TAG: Kocham lato! + foto z wakacji

TAG: Kocham lato! + foto z wakacji

Ten tag miał się pojawić na moim blogu już od edycji zimowej, poprzez wiosenną, ale jakoś tak nigdy nie mogłam się za niego zabrać. Teraz wypatrzyłam go u Agnieszki z bloga Infallible lifestyle i doszłam do wniosku, że trzeba się za niego wziąć!
Na czas czytania posta zostawiam Was z chwytliwą piosenką z filmu Magic Mike ;)

1. Jaka jest dla Ciebie idealna letnia temperatura?
Ciężko mi to określić - otóż spędzając wakacje nad morzem temperatura nie robi mi różnicy, bo gdy jest mi za ciepło po prostu wskakuję do wody. O tyle nie może być za ciepło, gdy siedzę w domu, bo nie można wytrzymać i porządnie wywietrzyć pokoju..

2. Jeśli opalanie, to gdzie? Na nadmorskiej plaży, nad jeziorem, w ogrodzie czy na balkonie?
Nadmorska plaża, ewentualnie Zalew Zegrzyński. Swoją drogą muszę się tam w najbliższym czasie wybrać ;)

3. Ulubiony look na lato?
Najchętniej wciągam na siebie koszulkę na ramiączka i do tego szorty - wygodnie, przewiewnie. Nie ukrywam, że uwielbiam również sukienki. Jednak priorytetem jest bikini :D
malenka, Linkaa, Agata
4. Ulubiony letni napój?
Mrożona herbata, ewentualnie woda mineralna z sezonowym owocowym wsadem. Plus obowiązkowo kostki lodu!
malenka, G., Linkaa, Agata
5. Wakacje w kraju czy za granicą?
Moje fundusze podejmują decyzję za mnie - w kraju.

6. Obowiązkowy gadżet na wakacje?
Okulary przeciwsłoneczne! B-)

7. Letnie wakacje vs. zimowe ferie?
Letnie. Zimą modlę się jedynie by ją przetrwać i żeby było już ciepło :D

8. Gdzie spędzisz wakacje w tym roku?
Właśnie wróciłam znad Bałtyku - zamieszkiwałam Chłapowo koło Władysławowa, ale odwiedziłam również półwysep ;)
W tle Przylądek Rozewie
9. Jakie pamiątki najchętniej przywozisz z wakacji?
Figurki odeszły do lamusa, a miliona koszyczków z muszelkami nie potrzebuję w domu, więc stawiam na bransoletki :] Dodatkowo w tym roku przyjechały ze mną do domu regionalne piwa - będziemy smakować :D
Regionalne piwo na moim insta - KLIK

10. Ulubiony smak lodów?
Zdecydowanie wolę sorbety - orzeźwiający smak owoców mhm :] Choć jakby pozostać w wakacyjnym nadmorskim klimacie to wolę gofry ^^
Agata
11. Wakacje nad morzem, w górach czy nad jeziorem?
Morze - zdecydowanie nasz Bałtyk i plaża! ♥
moje stópki

Chętnych zapraszam do odpowiedzenia na tag! Chcecie więcej zdjęć z moich wakacji? :]
Pozostając w temacie gofrów.. mydło glicerynowe

Pozostając w temacie gofrów.. mydło glicerynowe

W czerwcu pokazywałam Wam fanty z charytatywnego spotkania blogerek. Wśród nich była pachnąca paczka od Craft and Beauty. Od samego początku byłam zachwycona zawartością, a w trakcie używania jeszcze bardziej się z nimi polubiłam.
Wiecie jak to jest, gdy kupujecie kosmetyk, który pięknie pachnie, ale zaraz po użyciu zapach znika tak szybko jak pęka mydlana bańka, a sam produkt wietrzeje? No właśnie, ja też. Dziewczyny z blogów Kosmetyka Smyku Smyka i Cosmefreak wychodzą takim marudom jak ja na przeciw i tworzą kosmetyczne arcydzieła, których zapachy pieszczą nasze zmysły i nie ulatniają się po chwili. Jednym z nich jest tęczowe mydło glicerynowe o woni belgijskich gofrów.

Zapach ten jest mi teraz szczególnie bliski, bo dalej szaleję na punkcie unoszącego się aromatu gofrów w nadmorskiej miejscowości. Wyrazisty, ciepły, słodki - pozostaje się tylko bronić żeby nie próbować go zjeść. Na stronie, gdzie można je kupić znajdziecie opis: Dyniowe gofry z syropem klonowym, posypane brązowym cukrem i mielonymi orzechami z dodatkiem roztopionego masła. Mniam!  I jak tu się nie skusić?
Wygląd mydełka jest dość oryginalny - pofalowana kostka w tęczowych jak sama nazwa mówi barwach. Przy użyciu niestety kolory bledną, a u mnie dodatkowo mydełko się rozwarstwiło w miejscach, gdzie kolory się zmieniały.

