Naustny ulubieniec wakacji - miętowy Carmex

Naustny ulubieniec wakacji - miętowy Carmex

W lipcowych ulubieńcach kosmetycznych mogliście przeczytać o miętowym Carmexie. Ci, którzy są ze mną już dłużej wiedzą, że nigdy wcześniej nie miałam Carmexa i nie wiedziałam o co ten cały szum wokół marki. Jednak podczas spotkania organizowanego przez Olę wśród fantów znalazłam i jego - miętowy balsam do ust znanej marki Carmex. Początkowo zabierałam się do niego jak pies do jeża - tak perfidnie zdradzać moje inne smarowidła z tym żółtkiem? Nie to nie dla mnie.. Jednak gdy nastało gorące lato chęć przetestowania czy mięta schłodzi moje usta i da ukojenie była silniejsza. Jednym ze skutków jest ta recenzja ;)

Opakowanie:
Bardzo charakterystyczna żółta tubka z logo marki oraz grafika, która po krótce przedstawia wersję zapachową - tu listki mięty. Zakrętka ma na sobie wypukły napis - również nazwa marki. Kolor zakrętki w tej wersji zielony, podobnie jak i w jaśminowej. W pozostałych są czerwone (klasyczny, truskawka, wiśnia). Oprócz tego tubkę przy zakupie dostajemy zaklejoną folią na kartoniku dzięki czemu mamy pewność, że nikt wcześniej nie użytkował naszego kosmetyku.
Na minus jak dla mnie jest fakt, że pomiędzy zakrętką a samą tubką podczas luźnego noszenia go w torbie zbiera się budek - okej łatwo to doczyścić i nie nachodzi bezpośrednio na aplikator, ale jednak denerwująca sprawa..
Opis producenta znajduje się na tyle kartoniku. Podobnie jak i skład, jednak ten znajdziemy również bezpośrednio na tubce.


Aplikator, konsystencja i inne.
Zaokrąglona końcówka po odkręceniu czepka ma w sobie niewielką dziurkę, która aplikuje pożądaną ilość balsamu. Zapach i smak kosmetyku jest neutralny - dobrze, bo pewnie bym go zlizywała jakby miał miętowy smak. Sam kosmetyk jest bezbarwny, lecz nie do końca przejrzysty, troszkę jakby mętny. Nie daje żadnego koloru na ustach. Wychodząc z tubki wydaje się zwarty, jednak po ustach rozprowadza się bez utrudnień.
Jedyną wpadkę konsystencji przeżył na wakacjach nad morzem. Cały czas noszę go w torbie i nie robi problemów, ale w drodze na Hel w korku przy aplikacji okazało się, że pod wpływem temperatury się rozpuścił, więc sporo kosmetyku wyszło z tubki na raz - niestety na marnację.

Działanie:
Ceniony i chwalony balsam sprawdził się również u mnie. Dba o usta - przy regularnym stosowaniu są miękkie i gładkie. Sam balsam daje również delikatny błysk na ustach niczym po użyciu błyszczyka bez drobinek - takie blask zdrowych ust. Ta wersja idealnie sprawdzała się przez całe wakacji, gdyż mentol zawarty w produkcie wywołuje przyjemne mrowienie ust i delikatne chłodzenie. W upały był niezastąpiony, stąd też dostał miano ulubieńca lipca. Ponadto produkt zawiera SPF15, więc jest dobry do użytko podczas przebywania na słońcu. Jednak w tej kwestii nie wiem jak by to tu udowodnić. Po prostu wierzę, że tak jest. 

Ciekawa jestem jak Carmex sprawdziłby się w warunkach zimowych, jednak raczej wypróbuję go w innej wersji. Zimą jestem raczej zmarzlakiem, więc dodatkowe chłodzenie mi nie potrzebne :D

Podsumowanie:
Bardzo przyjemny balsam, który dba i pielęgnuje nasze usta. Poręczna tubka i chłodzenie przemawia do mnie, zwłaszcza latem. Nie wierząca żółtej tubce i wszelkim pochwałom o niej zostałam przekonana - jeden z moich hitów kosmetycznych lata.

