Porozmawiajmy o pracy w galerii, w weekendy i święta
Akurat mamy końcówkę weekendu majowego, więc pomyślałam, że to najlepsza okazja by podpytać Was o zdanie na temat pracy i otwartych sklepów w weekendy i święta.
Od małego jestem wychowana aby dzień święty święcić. Nie chodziłam z rodzicami na zakupy w niedziele, czy chwilę przed zamknięciem w Wigilię. W późniejszym wieku nie robiłam także awantur 'dlaczego sklep jest dzisiaj czynny krócej a jutro w ogóle zamknięty?!' - wiadomo, że nie zależy to od pracownika sklepu, a on przecież też chce mieć wolne i odpocząć albo spotkać się z rodziną.
Dopóki nie rozpoczęłam pracy w centrum handlowym w sumie nie interesowałam się głębiej problemem, ale jak chyba każdy, kiedy problem go nie dotyka. Ok, wiem na co się pisałam i nie przeszkadza mi to, ale.. Jest kilka kwestii, które niesamowicie mnie irytują. I nie chodzi tu o moment, gdy widzę grafik, w którym jestem obsadzona na piątek-sobotę-niedzielę.
Najbardziej irytują mnie ludzie, którzy przychodzą i żądają. Nie, nie wymagają. Żądają. Nie ważne, że cały weekend sklep był otwarty. Ważne, że w niedzielę galeria zamyka się godzinę wcześniej i już wielkie halo: 'Przecież wczoraj było do 21, czemu dzisiaj tylko do 20?!'. Zastanawia mnie czy osoba, która robi wielką awanturę chciałaby stać na miejscu pracownika. Trafią się takiej osobie popołudniowe zmiany przez cały weekend i cieszą się, że już zaraz koniec, a tu i tak ktoś truje, że za krótko..
Historia z życia (a raczej ze sklepu) wzięta? Kilka minut przed zamknięciem do kasy podchodzi kobieta z pełnym koszykiem. Stoimy we dwie, jedna nabija, druga odbezpiecza towar, a klientka w międzyczasie jeszcze miota się między półkami i przynosi co chwila jakieś drobiazgi. Na zegarku już po 21, a ona płacąc zdziwionym głosem 'To chyba przedłużyłam paniom dzisiaj pracę, bo sklep jest do 21'.
Majówka, długi weekend. Większość ma wolne i zamiast skorzystać z ładnej pogody i skoczyć z rodziną czy znajomymi za miasto, to idą do galerii na zakupy. 'No bo na weekend nas nie stać', ale na zakupy za 300 zł na głowę już stać. Ogólnie kiedy nie muszę, to staram się unikać zgiełku miasta i tłumów w galerii, więc serio się dziwię innym osobom. Okej, jeśli pada, to faktycznie wyjście do kina plus zakupy wydaje się być fajnym pomysłem. Jednak coniedzielne zakupy bądź po prostu chodzenie i oglądanie podczas gdy za oknem ładna pogoda.. No i ta wielka tragedia, że sklepy nieczynne. Nie wiem czy niektórzy nie mają kalendarza w domu, ale film wypatrzony na youtube mnie dobił.
To samo Wigilia. Nawet filmy ukazują nam urok nadchodzących świąt, gdzie przy drobno lecącym z nieba śniegu ludzie pędzą chodnikami by dokupić jeszcze prezentów. Jak to ma się w życiu? Galeria, w której pracuję funkcjonuje do 15-17. A tuż przed zamknięciem na korytarzach tłumy. W grudniu pierwsza gwiazdka na niebie ukazuje się dość wcześnie, nie jecie wtedy wieczerzy? Nie jedziecie do rodziny?
Historia z życia (a raczej ze sklepu) wzięta? Kilka minut przed zamknięciem do kasy podchodzi kobieta z pełnym koszykiem. Stoimy we dwie, jedna nabija, druga odbezpiecza towar, a klientka w międzyczasie jeszcze miota się między półkami i przynosi co chwila jakieś drobiazgi. Na zegarku już po 21, a ona płacąc zdziwionym głosem 'To chyba przedłużyłam paniom dzisiaj pracę, bo sklep jest do 21'.