Skład: mydło glicerynowe, barwniki, olejek eteryczny, kompozycja zapachowa 
Cena/Gramatura: 15 zł / 100 g
Dostępność: sklep internetowy KLIK

Mydełko pojechało ze mną na wakacyjny wyjazd do zwykłego codziennego mycia dłoni i czasem twarzy. Sprawdziło się genialnie. Delikatnie się pieniło, dobrze oczyszczało, a przede wszystkim nie wysuszało skóry. Mydełko nie zwietrzało, w dalszym ciągu pięknie pachnie, nawet na skórze pozostawia przyjemną woń. Uważam, że patrząc na całokształt warto się na nie skusić ;)

Preferujecie mydła w kostkach czy w płynie? :]
Gofrownia, czyli najlepsze gofry we Władysławowie

Gofrownia, czyli najlepsze gofry we Władysławowie

Wraz z początkiem tygodnia witam Was powyjazdowo. Wróciłam znad morza i już strasznie za nim tęsknie. Miły chłód na twarzy od bryzy, słońce grzejące w ramiona, brak komarów i przepiękne widoki. Znowu będę za tym tęsknić cały rok, choć nie ukrywam, że jak znajdę trochę grosza to jeszcze w tym roku tam wrócę ;)
Nie raz już wspominałam, że najlepsze gofry zjecie we Władysławowie w porcie. Jednakże kilka budek tam stoi i choć ceny są podobne, to tylko jedna jak dla mnie rządzi. Zapraszam Was zatem do Gofrowni.
Pyszne puszyste gofry i smakowite, zawsze świeże dodatki to renoma tej budki. Jedną sztuką można sobie podjeść. Na każdym wyjeździe chętnie tam zaglądam i szaleję z dodatkami. W każdym wydaniu gofry wyglądają mega smakowicie i jak zobaczycie zdjęcia to z pewnością się ze mną zgodzicie.
Cennik:
suchy gofr - 2,50
gofr z cukrem pudrem - 3,00
rurka z bitą śmietaną - 3,00

bita śmietana - 2,50 (dodatkowo jest zbijany wafelek/andrut)
świeże owoce - 2,50
owoce w żelu - 2,50
nutella - 2,50
masa krówkowa - 2,50

dżem truskawkowy - 2,00
mus jabłkowy - 2,00

bakalie - 1,50
sos - 1,50
posypki - 1,50

Moim zdaniem najlepszą propozycją, iście letnią i kojarzącą mi się z nadmorskimi goframi jest dodatek bitej śmietany i owoców - świeżych albo w żelu. Natomiast stanowczo odradzam połączenie masy krówkowej z bitą śmietaną - strasznie słodka i Wasz żołądek może zareagować negatywnie na taką kombinację.
Gofrownia oprócz gofrów ma w ofercie również lody, shake i kawy, ale tej pozycji nie zdążyłam się przyjrzeć - bo dla mnie i G. nadmorskim smakiem są gofry.

Cennik lody:
świderki
mały - 3,00
średni - 4,00
duży - 5,00

lody z polewą
mały - 4,50
duży - 6,50

lody gałkowe
gałka - 2,50

deser lodowy (2 kombinacje)
mały - 12,00
duży - 15,00

Budka pozostaje moim numerem jeden - najsmaczniejsze gofry, nie przypalone, nie ociekają tłuszczem (jak nam się zdarzyło w Gdyni w porcie), standardowe ceny, a lody-świderki są tańsze niż w pozostałych budkach we Władysławowie i przyległym do niego Chłapowie.