Używaliście któregoś z Carmexowej rodziny? Jakie macie o nich opinie? Szczególnie ciekawa jestem pozostałych wersji ;)


P.S. Przypominam o rozdaniu, które trwa na moim blogu >>KLIK<<. Zainteresowanym Carmexem zdradzę, że w składzie nagrody-niespodzianki znajdziecie swoją żółtą tubkę tego specyfiku ;)
Co nowego w kinie?

Co nowego w kinie?

Kto z Was nie lubi chodzić do kina? Może i w cenie biletu można kupić film na DVD czy Bluray, co skutkuje tym, że oglądamy go wielokrotnie, a nie raz. Jednak wszyscy musicie przyznać mi rację, że atmosfera w kinie jest inna, niż w domowym zaciszu. Świeży popcorn prosto z maszyny, ciemna sala, duży ekran. Może i denerwuje gadanie czy śmiech sąsiada z boku, albo osoby za Tobą która siorbie colę, ale i tak do kina się chodzi. Cały czas, przez okrągły rok do kina wchodzą jakieś nowości - komedie, horrory i inne gatunki. Czasem lepsze, czasem gorsze. Na jakich dwóch ostatnio byłam? Dowiecie się z dalszej części posta ;)

Sekstaśma

Małżeństwo i rodzicielstwo czasem odwodzi pary od sypialnianych igraszek, o czym przekonali się Annie i Jay. Aby urozmaicić swoje życie tych dwoje wpada na pomysł nagrania sekstaśmy. Na ich nieszczęście klip dzięki aplikacji trafia na wszystkie ipady, które podarowali rodzinie, znajomym czy pracodawcy. Rozpoczyna się pogoń w celu ich odzyskania, która wcale taka łatwa nie jest - wizyta w domu szefa Annie, znajomi, którzy obejrzeli ich film, a także ktoś, kto grozi udostępnieniem go na znanej platformie filmów porno. Czy im się uda? Sprawdźcie sami ;)
Film z Cameron Diaz zwykle jest udany, podobnie jak ten. Spodziewałam się dobrej komedii, która minie mi w kinie nie wiadomo kiedy i nie zawiodłam się. Masa zabawnych sytuacji, nowy pomysł na fabułę (chyba, że coś takiego już było i mnie oświecicie^^), zaskakujące zwroty akcji. Jeśli jesteście bardzo mobilni i na czasie z technicznymi nowinkami (typu Ipad) przed nakręceniem własnej sekstaśmy obejrzycie ten film. ;)

 Lucy

Opis krótki i treściwy: Podczas przemytu narkotyków w swoim organizmie Lucy przypadkowo zyskuje nadprzyrodzone zdolności. Sprawdzają się tezy naukowca o wykorzystywaniu więcej, niż 10% mózgu.

Film akcji nieco zachacza o science fiction. Ogląda się go szybko, lekko - nie ma w nim jakichś zawiłych elementów. Ciekawym pomysłem są wstawki z filmów przyrodniczych - np w momencie porwania, w którym dziewczyna się wyrywa gangsterom pokazano ujęcie bodajże antylopy, która stara się wymknąć z łap drapieżników. Pomysł ciekawy, a i realizacja efektów specjalnych w filmie nie raz zabiera dech w piersi, czy wywołuje salwę śmiechu. Może nie jest najlepszy w swoim gatunku, ale warty uwagi.

