
Niepozorny kolor w buteleczce na paznokciach okazał się prawdziwą ozdobą. Lakier wysycha na satynowy mat podbity drobinkami, które nadają mu szyku. Pięknie wygląda w cieniu, ale prawdziwego uroku dodają mu promienie słoneczne. Z resztą zobaczcie sami!

 Jaki kolor masz aktualnie na paznokciach?
Żel antybakteryjny do mycia twarzy Bioderma

Żel antybakteryjny do mycia twarzy Bioderma

Dbanie o wizerunek to w obecnych czasach podstawa. Zadbana cera dużo lepiej się prezentuje - również i makijaż jest w stanie to zdradzić. Delikatność to słowo klucz. Twoja twarz na to zasługuje. Oczyszczaj ją tak, aby nie wywoływać alergii, ani nie powodować podrażnień. Mam na to sprawdzony patent - chciałabym Ci polecić antybakteryjny żel do mycia twarzy Bioderma Sebium. Spytasz czemu?

Seria Sebium przeznaczona jest do cery tłustej, mieszanej oraz trądzikowej. Bioderma szczyci się tym, że są to produkty wolne od parabenów, barwników czy mydła. Żel nie zatyka porów, jest delikatnie perfumowany a przy czym wciąż hipoalergiczny. Jak obietnice producenta sprawdzają się w rzeczywistości?

Żel dostępy jest w kilku wariantach pojemności oraz opakowania - do wyboru jest tubka lub butelka z pompką. Idealne podejście do klienta: może sprawdzić czy pasuje mu ten produkt poprzez zakup mniejszego opakowania, a także wybór sposobu aplikacji - brawo Bioderma!
Mój żel mieści się w tubce 100 ml, którą kupiłam w aptece Aptekarz w Łomiankach. Udało dorwać mi się go w obniżce cenowej z racji tego, że w momencie zakupu miał raptem pół roku terminu ważności. Urocza niebiesko-zielona tubka mieści w sobie przeźroczysty żel. Tubka jest miękka, więc nie sprawia trudności w wydobyciu. Dodatkowy plus za przejrzystość opakowania, które pozwala na śledzenie zużycia. Dzięki temu nie grozi nam przykra niespodzianka, że któregoś ranka nie będzie czym umyć buźki.

Dosyć danych technicznych, widocznych na pierwszy rzut oka. Ciebie na pewno bardziej ciekawi jak ten kosmetyk sprawdza się w bezpośrednim kontakcie ze skórą twarzy. Tutaj również mam dobre wieści. Żel dobrze myje i oczyszcza cerę. Oczywiście w delikatny sposób. Nie pozostawia uczucia ściągnięcia i suchości. Nie podrażnia oczu, nie wywołuje innych reakcji alergicznych. Pachnie subtelnie, ale ładnie - jest to woń przyjemna dla nosa.
W moim odczuciu ten żel genialnie się sprawdza. Zauważyłam, że regularnie stosowany pozytywnie wpłynął na stan mojej cery. Pojawia się na niej mniej niedoskonałości, pory są 'czyste'. Rzadziej obserwuję też mocne świecenie się twarzy w newralgicznej strefie T. Takie działanie sprawia, że będę jego wierną fanką i chętnie będę do niego powracać. A Ty?

A Ty jak dbasz o cerę w kwestii oczyszczania?
Copyright © 2014 Maleńka bloguje , Blogger