Odwiedzicie jak będziecie czy nie? Może sami polecacie podobne miejsca w tej lub innej miejscowości? :)
Kino z Biedronką

Kino z Biedronką

Kochani, jutro już będę się opalać nad naszym pięknym polskim morzem! Posty raczej na ten czas ustaną, chyba, że uda mi się coś sklecić jeśli wezmę laptopa ;) 
A dla Was szybka piłka. Znany i ceniony przez nas za gazetki kosmetyczne sklep Biedronka przygotował dla nas wakacyjny tour z kinem pod gwiazdami. Za darmo macie możliwość obejrzenia wielkich kinowych hitów w ciągu tych wakacji.
Mnie osobiście spotkacie we Władysławowie, Płońsku i Nowym Dworze Maz ;)

Więcej informacji >>KLIK<<

Ktoś się wybiera obejrzeć film na świeżym powietrzu? :)
Gładkie nogi to podstawa

Gładkie nogi to podstawa

Lato, słońce, plaża, a na niej my, seksowne kobietki. Chętne złapać trochę słońca odsłaniamy ciało czy to w jednoczęściowych kostiumach kąpielowych czy bikini, jednak za każdym razem dbamy o to, by na naszym ciele nie było żadnych niepożądanych włosków. Każda z nas ma na to swoją metodę - depilator, wosk, jednak z pewnością każda z nas miała doświadczenie z maszynką. Najpopularniejsza metoda usuwania zbędnych włosków czasem jednak wymaga wspomagaczy. Czasem golimy przy użyciu zwykłego żelu  pod prysznic - byle poślizg był, jednak coraz częściej sięgamy po kosmetyki stricte do golenia. Najpopularniejsze są żele (rok temu recenzowałam żel Joanna Sensual) oraz pianki. I dzisiaj właśnie o będzie, a konkretniej tych spod skrzydeł Venus. W tym poście porównam 2 pianki tejże marki - konwaliową z alantoiną i d-pantenolem do skóry skłonnej do podrażnień oraz drugą z ekstraktem z żurawiny i witaminą E do skóry wrażliwej.
Oprócz wyżej wymienionych jest jeszcze trzecia opcja, czyli pianka do każdego rodzaju skóry z ekstraktem z melona i grejpfruta.

Opakowanie: Aluminiowa puszka typowa dla pianek i żeli po goleniu. Ma ergonomiczny kształt, dopasowuje się do niedużej kobiecej dłoni. Zabezpieczony nakładką, która skrywa pompkę, w której po użyciu pozostaje ślad pianki, ale nie wychodzi sama jak w przypadku żelu Joanny.
Kolory opakowań i motyw różni się zależnie od wersji pianki. W tym wypadku delikatny fiolet z grafiką konwalii to pianka do skóry skłonnej do podrażnień, a druga z motywem żurawiny przystosowana jest do skóry wrażliwej.
Opis producenta i skład (kliknij by powiększyć)
Cena/Pojemność: 5-7 zł / 200 ml (185 g) 

Zapach: W obydwu przypadkach mocno wyczuwalny. Konwalia jest delikatna, niczym prostu urwany z lasu bukiet tych małych kwiatków. Żurawina kusi słodyczą, mocno owocowa.

Konsystencja/Wydajność: Gęsta pianka, która po wyciśnięciu jeszcze zwiększa swoją objętość, co wpływa pozytywnie na jej wydajność.
Działanie: Obydwie pianki znacząco ułatwiają golenie. Dzięki nim trudniej o zacięcie, bo maszynka gładko sunie po ciele. Włoski po chwili od aplikacji są bardziej miękkie, podane na zabieg, który za chwilę je czeka.
Szczerze przyznam, że pianek używam, gdy usuwam włoski pod prysznicem - nie mam tam możliwości wymoczenia się w ciepłej wodzie, co sprzyja bezproblemowemu goleniu.
Konwaliowa wersja jest idealna w przypadku, gdy mamy wizję codziennych zabiegów golenia nóg. Moja skóra na nogach jest szczególnie wrażliwa i podatna na wszelkie podrażnienia. Wiecznie latem mam mnóstwo ciapek na nogach po goleniu, a uda od wewnętrznej strony obtarte i całe czerwone. Z racji, że włoski szybko odrastają, a na plażę trzeba iść - sięgam po tą pianką i jadę - zaczerwienienia przy jej użyciu mi nie straszne. Najlepsza póki co dla mnie i teraz na wyjazd bez zbędnych eksperymentów kupiłam sprawdzoną! ;)
Żurawinowa wersja mimo, że do skóry wrażliwej u mnie nie jest wystarczająca. Łagodzi skórę, dobrze przygotowuje skórę do golenia, a jednak dla mnie to za mało. Potrzeba jej więcej działania przeciwzapalnego, jaki ma w sobie ta pierwsza. 
Podsumowanie:
KonwaliowaŻurawinowa
poręczne opakowanie
pianka sama się nie dozuje
ładny zapach
wydajna
ułatwia golenie
łagodzi skórę podczas golenia
działa przeciwzapalnie-
pozostawia po goleniu skórę przyjemnie miękką