Majówka, długi weekend. Większość ma wolne i zamiast skorzystać z ładnej pogody i skoczyć z rodziną czy znajomymi za miasto, to idą do galerii na zakupy. 'No bo na weekend nas nie stać', ale na zakupy za 300 zł na głowę już stać. Ogólnie kiedy nie muszę, to staram się unikać zgiełku miasta i tłumów w galerii, więc serio się dziwię innym osobom. Okej, jeśli pada, to faktycznie wyjście do kina plus zakupy wydaje się być fajnym pomysłem. Jednak coniedzielne zakupy bądź po prostu chodzenie i oglądanie podczas gdy za oknem ładna pogoda.. No i ta wielka tragedia, że sklepy nieczynne. Nie wiem czy niektórzy nie mają kalendarza w domu, ale film wypatrzony na youtube mnie dobił.
To samo Wigilia. Nawet filmy ukazują nam urok nadchodzących świąt, gdzie przy drobno lecącym z nieba śniegu ludzie pędzą chodnikami by dokupić jeszcze prezentów. Jak to ma się w życiu? Galeria, w której pracuję funkcjonuje do 15-17. A tuż przed zamknięciem na korytarzach tłumy. W grudniu pierwsza gwiazdka na niebie ukazuje się dość wcześnie, nie jecie wtedy wieczerzy? Nie jedziecie do rodziny?
A tak w ogóle.. Odnosicie może wrażenie, że kiedyś za czasów naszych dziadków i rodziców każdy dawał radę zrobić zakupy w tygodniu, mimo tego, że pracował czy musiał zająć się małym dzieckiem? Teraz mimo, że sklepy są pootwierane dłużej i nawet w weekendy, zawsze znajdzie się ktoś, kto wpadnie chwilę przed zamknięciem, załaduje cały koszyk i zrobi jeszcze awanturę, że za wcześnie zamykamy.
Może tutaj zapodam sytuację z życia w sklepie, w którym aktualnie pracuję. Za 3 minuty zamknięcie, starsza sprzedawczyni przeszła po sklepie zapraszając potencjalnych klientów do kasy. Kilka osób wyszło, jedna para spytała o jakąś drobnostkę. Na kasowym zegarze wybija 21, zamykamy zmianę kasową i finito. Nagle do kasy podchodzi mężczyzna i zaczyna się wykłócać, że jego to 'g*wno obchodzi' i on chce kupić. Nie przetłumaczysz, że była prośba o kierowanie się do kasy, że system zamknął zmianę, on jest pępkiem świata i koniec. Klient wyjął telefon, pokazuje, że u niego są jeszcze 2 minuty do 21 i kłóci się dalej grożąc, że zgłosi skargę do dyrekcji galerii. Ostatecznie rzuca pieniędzmi w kasjerkę i z ręcznikami zabezpieczonymi klipsami wychodzi z salonu, oczywiście piszcząc na bramkach. Z resztą podobną sytuację miałam w elektromarkecie podczas awarii kasy - mimo wystawionej informacji na wejściu i przy kasie, również kłótnia i rzucenie w kasjerkę gotówką.
