Film z motywem: nietuzinkowe miejsca akcji horrorów

Film z motywem: nietuzinkowe miejsca akcji horrorów

Wiecie z czym kojarzy mi się Halloween? Oprócz dyni, obrzydzających smakołyków i wizerunków duchów, które prezentowałam w inspirującym poście nieodwodzonym elementem tego święta jest dla mnie przerażający film - horror. Niestety ciężko w tych czasach trafić na dobry gatunkowo, choć pomysłów na scenerię, osadzenie w miejscu i czasie jest wiele. Dzisiaj zatem przedstawię Wam 5 filmów, w których spodobała mi się nietuzinkowość miejsca akcji. Nie odradzam oglądania, jednak nie spodziewajcie się po nich cudów. Ot takie zwyklaki, tyle, że osadzone w ciekawych miejscach.
Z racji, że post jest typowo Halloweenowy podpinam go pod akcję Joko 'Celebruj chwile' :)
~*~
Czarnobyl.  Miasto-widmo. Katastrofa dla ludzkości. Miejsce, które w ciągu kilkunastu godzin zostało wyludnione, w którym po prostu zamarło życie. Oglądając zdjęcia stamtąd krew mrozi się z żyłach, czujemy się przejęci. Choć od lat ta lokalizacja budzi przerażenie, dopiero niedawno ktoś postanowił wykorzystać taką scenerię w horrorze. Pomysł zacny. Nieco słabiej z realizacją..
Zawsze znajdą się śmiałkowie, którzy mimo zakazów chcą wejść i sami zobaczyć. Tak właśnie zaczyna się film - 6 młodych ludzi jedzie do Prypeci, wynajmuje przewodnika i rusza na zwiedzanie. Przewodnik zaszalał i mimo zakazów wstępuje na teren skażony. Gdy zapada zmrok po kolei giną kolejne osoby.
Uwaga spojler! Mimo ciekawego początku [moment nad wodą, gdy przewodnik usiłuje nastraszyć 'turystów'] i niecodziennej scenerii, film toczy się typowo amerykańsko i mocno na wyrost. Po zmroku, gdy bohaterowie wracają do pojazdu z nadzieją bezpiecznego powrotu samochód nie odpala, a chwilę później ginie przewodnik, który jako jedyny był w stanie ich stamtąd wydostać. Na dokładkę według produkcji skutkiem promieniowania są straszne mutacje, ludzie zombie te sprawy.

~*~
Woskowe ciała zapewne większości z Was kojarzą się z muzeum słynnej Madame Tussauds, nie mylę się? Każdemu marzy się odwiedzenie jednego z nich, zrobieniu sobie zdjęcia z woskowym odpowiednikiem Beyonce czy Jacksona. Co jednak byście powiedzieli na nie takie kolorowe woskowe ciała?
Pomysłem twórców tego filmu było umieszczenie akcji w niewielkim miasteczku, w którym główną atrakcją był dom woskowych ciał. Nie byłoby tak strasznie, gdyby nie to, że każde z nich powstało poprzez upolowanie człowieka i stworzeniu z niego woskowej figury. Czy naszym bohaterom, którym zepsuł się samochód uda się uciec przed woskowym przeznaczeniem?
Wiele lat temu (przed i krótko po II w.ś) był już poruszany taki temat, jednak potem poszedł w niepamięć. Czy 'odgrzewane kotlety', rola Paris Hilton, sieczka i lanie wosku Wam się spodoba przekonacie się jeśli obejrzycie ten film.
~*~
Sanktuarium [2011] 
Początek zaczyna się inaczej - zastajemy sanktuarium, jakiś dom modlitwy. Kojarzy Ci się to z czymś? Mi z jakimiś egzorcyzmami, problemami wdania się złych mocy w człowieka. Czego jednak dowiadujemy się w trakcie? Otóż w jego podziemiach mieścił się ośrodek stosujący nowatorskie, a zarazem kontrowersyjne metody leczenia uzależnień. Teraz to jedynie przeszłość, jednak miejsce to jest naszpikowane 'pamiątkami' po badaniach. Nowy właściciel nieruchomości zostanie prześladowany przez istotę, która pragnie odkupienia win za nieludzkie eksperymenty.
Nikt chyba się nie zdziwi, jeśli powiem, że bohaterowie po kolei będą ginąć? Cóż, nie jest to amerykańska produkcja, aczkolwiek dalej dość standardowo się toczy..