W moim porównaniu wygrywa pianka konwaliowa. Lepiej sobie radzi z moją skórą, jest dla niej łagodniejsza. Dzięki niej mogę codziennie golić nogi, które po tym zabiegu bywają podrażnione.
Polecacie jeszcze jakieś specyfiki do golenia nóg ze skłonnością do podrażnień? :)
Zwykły-niezwykły obiad

Zwykły-niezwykły obiad

Polski obiad - co się z nim kojarzy? Kluski śląskie, gołąbki, kapusta, rosół. Zdecydowanie tak, choć pewnie ankietowani w Familiadzie wypowiedzieliby się, że najczęstszym niedzielnym obiadem są ziemniaki z kotletem i jakimś dodatkiem. Dodatek z racji lata powinien być lekki - jakaś sałatka z rzodkiewką czy mizeria. Jednak czy schab w panierce i ziemniaki posypane koperkiem nie są zbyt oklepane? No właśnie. Dlatego dzisiaj przychodzę z propozycją nieco innego wydania typowego niedzielnego obiadku.

Pierś z kurczaka pod pierzynką podana z pieczonymi ziemniaczkami oraz pomidorem na sałacie

Składniki (1 porcja):

pierś z kurczaka
2 ziemniaki
2 łyżki majonezu
garść startego żółtego sera
1-3 pieczarki
 1 pomidor
kilka małych listków sałaty masłowej
zioła prowansalskie
sól
słodka papryka

Przygotowanie:

Pierś z kurczaka umyć, ubić i ułożyć na papierze do pieczenia  na blasze. Kolejno nałożyć na nią pieczarki, posypać żółtym serem i posmarować majonezem. Wstawić do zapieczenia na ok 200*C na około 20 min.

Ziemniaki można przyrządzić na dwa sposoby. Jeśli zostały nam z poprzedniego obiadu wystarczy odsmażyć je do zarumienienia się na patelni. Jeśli szykujemy od zera: obieramy ziemniaki i kroimy je na niezbyt grube plastry układając na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Doprawiamy je do smaku solą, słodką papryką i ziołami prowansalskimi. Pieczemy w piekarniku razem z piersią do momentu gdy będą przepieczone i chrupkie. Możemy je również przewrócić dla równomiernego zarumienienia.

Umytą sałatę i pomidora układamy na przemian tak, żeby na siebie nachodziły. Na koniec doprawiamy szczyptą soli i posypujemy ziołami prowansalskimi. Jest to nie tylko zdrowy dodatek do obiadu, ale zarazem dekoracja na talerzu.

Smacznego! :)
Wiem co jem: domowe lody

Wiem co jem: domowe lody

Lato zwykle kojarzymy z wakacjami i upałem. Jak walczymy z upałem? Wiatraki, klimatyzacja i lody. Choć zimą istnieje mniejsze prawdopodobieństwo zachorowania na gardło po ich zjedzeniu, to mimo wszystko najwięcej lodowych specjałów wcinamy latem.
Gdy jesteśmy na mieście nie sposób zjeść zdrowego loda, o którym składzie wszystko wiemy. Rożki, kubeczki czy lody na patykach mają w składzie różne rzeczy, o których nie mamy zielonego pojęcia. Dlatego więc przychodzę z inicjatywą wykonania domowych lodów, które są w pełni naturalne i zdrowe, bo w głównej mierze złożone z owoców.
Kiedyś, czyli przed spaleniem blendera kielichowego często gościły w mojej kuchni. Później poszły w zapomnienie i całkiem niedawno przypomniał mi o nich wpis Fashionelki. Do ich przyrządzenia nie potrzebujemy niebywałych zdolności kulinarnych, a jedynie mrożonych owoców i sprawdzonego blendera Najlepiej takiego, który nie znosi źle współpracy z lodem, żeby nie zajechać go jak Aswertyna :*

Składniki (wedle uznania)
mogą to być

mrożone owoce
masło orzechowe
czekolada
nutella
zimna śmietana (najlepiej 30%, ale każda gęsta się sprawdzi)
cukier
mięta (dekoracja albo smak;))

Przygotowanie:

Wszystkie składniki wrzucamy do blendera i ucieramy na jednolitą masę.

Moje propozycje to:
Banany + masło orzechowe z kawałkami orzechów. Do dekoracji brązowy cukier i orzeszki bez soli.

Banany + truskawki

 2 kolorowe:
dół - same truskawki
góra - truskawki + śmietana + cukier

Jakie lodowe specjały zajadacie dla ochłody? :)
Gdy woda utleniona nie jest dla Ciebie sięgnij po..