_________________________________________________________________________________
Na sam koniec chciałabym oświecić tych niezorientowanych - obecnie trwa promocja w kinach Cinema City. Na każdym zakupionym bilecie jest kod, który po wprowadzeniu na stronę Cinemix pozwala nam na wygranie cennych nagród - wśród nich samochody, głośniki, lodówki, tablety, tv, bilety, cola czy popcorn. Pewne jest jedno - każdy bilet wygrywa ;) Promocja trwa do końca września.
Bilety na Sekstaśmę zapewniły mi i G. 2 bilety w cenie jednego oraz zniżkę w formie duży zestaw z popcornem w cenie średniego. Wypad na Lucy to kolejne bilety 2 w cenie 1 ;) Więc jeśli wybieracie się do kina, przemyślcie wypad do Cinema City ;)


Widzieliście któryś z tych filmów? :)
*Zdjęcia pochodzą z serwisu Filmweb*
Biust do góry

Biust do góry

W czerwcu pokazywałam Wam fanty z charytatywnego spotkania blogerek. Wśród nich udało mi się trafić maskę napinającą do biustu od znanej w świecie bielizny marki Esotiq. Chcecie wiedzieć jak się sprawdza u mnie? Zapraszam Was do dalszej części postu ;)

Opis producenta:Produkt niezwykły z 2 względów. Po pierwsze najważniejszy składnik aktywny - polimer najnowszej generacji FLEXAN II® - stanowi aż 1/5 jego składu. To poziom nasycenia, do jakiego żaden inny kosmetyk dostępny na rynku nawet się nie zbliża. Po drugie, efekt działania maski widzisz już po 4 minutach. Od razu po użyciu bowiem FLEXAN II® tworzy na skórze niewidzialną siatkę napinającą, która podtrzymuje, napręża i ujędrnia piersi. Rezultat? Efekt Push-up bez stanika.

Dostępność: sklepy stacjonarne i sklep internetowy Esotiq
Cena: 149 zł / 150 ml 

Opakowanie
Jasna tubka, cała w nadrukach. Wstawki w postaci logo marki i zakrętki są złote, a pozostałe informacje wypisane są czarnym tuszem. Całość prezentuje się elegancko i gustownie, odrobina luksusu w stylu glamour, który reklamująca go Joanna Krupa lubi. Oprócz kartonika w podobnej tonacji, sama tubka ma zabezpieczenie w postaci sreberka - mamy pewność, że nikt nie dobierał się do naszego produktu przed nami. Otwór dozujący nie jest dużych rozmiarów, ale przy konsystencji produktu, o której zaraz mowa, aplikuje się za dużo produktu naraz.
Konsystencja/kolor/zapach:
Sama maska jest bezbarwna. Ma lejącą się konsystencję, która sprawia, że produkt łatwo ucieka przez palce. Ponadto jest lepka, przez co podczas aplikacji sami przyklejamy się do siebie. Zapach jest trudny do zidentyfikowania, choć ładny, nie drażniący.
Aplikacja.
Pierwszy raz próbowałam użyć jej bez czytania instrukcji, jednak maska mnie nieco zaskoczyła i ta była niezbędna. Smarowanie nią piersi zatem nie jest najłatwiejsze - smarowanie, pilnowanie by ta nie uciekała w inne miejsca, a na dodatek przyklejamy się do własnych krągłości. Taa. Po tym wyczynie maska zaczyna zasychać - bardzo szybko. Odczekujemy chwilkę - wytworzy się warstwa napinająca, która łuszczy się, należy ją zmyć. W tym właśnie momencie chwyciłam po instrukcję - sadziłam, że produkt się wchłonie i spokój, a tu jeszcze zmywanie.
Działanie:
To wynagradza wszystko. Od momentu wysychania maski na piersiach widoczne jest zauważalne uniesienie biustu. Nie jest to oczywiście efekt jak po operacji plastycznej, ani nie utrzymuje się długo, jednak push up jest nasz. Producent zaleca stosowanie maski 2 razy w tygodniu, jednak ja używam jej na specjalne wieczory, na życzenie mojego Skarba. G. jest zadowolony^^
Niestety działanie nie jest długofalowe, raczej doraźne - trwa kilka godzin.