Katakumby [2007]
Nie wiem jak Ty, ale gdybym wybrała się do Paryża do rodziny, to z pewnością pomęczyłabym ich, aby mnie oprowadzili po wszelkich zakątkach godnych uwagi. Marzyłyby mi się zobaczyć na żywo Pola Elizejskie, Katedrę Notre Dame czy odwiedzić jakieś muzeum. Wieczorem oprócz zobaczenia oświetlonej wieży Eiffla, może udałabym się do jakiegoś klubu. Nasze bohaterki jednak wieczorną imprezę wybrały w mrocznych katakumbach (cmentarz podziemny). Okej, rozumiem, że te paryskie są mega słynne jeśli chodzi o ten typ cmentarzy, ale mimo wszystko odpuściłabym sobie taką atrakcję. Możesz się domyślać, że impreza przyniesie im wiele wrażeń - nie tylko tych pozytywnych.

Zapewne oglądaliście Harrego Pottera - każdy z domów miał swojego 'ducha', zatem muzeum w Luwrze również go ma, oczywiście według filmowców. Chodzi o egipską mumię, która ożywa w czasie renowacji.
Mimo, że ciekawe miejsce do nakręcenia filmu, to według mnie wypada słabo, choć dla niektórych to klasyk (Polsatu chyba..).


Któryś z tych filmów oglądaliście?
Może macie inne typy horrorów, w których pomysł na miejsce kręcenia był nowatorski?
Miało być lepiej.. produkty do paznokci

Miało być lepiej.. produkty do paznokci

Nie ukrywajmy - są często takie kosmetyki, które nas zawodzą. Szukamy, wydajemy na nie pieniążki, czy nawet dostajemy je od kogoś, jednak mimo nie najgorszych początków produkt nie spełnia naszych wymagań. Fajne opakowanie, przyjemne użytkowanie - spoko, ale to nie wszystko.
Postanowiłam dzisiaj przedstawić Wam dwa małe smyki, które w pielęgnacji paznokci niestety nie sprawdziły się najlepiej. Nie stawiałam im wysokiej poprzeczki, ale jednak mnie nie zadowoliły. Jeśli chcecie wiedzieć czemu, zapraszam do dalszej części posta.

Odżywka z proteinami jedwabiu Carla trafiła do mnie poprzez rozdanie u Kasieńki. Często narzekam na problemy z paznokciami - rozdwojone, łamliwe. Produkt miał zapobiegać łamaniu i przebarwieniom, jednak niestety obietnice producenta nie są do końca spełnione. Moje paznokcie w dalszym ciągu się łamią. Odżywkę stosuję jako bazę pod kolorowe lakiery - wtedy zapobiegam zabarwieniu płytki, nie ma przebarwień. No sorry, wolałabym jednak większy nacisk na zapobieganiu łamliwości.

Buteleczka jest prosta jak przy odżywkach Ados o pojemności 7ml. Etykiety na przeźroczystych naklejkach niestety się ścierają - teraz nie mam nawet składu, który był z tyłu opakowania. Pędzelek nie jest bardzo wąski - wygodnie pokrywa się nim płytkę bez zbędnego machania. Niestety jest na tyle krótki, że nie sięgam nim teraz preparatu, a zostało jej jeszcze niespełna pół buteleczki. Kolejny minus - problem z wydobyciem. Teraz muszę kombinować i przechylać..
Przykro mi mówić, ale ten preparat dla mnie jest bublem. Nie sprawdził się w zapobieganiu łamliwości, nie odżywił paznokci. Nie polecam. 


Kolejnym moim problemem są suche skórki. Kilka dziewczyn polecało mi stosowanie oliwki w walce z nimi, jednak zakup zwyczajnie się odwlekał. Aż do czasu, gdy podczas wymianki z KasiąAlicją i Olą przygarnęłam zmysłową oliwkę do paznokci i skórek Delawell. Elegancka buteleczka z wygodną w użytku pipetą, ładny kolor oliwki i przyjemny zapach -  musi się udać.