Gdy woda utleniona nie jest dla Ciebie sięgnij po..

Kiedyś w podstawówce miałam niemiły przypadek z rozwaloną dłonią. Otóż w ciepłych miesiącach w szkole był otwarty tak zwany 'wybieg', czyli plac przed szkołą wyłożony kostką chodnikową z ławeczkami i wbudowanym stołem do tenisa stołowego, gdzie można było odetchnąć od szkolnych murów i spędzić przerwę na powietrzu w otoczeniu kwiatów i krzewów, a nie na szkolnym korytarzu. Wychodząc ze szkoły na zewnątrz było 2-3 niewielkie schodki i one były przyczyną małego wypadku. Zadowolone z siebie dziecko, które biegło ścigając się ze znajomymi kto pierwszy wyjdzie na dwór potknęłam się na nich. Trzymana w ręce buteleczka soku (nie będę mówić jakiej marki, żeby nie było lokowania produktu^^) potłukła się na miliony kawałków. Pal go licho sok, gorzej, że dłoń pokryła się cała krwią, a dodatkowo tkwiły w niej kawałki szkła. Oczywiście zostałam odprowadzona do sekretariatu (czasy bez szkolnej pielęgniarki^^) i tam potraktowana wodą utlenioną. Strasznie się pieniło, szczypało, bolało. Jednorazowa aplikacja nie pomogła, więc została kilka razy powtórzona. I takim cudem teraz mając prawie 21 lat wciąż mam traumę, gdy się skaleczę i trzeba odkazić ranę.
Pewnego dnia G. wiedząc o moim strachu na skaleczenie oprócz plasterków kupił mi polecony przez panią w aptece Octenisept.

Idealnie nadaje się do dezynfekcji i odkażania ran, a przy tym nie powoduje uczucia szczypania czy dodatkowego bólu, więc jest idealny dla wystraszonych dzieci.
Producent zaleca go do użycia bezpośrednio na rany, skórę oraz błony śluzowe.Można go używać w przypadku narządów rozrodczych (zapalenia, irygacja pochwy, przed zabiegami diagnostycznymi czy badaniami, w okresie porodowym i sztucznego zapłodnienia), dezynfekcji jamy ustnej i pępka. Ma działanie bakterio-, wiruso-, drożdzako-, pierowtniako- i grzybobójcze. Przyśpiesza gojenie się ran i pomaga przy zmianie opatrunków, które przywarły do rany.

Więcej informacji o nim znajdziecie tutaj >>KLIK<<
Dostępność: Apteki (np te przy Hebe)
Pojemności: 50 ml, 250 ml, 1 l
Cena: za 50 ml - ok 20 zł, więc nieco wysoka
Opakowanie: Poręczne ze sprayem, który ułatwia aplikację.

Stosowałam go jedynie w przypadkach oczyszczania ran, więc na tej podstawie się wypowiem.
Pamiętacie, jak wspomniałam Wam w maju o wypadku? Jadąc skuterem do pracy wymusiły mi 2 samochody, które wyprzedzały się na wąskiej drodze biegnącej wzdłuż trasy E7. Po upadku na jezdnię mocno się pościerałam zarówno na dłoni, łokciu i kolanie, które również w 2 miejscach przecięłam. Ten środek bezboleśnie oczyścił rany, które dzięki niemu dość szybko się zagoiły. Oprócz tego idealnie wspomagał podczas zmiany opatrunków - te łatwo się odklejały nie sprawiając dyskomfortu.. Po wypadku zostały mi blizny i jeszcze jakiś czas ból potłuczonych kości, które wyleczyły okłady ;)
Uważam, że na okres letni, gdzie jest to godny polecenia specyfik. Często można się skaleczyć o kapsle na plaży czy kamień znajdujący się w wodzie, a także i dzieci na szalonych wakacjach mogą sobie zrobić krzywdę, więc warto mieć go w kosmetyczce.

A Wy co stosujecie do dezynfekcji ran? Czy może macie szczęście do omijania takich urazów? :)
Nie masz czasu na kremowanie się, a balsam pod prysznic nie jest dla Ciebie?

Nie masz czasu na kremowanie się, a balsam pod prysznic nie jest dla Ciebie?