Podsumowując:
Cena na pierwszy rzut oka nie jest kusząca, jednak biorąc pod uwagę efekt push up bez udziału chirurga jaki daje to jest bardzo fajnie. Gdyby tylko efekt utrzymywał się dłużej niż kilka godzin..
Muszę jeszcze przetestować jak się będzie miała sprawa przy regularnym testowaniu, ale to jak będę miała trochę luźnego grosza, bo dziewczyny piszą, że starcza raptem na miesiąc..

Lubicie takie cuda czy jednak dajecie sobie spokój? ;)
Męskie zapachy od Yves Rocher

Męskie zapachy od Yves Rocher

Zwykle mieliście okazję czytać recenzje damskich kosmetyków tej marki. Jednak mam nadzieję, że nie zdziwi Was fakt, że marka ma wśród swoich produktów również szerokie grono kosmetyków dedykowanych mężczyznom. Mój chłopak poznał je chodząc ze mną na zakupy, gdy ja podziwiałam kolejne zapachy, on zaszył się w dziale bardziej męskim i wypatrzył sobie coś dla siebie.
Za jakiś miesiąc święto naszych panów - może tym razem sprezentujecie im jakąś wodę toaletową? Chętnie przedstawimy Wam kilka propozycji. Dzisiaj skupimy się na 4 męskich wodach toaletowych, które wpadały w jego posiadanie systematycznie od grudnia. Wszystkie z nich możecie znaleźć w stacjonarnych sklepach Yves Rocher oraz w sklepie internetowym


Ambre noir

Pierwszym flakonikiem ze zbiorów Grześka, jest Ambre Noir, który dostał ode mnie na święta Bożego Narodzenia. Buteleczka ma kształt graniastosłupu, a drewaniana zatyczka dodaje jej klasy i elegancji.
Zapach jest idealny na wieczorne wyjścia. Sprawdzi się również w chłodniejsze dni, co do pory roku obstawiałabym jesień czy zimę. Zapach jest z kategorii orientalno-drzewnych, utrzymuje się na skórze wiele godzin, otula ją. Dość wyraźny. Stworzony z myślą o pewnych siebie mężczyznach i jak widać wydajny.

Opis producenta:
Zapach orientalno drzewny dla mężczyzny świadomego swojej siły uwodzenia.
Ambre Noir łączy intensywny, drzewny charakter paczuli i wetiweru ze zmysłowością bobu Tonka. W sercu kompozycji przebija się subtelny cedr i lawenda, które podkreślają jej elegancję.

Składniki

Więcej o składnikach:
Olejki eteryczne z Paczuli
Akordy otulające i drzewne,
nadają siłę i głębię kompozycji.
Olejki eteryczne z Wetiweru
Akordy ciepłe i ziemiste, które sprawiają, że cała kompozycja jest elegancka i wibrująca.
Absolut z prażonego Bobu Tonka
Bób Tonka dodaje nuty ambrowe i waniliowe. W zapachu został wykorzystany prażony Bób Tonka. Otrzymany z niego absolut nadaje Ambre Noir wyjątkowo zmysłowy charakter, intensywność i męskość.

 Dostępny w wersji 50 ml - 130 zł, 100 ml -180 zł.

Hoggar

Kolejny flakonik jest bez zbędnych zdobień - jedynym chyba eleganckim akcentem jest nazwa wyrzeźbiona w buteleczce - czuć ją pod palcami. Cały utrzymana w brązowej kolorystyce. Zatyczka jest plastikowa.
Zapach analogiczny do Ambre noir - mocny i trwały. Również dobrze sprawdzi się jesienią i zimą, w chłodne dni.