A no jednak nie do końca.. Mimo tylu wizualnych zalet nie jest sielankowo. Zacznijmy od tego, że pipeta niestety nabiera nieco za dużo oliwki. No dobra - wybaczam. Przyznaję, że oliwka wymusiła na mnie wyrobienie sobie systematyczności - codziennie wmasowywałam ją w skórki i pazurki - przyznaję efekt tuż po nałożeniu i wchłonięciu fajny. Skórki wydawały się miękkie, nawilżone. Widząc takie działanie czasem nawet kilka razy ją stosowałam, żeby poprawić efekt. Gdy po kilku godzinach przyglądałam się swoim dłoniom dostrzegałam, że dalej są suche. WTF, co się dzieje?! Początkowo pomyślałam - za krótko ją stosuję, po dłuższym czasie będzie lepiej. Niestety nie. Efekt ładnych skórek utrzymuje się do pierwszego mycia dłoni, pierwszego tyrania chłodem.
Niestety produkt u mnie się nie sprawdził. Jednak z drugiej strony cieszę się, że na niego trafiłam - wyrobiłam sobie nawyk oliwkowania - teraz mam w planach użytkowanie już nabytej oliwki Paese.


Mieliście te produkty?
A może chcecie przestrzec przed innymi niewypałami z kategorii produkty do paznokci? :)
Może następnym razem poruszę kwestię odżywek z formaldehydem ;)
#WYZWANIE10JAKÓW

#WYZWANIE10JAKÓW

Zapewne każdy z Was słyszał (no bo jakże inaczej, skoro cały facebook jest zalany wodą z wiader) o Ice Bucket Challenge. Tym razem chciałam Wam napisać o wyzwaniu 10 jaków. Całość polega na wymyśleniu innych niż standardowe porównania. Oczywiście towarzyszy temu wpłacanie darowizny - tym razem cel jest równie szczytny Akademia przyszłości, Zasady podobne 24 h na stworzenie nowych JAKÓW - nie wywiązanie się z terminu - wpłata 10 zł na konto Akademii Przyszłości. Jeszcze fajniej, jak ktoś zrobi to i to. Zrozumiano? :D
Udział w wyzwaniu zawdzięczam Aswertynie i Karolinie - o u nich natknęłam się na ten pomysł. Dzięki dziewczyny za zabawę ;)
Dzisiaj przy okazji JAKÓW powstał taki wpis gościnny - porównania wymyślał dla Was Grzesiek - u mnie wena twórcza skończyła się na pierwszym z nich. Jeśli chcecie dowiedzieć się jakich porównań używają faceci zapraszam do czytania ;)
1. Klnie jak szewc.
Klnie jak mechanik siłujący się z zapieczoną śrubą.

2. Zabiera się jak pies do jeża.
Zabiera się jak kierowca malucha do wyprzedzania.

3. Proste jak drut.
Proste jak świński ogon.

4. Idzie jak krew z nosa.
Idzie jak paczka ekonomiczna

5. Brzydki jak noc listopadowa.
Brzydki jak Multipla.
6. Nudne jak flaki z olejem.
Nudne jak obieranie ziemniaków.

7. Kłamie jak z nut.
Kłamie jak majster kobiecie

8. Wyskoczył jak Filip z Konopi.
Wyskoczył jak Polsat z Kevinem w październiku.

9. Tani jak barszcz.
Tani jak stolik z Ikei.

10. Siedzi cicho jak mysz pod miotłą.
Siedzi cicho jak kierowca na zakrapianej imprezie

Na koniec mam dla Was zdjęcie wyluzowanych wypoczywających Jaków z niedzielnego wypadu do warszawskiego ogrodu zoologicznego. Fajne z nich zwierzaki ;)
Zapraszam do udziału wszystkich chętnych!
Każda osoba, która przeczytała wpis powinna czuć się zobowiązana ;)
Ladycode by Bell nr 32

Ladycode by Bell nr 32

Ostatnio pod moim postem na fb >>klik<< Ewelina wspomniała o wielkiej wyprzedaży w Biedronce. Faktycznie kilka kosmetyków (jak i pędzli - te podróbki EcoTools) załapało się na nią. Kuszące są zwłaszcza lakiery LadyCode produkcji Bell, które możemy dostać po 1,49 zł! Wczoraj byłam w jednej z moich nowodworskich Biedronek i niestety był już ostatni egzemplarz, w dodatku pęknięty. Jednak jeśli ktoś z Was okaże się większym szczęśliwcem i napotka te lakiery, warto zwrócić na nie uwagę - cena jest bardzo niska. Aby Was do tego przekonać pokażę dziś swój lakier -  opakowaniu wydawał się być granatem, a jak jest w rzeczywistości?
 Dostępność: Biedronka, gazetka kosmetyczna
Cena: 1,49 - 6 zł
Wykończenie: kremowe
Krycie: 2 warstwy
Pojemność: 9,5 g