W poprzednim poście Hedvigs wspomniała, że żele Isany ją wysuszają. Przychodzę więc z propozycją kosmetyku, który powinien od tego uchronić ;)
Jest lato, dni są ciepłe, czasem nawet jest gorąco i duszno. To nie jest dobra aura do tego, by smarować się ciężkimi kremami, bo zwyczajnie z nas spływają. Chwilę po kąpieli już jesteś spocona, a chcesz nakładać na siebie jeszcze balsam? Powodzenia. W każdym bądź razie trzeba odpowiednio nawilżyć skórę. Nie jesteś fanką balsamu pod prysznic? Spokojna głowa - do wyboru jeszcze masz mleczko pod prysznic ze składnikami balsamu do ciała. Luksja wypuściła na rynek cztery wersje swoich mleczek Care pro:
  • Soften – mleczko owsiane nadaje skórze miękkość, gładkość i elastyczność,
  • Nourish - olej z pestek dyni posiada właściwości nawilżające, natłuszczające i wygładzające,
  • Restore - masło Shea odżywia, regeneruje i chroni skórę,
  • Enrich - olej sezamowy nadaje skórze gładkość i elastyczność oraz tworzy na jej powierzchni naturalny film ochronny.
Niektórzy z Was, co są na bieżąco z wszelkimi promocjami pewnie pamiętają jak w majowym Joyu było ono dodatkiem do gazety. W ten oto sposób wpadła mi to wypróbowania wersja Enrich.

Opakowanie: Biała buteleczka ze skromną, ale przemyślaną etykietą - znajdziecie bowiem na niej wszystkie standardowe informacje. Zamykana na klik, można ją pod koniec użytkowania postawić na głowie, żeby mleczko spływało do wyjścia. Otwór nieduży, aczkolwiek przy konsystencji mógłby być nieco mniejszy..

Skład (kliknij by powiększyć)
Dostępność: Drogeria Natura, Hebe, Rossmann
Cena: 5-12 zł / 250-500ml
Kolor/Zapach: Jak sama nazwa mówi mleczko, czyli kolor biały. W zapachu jest subtelne, kojarzy się z pielęgnacją, właśnie takim subtelnym delikatnym balsamem do ciała.

Konsystencja: Rzadka, ale kremowa. Ucieka przez palce, więc nieco traci na wydajności.
Działanie: Mleczko dobrze oczyszcza skórę, lekko się pieni. Jego kremowa konsystencja delikatnie sunie po ciele, aż chce się delektować tą chwilą! Delikatny zapach pieści nasze zmysły, w żadnym wypadku nie dusi. Skóra po jego zastosowaniu pozostaje miękka, delikatnie odżywiona, elastyczna jak obiecuje producent. Wyczuwalne jest delikatne nawilżenie, aczkolwiek nie tak silne, jak w przypadku tradycyjnego balsamu do ciała.
Jednakże w opcjach takich jak kilkudniowy wyjazd - wolę wziąć ten jeden kosmetyk niż tachać balsam o identycznej pojemności. Wysoka temperatura, która wskazuje na to, że krem zaraz ze mnie spłynie czy mało czasu do wyjścia również preferuję tą opcję.

Podsumowanie: Luksja kojarzyła mi się ze starym kosmetykiem pod postacią mydła w kostce z czasów kiedy miałam jakieś 5-7 lat, więc dawno puściłam tą markę w zapomnienie, ale ona powraca w wielkim stylu. Dodatkowo przy takiej okazji cenowej (dodatek do gazety) żal było nie spróbować, a teraz wiem, że znalazłam swojego wakacyjnego sprzymierzeńca z dbaniem o delikatność skóry, która o tej porze roku jest często wysuszona przez słońce. Z chęcią do niego powrócę - mamie już kupiłam tą wersję, której sama mam próbkę ;)

Znacie go? A może inne marki wypuściły podobny produkt? :)
Kąpiel z mojito

Kąpiel z mojito

Przyznaję się! Nigdy nie kupowałam żeli Isany, bo wolałam wybrać te 'bardziej markowe'. Soraya, Original Source czy Adidas. Z czasem jednak przekonałam się do tych, które znajdziemy na biedronkowej półce, więc i na żel spod marki własnej Rossmanna przyszedł czas.
Wprawdzie to miałam ochotę na niego od kiedy pojawił się w blogosferze - dość głośno w nią wszedł i został miło przyjęty. Mowa oczywiście o żelu pod prysznic Isana limonka i mięta z edycji limitowanej.
Edycja limitowana, błysnęło mi w głowie, że to jedyna szansa by go wypróbować, więc pobiegłam do Rossa i kupiłam 2 sztuki - niech G. również stanie się królikiem doświadczalnym, a co. U niego poszedł w ruch szybciej niż u mnie, z racji, że walczę z kosmetykami do denka, ale gdy tylko powiedział mi o jego właściwościach, inne rzuciłam w kąt i rozpoczęłam się nim rozkoszować.