Opis producenta:
Zapach orientalno-drzewny
Głęboki, orientalny, zmysłowy zapach, przetykany świeżymi nutami stanowi unikalne połączenie łagodności i mocy. Woda toaletowa Hoggar przywodzi na myśl harmonię pustyni: imponującą rozmiarami i uspokajającą zarazem, dzięki łagodnym krzywiznom wydm. W gorącym tchnieniu bobu tonka, szlachetne akordy drzewa cedrowego łączą się ze świeżością bergamotki, tworząc zapach, który urzeknie nowoczesnego mężczyznę, poszukującego mocnych wrażeń i pragnącego przekraczać własne granice. Nuta głowy: bergamota Nuta serca: drzewo cedrowe Nuta głębi: bób tonka

Dostępny w wersji 75 ml - 109 zł.


Green

Druga, zacna buteleczka różni się jedynie zamknięciem - tutaj jest spokojnie, podobnie jak nadrukiem na szkle - nazwa wypisana czcionką imitującą ręczne pismo. Zapach lekki i świeży, świetny na wiosnę czy lato. Niestety trwałość jest dużo słabsza - wietrzeje szybciej niż Ambre noir.

Opis producenta:
Zapach świeżo-aromatyczno-drzewny, świeży powiew elegancji.

Woda toaletowa Comme une evidence Green to zapach o niespotykanej świeżości łaczącej cytrusową, energetyczną nutę limonki z naturalnym, aromatycznym zapachem odświeżających ziół - mięty i szałwi. Świeżym akordom towarzyszy elegancja i głębia zapachu paczuli. Zapach świetnie nadaje się do stosowania w ciągu całego roku, a jest wprost idealny na ciepłe, letnie dni. Nuta głowy: limonka Nuta serca: mięta, szałwia Nuta głębi: paczula
Dostępny w wersji 75 ml - 129 zł

Transat

Wygląd jego buteleczki można bez chwili zastanowienia porównać do Hoggara - jedynie kolorystka jest inna, bo niebieska. Zapach jest jednak zdecydowanie lżejszy - tutaj możemy go umieścić w jednym worku z Greenem. Świetny na lato - kojarzy się z morzem. Jest to połaczenie lekkości i zdecydowanego zapachu. Trawałość jest jednak zdecydowanie lepsza od Greena.

Opis producenta:
Zapach aromatyczno-morski
Świeży i aromatyczny, a jednocześnie głęboki i silny zapach wody toaletowej Transat jest jak powiew znad wzburzonego oceanu. Zapach zaprojektowany z myślą o silnych, nowoczesnych mężczyznach, zafascynowanych naturą i poszukujących mocnych wrażeń, łączy w sobie świeżość rozmarynu i morską siłę z nutami ambrowo-drzewnymi dając wrażenie intensywnego podmuchu wolności. Nuta głowy: rozmaryn Nuta serca: akord morski Nuta głębi: ambra, drzewa
Dostępny w wersji 75 ml - 109 zł.


Grześkowe 'numero uno' to zdecydowanie Ambre noir - zdecydowanie męski zapach, który 'idealnie nadaje się na podryw' - moi facebookowi lubisie pewnie już wiedzą o co chodzi ;)

Jeśli jednak jeszcze raz stanęłabym przed wyborem zapachu dla mego Skarba zdecydowałabym się na Greena - intrygująca nuta zapachowa i świeżość mocno mnie kuszą u faceta, choć przyznaję, że Ambre noir to wyjątkowy zapach prawdziwego faceta ;)

Czy któryś z zapachów pasowałby do Waszego faceta? :)
Biszkopt opowiada: jak ja nie cierpię kąpieli!

Biszkopt opowiada: jak ja nie cierpię kąpieli!

