Malinowa rozkosz
Zapewne znacie to uczucie, że są takie rzeczy, których sobie sami nie kupicie. Bo za drogie, bo po co mi, bo nie lubię. Jednak czasem się okazuje, że gdy już jest to w naszych łapkach, zastanawiacie się czemu nie trafiło w nie wcześniej. Mówiłam, że nie będę nosiła rurek ani balerin - nie rozstaję się z nimi. Mówiłam też, że nie lubię produktów do ust w słoiczkach...
Masełko do ust Bielenda w wersji malinowej trafiło do mnie jako wygrana w rozdaniu. Pewnie w innym wypadku by nie znalazło się w mojej kosmetyczce, bo jak wiele z Was nie podoba mi się sposób aplikacji palcem, który jest niehigieniczny. Produkt na ogół znany i lubiany, występuje jeszcze w wersji brzoskwiniowej i wiśniowej.
Opakowanie stanowi płaski słoiczek, którego wieczko bez odkręcania się zdejmuje. Wcześniej zapakowane jest w kartonik, na którym znajdują się wszystkie informacje - m.in. skład i opis producenta. Kolejnym minusem jest brak zabezpieczenia przed wścibskimi łapami - z kartonika bardzo łatwo jest wyjąć produkt, aczkolwiek użycie byłoby widoczne, więc łatwo można by się zorientować czy towar był macany.
Opakowanie stanowi płaski słoiczek, którego wieczko bez odkręcania się zdejmuje. Wcześniej zapakowane jest w kartonik, na którym znajdują się wszystkie informacje - m.in. skład i opis producenta. Kolejnym minusem jest brak zabezpieczenia przed wścibskimi łapami - z kartonika bardzo łatwo jest wyjąć produkt, aczkolwiek użycie byłoby widoczne, więc łatwo można by się zorientować czy towar był macany.
Dostępność: drogerie, np Hebe, Rossmann, SuperPharm
Cena: 7-10zł
Sam produkt ma gęstą konsystencję, która jest czymś pomiędzy masełkiem a wazeliną. Obietnice producenta jak dla mnie są spełnione. Produkt nawilża jak masełko - ani razu nie popękały mi usta podczas jego stosowania, a nawet były miło miękkie. Nadaje kolor jak błyszczyk - i tu muszę przybić Bielendzie piątkę, bo nawet ładny błysk pozostaje na ustach. Pachnie jak owoc i to według mnie największa zaleta, dla której przebolewam nawet fakt nakładania go palcem. Zapach jest dla mnie świetny, choć może nie do końca naturalny, ale i w smaku jest słodki. Łapka do góry, kto oblizuje usta jak ma soczysty smak na ustach ;)
A czego Wy aktualnie używacie do pielęgnacji ust? :)
uwielbiam je <3
OdpowiedzUsuńMam wersję brzoskwiniową. Może działanie nie powala ale lubię gooo :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam zapach tego masełka :)
OdpowiedzUsuńMam wiśniowe w zapasach ale nie wiem czy je otworzę czy pójdzie w świat bo mam spore zapasy.
OdpowiedzUsuńkusi już od dłuższego czasu, ale najpierw muszę zużyć zapasy ;)
OdpowiedzUsuńmiałam to samo napisać;)
UsuńChyba w końcu się przełamię i kupię te masełko... Mimo, że Bielenda nie należy do moich ulubieńców ;/
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze balsamów bielenia i nivea. Aktualnie używam eoska i wazelinek floslek.
OdpowiedzUsuńużywam obecnie masełka brzoskwiniowego jednak moich ust jakoś super nie nawilża i bardzo szybko z nich znika :(
OdpowiedzUsuńNie polubiłam zbytnio masełek Nivea, więc i to nie kusi.
OdpowiedzUsuńJa ostatnio jestem zachwycona kompresem regenerującym Bielendy:)
ja bardzo lubię karmelowe masełko Nivea ♥ a ostatnio polubiłam balmi truskawkowe ♥
OdpowiedzUsuńBielendy nie miałam, ale pewnie w końcu się skuszę :)
Akurat tego masełka nie miałam, ale na razie mam wystarczająco mazidełek do ust ;)
OdpowiedzUsuńTeż mam malinowe masełko :) Śliczny ma zapach :)
OdpowiedzUsuńNie lubię takich produktów do ust :/
OdpowiedzUsuńNa razie mam Niveę ;P
OdpowiedzUsuńAleż apetyczny kolor! :) Szkoda tylko, że nie ma żadnej folii ochronnej :)
OdpowiedzUsuńmam go chyba ale w innej wersji zapachowej, jednak jeszcze nie używałam bo zużywam balsamy z full mellow : )
OdpowiedzUsuńOd dawna o tej malince myślę :)
OdpowiedzUsuńja zalezy co popadnie, przyznam sie bez bicia. A uczucie takie, ze robie mimo wczesniej sie wypieralam jest mi znajome. I tak np. cale zycie wysmiewalam sie z blondynek w czarnych autach z pieskami kieszonkowymi zamiast w zastepstwie dzieci.... i co? Nie dosc, ze blondynka w czarnym aucie ze mnie to jeszcze pieska w koszyczku nosze, bo inaczej strajkuje ;))) Takie to zycie. Czyli nie przejmuj sie, nos rurki i baleriny i pielegnuj usta ;) Pozdrawiam cieplo.
OdpowiedzUsuńŁadne opakowanie ma to masełko :)
OdpowiedzUsuńPrezentuje się wspaniale! Ja niezmiennie jestem zauroczona w klasycznym Carmexie w słoiczku:)
OdpowiedzUsuńhttp://fashionable.com.pl/
zjadłabym :D podoba mi się!
OdpowiedzUsuńNie przepadam za taką formą aplikacji, bo potem nigdy nie wiem co zrobić z przybrudzonym palcem:) Ale gdyby producent zamknął to masełko w sztyfcie to na pewno bym się skusiła.
OdpowiedzUsuńmiałam - spisało się nieźle :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za taką formą kosmetyków do ust :) Na co dzień wybieram sztyfty i aktualnie jest to pomadka Caudalie, a na noc używam Nuxe w słoiczku, który jest moim ulubieńcem w kwestii pielęgnacji ust :) Nie miałam jeszcze okazji używać masełka od Bielendy, ale zupełnie mnie nie kusi - nie przepadam za takimi smakowymi balsamami.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A
Urocze maselko :) uwielbiam kosmetyki bielendy! W szczególności masło do ciała :) wiśniowe <3
OdpowiedzUsuńDo ust najbardziej lubię balsam nuxe z miodem ;)
Nie lubię kosmetyków, które trzeba aplikować palcem. Do użytku w domu są ok, ale jak jesteśmy w terenie, mamy brudne ręce i nie możemy ich umyć, to trochę słabo ;/ Aktualnie używam Carmexu i jest całkiem fajny :)
OdpowiedzUsuńNie używam tego typu produktów, ale narobiłaś mi ochoty na to masełko.
OdpowiedzUsuńJa się również przekonałam do tego typu aplikacji i nie rozstaję się z masełkami Nivea :)
OdpowiedzUsuńNapewno skorzystam :) Fajny post :)
OdpowiedzUsuńdziękuje za komentarz u mnie http://juliakonieczny00.blogspot.com
ale ono mnie kusi .. musze mame poprosic zeby kupila i mi przeslala :)
OdpowiedzUsuńten zapach jest po porostu boski ! ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam blueshinyeyes.blogspot.com