Opakowanie: Buteleczka taka jak przy innych żelach tej marki - plastikowa, przejrzysta (choć w jeszcze jednej serii, którą wkrótce Wam pokażę tak nie jest!). Z łatwością można śledzić zużycie. Pod koniec bez problemu można postawić go na głowie by wydobyć resztę produktu. Zamykana na klik, który łatwo się otwiera. Otwór dozujący nie jest zbyt duży, więc nie nabieramy przez niego więcej produktu niż nam trzeba.
Opis producenta i zarazem jedyna informacja po polsku na opakowaniu znajduje się na papierowej naklejce, która niestety ściera się pod wpływem wody.

Skład:
Dostępność: Rossmann
Cena/Gramatura: ok 3 zł / 300 ml


Konsystencja: Żelowa.
Kolor/Zapach: Przejrzysta zieleń niczym drink mojito! A w dodatku jeszcze tak pachnie - orzeźwiająco, mocno wyczuwalna mięta i limonka! Brakuje tylko alkoholu i można byłoby się nim upajać ;)
Działanie: Myć myje i wcale nie wymaga dużej ilości, czyli na plus jeśli chodzi o wydajność. Całkiem nieźle się pieni. Kompozycja sprawia, że nie tylko odświeża, ale również przynosi ukojenie pod postacią bardzo delikatnego ochłodzenia* - genialna opcja na takie upały, jakie ostatnio panowały. Mycie nim sprawia mi wielką frajdę - zapach, który lubię w połączeniu z takimi doznaniami w gorące dni - kupił mnie ;)
Jedyne do czego się przyczepię, to nie powinien być nazywany wiosennym żelem, ale mocno letnim ;)

Także jeśli zadajecie sobie pytanie czy go kupić, to dajcie się ponieść fantazji patrząc na jego etykietę - wyobraźcie sobie to uczucie i nie wahajcie się tylko kupujcie. Wczoraj w Rossmannie jak rozglądałam się za nowym egzemplarzem to niestety ich nie było, wyprzedały się, więc skusiłam się na 2 inne ;)

*Ochłodzenie nie jest takie jak w przypadku scrubu Original Source, jest to raczej przyjemne odświeżenie ;)

Macie swoich faworytów do letnich kąpieli? :)
Cure solutions

Cure solutions

Piątek - początek weekendu, leniwy dzień. Czasem mam chęć na małe szaleństwo, ale dzisiaj jestem zdecydowanie ospała, jedyne co mi się marzy to łóżko, na którym mogłabym leżeć i Grzesio u boku z opcją 'karm i drap' :D No ale jak się nie ma co się lubi.. Pracuję dzisiaj i jestem od kilku dni nie wyspana - ostatnie upały powodowały u mnie późne zasypianie - dopiero koło 2-3 w nocy, kiedy się już nieco ochłodzi. Dzisiaj po pracy zatem chętnie sięgnę po jakąś maseczkę, która przywróci mnie do życia - sprawi, że moja twarz będzie wyglądała lepiej. Może sięgnę po maseczkę Cure solutions od Yves Rocher? Czemu? Czytajcie dalej ;)

Opakowanie: Zielona tubka z wysoką zakrętką o pojemności. Z tego co wiem, była ówcześnie zapakowana w kartonik, na którym widniał skład. Niestety kosmetyk do mnie trafił już bez pudełeczka, ale poniżej zamieszczam wyhaczony w necie skład ;)
Maseczkę wygrałam u Marty - koniecznie zajrzyjcie na jej bloga ;)
Składniki (INCI): aqua, glycerin, aloe barbadensis leaf juice, methylpropanediol, alcohol, sodium polyacrylate, propylene glycol, sesamium indicum seed oil, maniferin, parfum, phenoxyethanol, cinnamosma fragrans leaf oil, camellia sinensis leaf extract, butylene glycol, moringa pterygosperma seed extract, linalool, limonene, methylparaben, Cl 15985, Cl 16035
Konsystencja: Niezbyt gęsta, ale nie spływa z twarzy, tylko ładnie się wchłania.