Siema! Dzisiaj znowu przejmuję bloga! Moja pańcia była cały dzień w pracy, wróciła zmęczona i pewnie słodko drzemie. Przed snem trzeba się jednak odświeżyć i  Wy blogiery o tym dobrze wiecie. Nie raz piszecie o różnych dziwactwach do kąpieli - czasem wyglądających jak drobna karma dla szczeniaka, czasem jak piłka do gryzienia, a fe! Nie rozumiem jak można to wrzucać do kąpieli, jak można znieść pianę?! Na dowód tego, że nie znoszę kąpieli, pokażę Wam dzisiaj klika zdjęć, na których mimo mego smutnego pyska widać, że znoszę je całkiem dzielnie ;)

A mówili >nie liż<. Jednak ciekawość była silniejsza :D

Trzymają mnie na smyczy, jakby myśleli, że serio czmychnę z tej miski.. No dobra, próbowałem..

No nie łap tak! Aż mi oczy na wierzch wyszły! Zostaw, szyja może być brudna!

A byłem taki puchaty.. Jednak muszę więcej jeść, albo mniej biegać..

Tylko nie łepek.. Nie moje uszy..

Teraz to chcą głaskać.. A kysz!

A Wy lubicie kąpiele? Czy tylko udajecie? :P

Do następnego szczekania!
Hau, hau
Biszkopt
Czekolada + masło orzechowe = kompozycja idealna

Czekolada + masło orzechowe = kompozycja idealna

Mój chłopak zna mnie najlepiej na świecie - dobrze wiedziała bestia, że czekolada w połączeniu z masłem orzechowym zawładnie moim sercem. Do tego duetu podeszłam sceptycznie, ale teraz każdą moją słodyczową zachcianką jest właśnie on. W przypływach funduszy wersja droższa, w pozostałych przypadkach zadowalam się łatwiej dostępnym zamiennikiem ;)

Pierwsze co poznałam, to przesmaczne babaczki. W zasadzie to zbyt wzniosłe określenie dla masła orzechowego zatopionego w czekoladzie jako nadzienie. Jednak mimo wszystko pasujące, bo czekoladki są w uroczych papilotkach, a ponadto zapakowane w przyciągające wzrok pomarańczowe opakowanie, które oprócz nich samych zdobi jedynie ich nazwa, którą zapamiętacie do końca smakowitego życia Reese's.
Idealny balans smaku pomiędzy lekko słonym masłem a słodką czekoladą. Rozpływa się w ustach, a w głowie tkwi tylko jedna myśl - niech ta chwila trwa wiecznie. Szczerze zazdroszczę człowiekowi, który wpadł na tak genialny pomysł stworzenia takiego smakołyku - on teraz zbija grubą kasę, bo fanów mu nie brakuje. W końcu to kultowy już słodycz rodem z USA.

Od czasu kiedy poznałam to cudo, buszując po działach ze słodyczami szukałam czegoś, co zadowoli mnie w podobnym stopniu. Snickers już nie robił takiej furory. Aż pewnego dnia trafiłam na KitKata z masłem orzechowym. Okazał się idealnym tańszym, marketowym odpowiednikiem. Mimo, iż nie zastąpi Reese'sów, chętnie po niego sięgam. Dlaczeczego? Zaraz wszystkiego się dowiecie :)
KitKat jest dostępny w większych marketach (np Auchan, Kaufland), gdzie znajdzimy więcej, niż jeden jego rodzaj. Jego cena wynosi nie więcej niż 1,50 zł, więc dość standardowo jak za batony innych marek.

skład dla zainteresowanych
O dziwo po odkryciu KitKata okazało się, że Reese's ma swoje cudo również w formie batonika, więc możemy je tu porównać. O opakowaniach raczej nie ma co mówić - otwieramy je raz (bo po chwili zawartość znika;)), a sprawa ta nie sprawia problemów. Design widoczny gołym okiem.

skład dla zainteresowanych

Porównanie batoników KitKat i Reese's przedstawię Wam w formie tabelki.
Porównanie batoników:
KitKatReese's
1 warstwa masła orzechowego2 warstwy masła orzechowego
gruba polany czekoladącienka warstwa czekolady
twardychrupki
łatwo dostępnyciężej dostępny
niższa cenawyższa cena
1 sztuka w opakowaniu2 sztuki w opakowaniu