+ wygodny, nieco szerszy pędzelek
+ cena 
+ łatwe zmywanie
+czas schnięcia
+ wysoki połysk

+/- dostępność (limitki Biedronki)

- krycie

Według producenta lakier szybko schnie, co jest prawdą. Choć mimo wszystko kładę na to Essie Good to go już z przyzwyczajenia. Lakier cechuje również wysoki połysk, taki, który czasem możemy osiągnąć jedynie dzięki topowi nabłyszczającemu. Sporym minusem jednak jest brak krycia po obiecywanej jednej warstwie. Tu się nieco zawiodłam, ale i tak jestem przyzwyczajona do malowania dwóch cienkich. Buteleczka podobna do tych z Lovely, wygodnie trzyma się pędzelek i całkiem nieźle nim się operuje. Nie jest typowy cienki, ale do tych z Essie sporo mu brakuje, taki pośredni. Sporym minusem dla mnie jest brak numerku na buteleczce - kartonik zaraz wyrzucę, a później będę się zastanawiać, który to lakier. Wstępnie napisałam sobie numerek na zakrętce lakierem do zdobień, mam nadzieję, że szybko nie zniknie.

Możecie teraz sobie porównać obietnice producenta z moimi obserwacjami. Ekskluzywny lakier, ta.


Jak wcześniej wspomniałam lakier w sklepie poprzez zabezpieczający plastik w buteleczce wydawał mi się ciemnym granatem. Na zdjęciach wychodzi coś pomiędzy granatem a fioletem, a w ciemną noc można pomylić go z czernią. Jednak przy pierwszej warstwie uświadczyłam się w przekonaniu, że to ciemny fiolet. Już poprzedni z Kobo był dla niektórych zbyt ciemny, co będzie teraz? :)

Taki kolor faktycznie ma lakier, tu pojedyncze maźnięcie. Zaskoczeni? :D

Podoba Wam się czy za ciemny? Co sądzicie o spełnieniu obietnic producenta?
Celebruj chwile: Paranormalne Wizje

Celebruj chwile: Paranormalne Wizje

Ha dzisiaj jak nigdy zamieszczam posta z serii Celebruj chwile wcześniej, niż na dzień przed końcem - jestem z siebie taka dumna! Tym razem Joko  przygotowała temat bliski mojemu mrocznemu sercu, czyli Halloween. Pierwsze z czym się porwałam, to inspiracje związane z tym świętem. Nie każdy z nas je obchodzi, ale dynie i straszne smakołyki (nie tylko chrupki duszki, czyli znane Monster Munch) kuszą wszystkich. Dzisiaj post tak bardzo do oglądania, czyli pomysły na makijaże, wystroje, coś do przekąszenia i gwiazdę, czyli  tym wypadku dynię :]
Wszystkie grafiki pochodzą z wyszukiwania w Google.

Podstawa to imprezowania to charakteryzacja samego siebie. Dzisiaj makijaż jest dozwolony zarówno dla pań jak i panów w dowolnej formie. Możesz być wilkołakiem, kościotrupem, wampirem, a może nawet brakować Ci kawałka twarzy. Twój wybór jak będziesz wyglądać straszniej. Jeśli chcesz możesz dobrać do tego jeszcze kostium ;)


Jeśli planujesz halloweenową imprezę zadbaj również o dekoracje wewnątrz, które sprawią, że każdy szybko wprawi się w odpowiedni nastrój i klimat.  Wbrew pozorom nie każda musi pochodzić ze sklepu, niektóre można z łatwością i za niską cenę przygotować w domu, jak np girlandy.


Straszny wystrój na zewnątrz to również znak dla sąsiadów, że święto duchów czas rozpocząć! Dynie na schodkach przed domem wzbudzają emocje towarzyszące temu świętu bez dwóch zdań. Patrząc po okolicy od razu można dostrzec, kto się bawi, a kto nie.  Co lepsze - dynia nie musi być tradycyjna, czyli po prostu wycięta paszcza i oczy, lecz może ponieść nas fantazja i możemy stworzyć np ducha.