Kolor: Nietypowy jak dla mnie - pomarańczowy. Chyba jeszcze nie miałam maseczki o takiej barwie ;)

Zapach: Specyficzny, ziołowy. Mi się podoba, choć wiem, że nie każdy lubi taką gamę zapachów. Podoba mi się jej zapach, dzięki niemu z chęcią jej używam.
Działanie: Producent obiecuje usuwanie zanieczyszczeń skóry, łagodzenie, wygładzenie zmarszczek, rozświetlenie cery.
Zmarszczek co prawda jeszcze nie mam, więc ciężko mi się tu wypowiedzieć, ale.. Jeśli chodzi o rozświetlenie cery to u mnie sprawdza się całkiem dobrze, choć do blasku niczym gwiazda Hollywood jeszcze troszkę mu brakuje. Moja cera jest po użyciu tej maseczki ładna, świeża i promienna - dobrze sprawdza się na dzień, kiedy wyglądam jak szara myszka - niewyspana dziewczynka.
Wydaje mi się, że zawarte w niej ekstrakty i olej powodują, że skóra jest nieco załagodzona, delikatnie ją otula. Usuwania zanieczyszczeń się niestety nie dopatrzyłam.

Podsumowanie: Fajna sprawa z tym delikatnym ożywieniem twarzy, cera lepiej wygląda, ale jednak to dla mnie zbędny bajer - około 60-70 zł za 50 ml tej niewielkiej przyjemności to dla mnie stanowczo za dużo. Wolę poszukać jednak czegoś lepszego ;)

Macie jakieś sprawdzone maseczki w tubkach? :)
Idealny do mycia ze szczoteczką :]

Idealny do mycia ze szczoteczką :]

Pamiętacie szczoteczki z Biedronki , które miały imitować słynne clarisonic? No jasne, że pamiętacie. Wiele z Was przecież kupiło to cudeńko, które jak na 20 zł całkiem nieźle się sprawuje (przypominam, że mi spadła na podłogę w łazience i nawet nie pękła :D). Otóż fajnie jest mieć szczoteczkę, ale dobrze byłoby jeszcze mieć żel, który by dobrze z nią współpracował. I o dziwo już na starcie całkiem dobrze trafiłam z żelem, który dostałam od mamy. Dzisiaj zatem przedstawię Wam kojący żel do mycia twarzy z organicznymi ekstraktami z aloesu i arniki.

Skład: Aqua, Sodium C12-15 Pareth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Glycerin, Disodium Cocoyl Glutamate, Peg-7 Glyceryl Cocoate, Peg-150 Pentaerythrityl Tetrastearate, Glycol Distearate, Peg-6 Caprylic/Capric Glycerides, Laureth-4, Parfum, Propylene Glycol, Citric Acid, Aloe Barbadensis Extract, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Arnica Montana Extract,Ci 15510, Ci 42090

Opakowanie: Smukła, ale dość twarda buteleczka. Boję się, że pod koniec będzie ciężko ją ścisnąć by wydobyć kosmetyk. Póki co sprawuje się dość dobrze, jedynie etykieta z tyłu złapała powietrza i powstał bąbelek. Poza tym etykieta trzyma się cały czas na miejscu, napisy nie ścierają się. Otwór niewielki, ale odpowiedni do konsystencji.

Konsystencja: Dość rzadka, mało żelowa. Gdy buteleczkę na szybko położę na suszarce na bieliznę zdarza się, że troszkę kosmetyku wypłynie..

Kolor i zapach: Barwa lekko biały, z perłowym zabarwieniem. Zapach jest łagodny, uspokajający.

Działanie: Producent twierdzi, że produkt nadaje się do usuwania makijażu - faktycznie z mało opornymi kosmetykami daje sobie radę. Działa kojąco, łagodząco - jak najbardziej. Po całym dniu moja cera czeka tylko aż użyję tego cudaka. Mimo iż używam go już dłuższy czas, to wciąż zamieszkuje buteleczkę, aczkolwiek ciężko mi określić czy jest go połowa czy 1/4, gdyż opakowanie nie prześwituje, a po wadze wcale nie jest to łatwe. Niczym wróżenie z fusów. Mimo wszystko dobrze się sprawuje, skóra po umyciu jest miękka. No i jak na początku napisałam - dobrze się zgrywa ze szczotką do mycia twarzy z Biedronki. Nie spływa z niej, wystarczająco się pieni. Ostatnimi czasy używam go tylko w takim połączeniu - mój najlepszy sposób na odprężenie twarzy po ciężkim dniu ;)
Zdaję sobie sprawę, że po jego skończeniu raczej (bynajmniej szybko) do niego nie wrócę - nie zamawiam kosmetyków z Oriflame, bo zwyczajnie wolę iść i kupić w drogerii - to samo Wam pisałam przy kosmetykach z Avonu ;)

A jakie żele do mycia twarzy Wy preferujecie? Z jakimi współpracujecie z użyciem szczotki do mycia twarzy? :)
Copyright © 2014 Maleńka bloguje , Blogger