Jeśli chodzi o batoniki, to jednak wygrywa KitKat - często mam na niego ochotę, więc natyhmiastowa dostępność, gdy idę do sklepu i niska cena robią swoje. Jednak od Reese'sów w formie babeczek jeszcze długo mnie nic nie odciągnie - ich smak jest niepowtarzalny, chwila gdy rozpływają się w ustach jest bezcenna ♥

Reese'sy dostaniecie w firmowych sklepach Kuchnie świata (m.in.Arkadia, Złote tarasy) oraz w sklepie internetowym, gdzie pracuje mój chłopak ^^ 
Ich cena wynosi ok 6,50 zł, a i wybór jest - babeczki są również w białej wersji. Oprócz babeczek i sticksów również dostępne są takie w formie groszków.

Skusiłam Was na takie połączenie? :)
Oszczędnie i na leżąco

Oszczędnie i na leżąco

Krem do twarzy to u mnie ciężka sprawa - już prędzej mi wychodzi balsamowanie nóg (tak, reszta ciała również czeka na mą litość). Albo mam tak, że jakiś czas dzień za dniem ją kremuję, albo dopiero w krytycznych przypadkach wielkiego suchego placka na twarzy. Najbardziej jestem na siebie zła, że zbyt mało dbam o okolice oczu, więc chętnie sięgam po każdego rodzaju płatki pod oczy. Tym razem mój wybór padł na kolagenową maseczkę  pod oczy PUREDERM, która pojawiła się w którejś z kosmetycznych gazetek sieci Biedronka.
Opakowanie: Foliowa saszetka z wielokrotnym zamknięciem. Stonowane barwy - odcienie niebieskiego, jedynie wyróżnia się pasek, na którym widnieje nazwa marki, która wypuściła produkt na rynek.

Dostępność: Biedronka (gazetka), Hebe
Cena: 8-10 zł / 30 płatków (15 aplikacji)

Skład produktu:
(P.S. Znalazł ktoś kolagen w składzie, którym tak reklamują ten kosmetyk?O.o)

Sposób użycia - na oczyszczoną skórę nałóż płatki i trzymaj je przez 15-20 minut.
Cały szkopuł polega na tym, że każde inne płatki kolagenowe w miarę przyklejają się do skóry, a te niestety odczepiają się. W moim przypadku podczas użytkowania najlepiej.. leżeć. Leżeć i oglądać jakiś serial albo czytać książkę, wtedy ładnie się trzymają.

Płatki są raczej standardowych rozmiarów. Mocno nasączone płynem, który ma zdziałać cudowności pod naszymi paczadłami.
Płatki całkiem nieźle nawilżają, pozostawiają skórę miękką i wypoczętą. Nie zredukują mocnych cieni, ale takie po jednej nieprzespanej nocy troszkę tak. Miły, chłodny okład pod oczy złagodzi obrzęki i podrażnienia, a ponadto da ukojenie. Cudów nie ma, ale efekt przyjemny.

Jeśli dobrze się przyjrzycie to dostrzeżecie wilgoć na moich palcach ;)

Podsumowanie: W porównaniu do płatków kolagenowych, które są pakowane po jednej parze są tańsze - tutaj za 15 par płacimy tyle co za jedną. Czasem jednak okazuje się, że te droższe zdziałają więcej. No i ta mała niedogodność, że wymagają one raczej leżenia, bądź chodzenia z twarzą do góry^^
Jednak z pewnością dużym plusem jest test nieznanego kosmetyku, który genialnie sprawdzi się na piżama party^^ (u mnie było to nocowanie zaprzyjaźnionych dziewczyn z pielgrzymki ełckiej :D).

Lubicie takie chwile dla urody? :)
Copyright © 2014 Maleńka bloguje , Blogger