Wracając do imprezy - wypadałoby ugościć przybyłych czymś mega. Nie mam tu na myśli oczywiście pieczeni niczym na święto dziękczynienia, ale efektowne duszki z bananów czy dynie z mandarynek byłyby okej.  Jeśli masz trochę talentu kulinarnego możesz pokusić się na przyrządzenie i udekorowanie muffinek. Psst warto zaskoczyć gości i podać napoje/alkohol w strzykawkach ;)

Jeśli wciąż Wam mało, to przygotujcie kostki lodu w rękawiczkach, sałatkę podać 'wyrzyganą' przez dynię czy upiec paluszki kostuszki. Wybór pomysłów jest spory, ogranicza Was tylko wyobraźnia ;)

Coś Was szczególnie zainteresowało? Może już jesteście przekonani, że coś z tego wykonacie? :)
Owocowo jesienią

Owocowo jesienią

Wiele z nas dopiero jesienią zaczyna pielęgnację ciała z prostej przyczyny - latem chwilę po posmarowaniu ciała wszystko z nas spływa. Teraz właśnie przyzwyczajamy się do wieczornego balsamowania, aby zimą być systematyczne i dbać o skórę. Przytłaczające jednak według mnie jest używanie już typowych, ciężkich i otulających zapachów na miarę świątecznych pierniczków. Nie zdążyłam jeszcze przywyknąć do myśli, że lato odeszło, więc chociaż w pielęgnacji stawiam na owocowe zapachy.
Bielenda Fruit Bomb SPA arbuz
Dostępność: gazetka Biedronki/niedostępny
Cena: ok 1-6 zł (zależy po której przecenie ktoś kupił)
Pojemność: 100 ml

+ zapach
+ opakowanie
+ zabezpieczenie sreberkiem przed ciekawskimi

+/- nawilżenie

- dostępność

Skład dla zainteresowanych

Opakowanie to typowy słoiczek - niewielki, ale przynajmniej bez rozcinania można wydobyć produkt do końca. Pojemność nie jest duża, przy codziennym stosowaniu starczy na max 2 tygodnie (smaruję nim tylko nogi). Dla jednych zaleta - częściej można zmieniać zapach, dla innych wada - no ale jak to tak krótko? Pamiętajmy, że to jedynie 100 ml.
Na plus również zabezpieczenie folią przed ciekawskimi paluchami w sklepie - mamy pewność, że nikt niepowołany nie miział się jeszcze przed naszym zakupem. Również gdy kupuję tego typu kosmetyki na prezent zwracam na to uwagę.

W zasadzie kupiłam je przez pomyłkę - koleżanka była zachwycona zapachem peelingu, który jej pokazywałam, więc chciałam jej kupić taki sam, ale omyłkowo wzięłam masło - zostało już u mnie.
Gdy widzimy masełko na żywo, okazuje się, że kolor nie jest idealnie biały - ma w sobie lekkie zabarwienie, jakby ktoś wycisnął do niego kroplę soku z arbuza. Mimo ekstraktu z tego owocu w składzie niestety jest to barwnik.
Nawilżenie to kwestia dyskusyjna. W składzie co prawda na drugim miejscu mamy masło shea, ale dwa składniki dalej parafinę. Po posmarowaniu ciała jest ono przyjemnie miękkie i gładkie, jednak przez jakiś czas wyczuwalna jest również taka warstewka. Na szczęście nie jest ona tak tłusta, jak w przypadku peelingu, którą od razu mam ochotę zmyć. Jest fajna, lubię taką w zimowych kremach do rąk, które chronią me dłonie.
Najbardziej jednak urzekł mnie zapach - soczysty arbuz jesienią? Czemu nie! Przyjemny aromat muska me nozdrza i pozwala jeszcze cieszyć się latem, które niestety nas opuściło.
Zdjęcia może nie są idealne, jednak chciałam stworzyć taki klimat wieczornego nawilżania ciała przy aromacie palonych w kominku wosków. Mam nadzieję, że to docenicie :D

Podsumowanie: Przyjemny, choć nie idealny. Szkoda tylko, że ma taką małą pojemność. Cieszę się jednak, że go wypróbowałam - zapach zdecydowanie mnie uwiódł. Chętnie poznam inne arbuzowe kosmetyki.

Skorzystaliście z oferty Biedronki i wypróbowaliście go? Jaka jest Wasza opinia o nim? :)
Copyright © 2014 Maleńka bloguje , Blogger