Może tutaj zapodam sytuację z życia w sklepie, w którym aktualnie pracuję. Za 3 minuty zamknięcie, starsza sprzedawczyni przeszła po sklepie zapraszając potencjalnych klientów do kasy. Kilka osób wyszło, jedna para spytała o jakąś drobnostkę. Na kasowym zegarze wybija 21, zamykamy zmianę kasową i finito. Nagle do kasy podchodzi mężczyzna i zaczyna się wykłócać, że jego to 'g*wno obchodzi' i on chce kupić. Nie przetłumaczysz, że była prośba o kierowanie się do kasy, że system zamknął zmianę, on jest pępkiem świata i koniec. Klient wyjął telefon, pokazuje, że u niego są jeszcze 2 minuty do 21 i kłóci się dalej grożąc, że zgłosi skargę do dyrekcji galerii. Ostatecznie rzuca pieniędzmi w kasjerkę i z ręcznikami zabezpieczonymi klipsami wychodzi z salonu, oczywiście piszcząc na bramkach. Z resztą podobną sytuację miałam w elektromarkecie podczas awarii kasy - mimo wystawionej informacji na wejściu i przy kasie, również kłótnia i rzucenie w kasjerkę gotówką.
Jestem w stanie zrozumieć spożywcze markety - no faktycznie jak z lodówki pingwiny rzucają śnieżkami, to wypadałoby coś kupić do zjedzenia (chociaż i tak można było zrobić to wcześniej), ale czy naprawdę kupić akcesoria do urządzania wnętrza albo nowy telewizor musisz 5 minut przed zamknięciem?
Podczas mojej pracy w elektromarkecie ze sprzętami agd, rtv itd częstym przypadkiem zostawania po godzinach była sprzedaż ratalna. Myślę, że powinno to być logiczne, że jak kupujesz za gotówkę to podchodzisz do kasy, płacisz i zabierasz sprzęt. Gdy chcesz wziąć coś na raty, należy liczyć się z faktem ewentualnej symulacji ratalnej, co by dopasować wysokość miesięcznego zobowiązania oraz okresu trwania, spisania danych kredytobiorcy, sporządzenie umowy, wydruk, podpisanie..
Myślę, że w tym temacie można by bez końca wymieniać przykłady przykrych zachowań ludzkich. Nie rozumiem skąd w ludziach przekonanie, że oni są tu dla sprzedawców - okej, sklep zarabia dzięki klientom. Ale gdyby nie sprzedawcy, to klient by sobie nie kupił żadnych udogodnień.
Ciekawa jestem Waszego zdania - jeśli macie podobny lub inny tok myślenia, albo podpatrzone sytuacje koniecznie to napiszcie! ;)
Myślę, że w tym temacie można by bez końca wymieniać przykłady przykrych zachowań ludzkich. Nie rozumiem skąd w ludziach przekonanie, że oni są tu dla sprzedawców - okej, sklep zarabia dzięki klientom. Ale gdyby nie sprzedawcy, to klient by sobie nie kupił żadnych udogodnień.
Ciekawa jestem Waszego zdania - jeśli macie podobny lub inny tok myślenia, albo podpatrzone sytuacje koniecznie to napiszcie! ;)
Przez trzy lata pracowałam w BOKu dużej firmy telekomunikacyjnej. Świątek, piątek i niedziela ;) Nic mnie już w życiu nie zdziwi. Serio :D
OdpowiedzUsuńPora kolacji wigilijnej 'bo ja mam fakturę za wysoką', pierwszy dzień świąt - poranek 'oooo Pani pracuje? Współczuję. A dzwonię bo nie wiem jak włączyć tableta'. I inne okołoświąteczne kwiatki. Zresztą, mam wrażenie, że połowa klientów kontaktowała się z nim z nudów i tak w sumie to bardzo współczuję takim ludziom...
ja mieszkam na przeciwko Tesco i co święto to widzę kosmitów. Serio! Na początku chciało mi się z tej głupoty (tak tak głupoty!!) śmiać, ale teraz patrzę z politowaniem na tych ludzi. Sami mają wolne, ale sklepy mają być otwarte, czyli egoistyczne ja odpoczywam ale inni niech pracują. Ja książe mam wolne, ale inni do roboty! Wkurza mnie to! wkurza mnie ta ludzka głupota! Co z tego, że święto, że na czerwono w kalendarzu, że w TV trąbią że mamy święto narodowe czy tam inne święto. Duch zakupów, ten sklepowy klimat ...nawet jednego dnia bez tego nie da się wytrzymać ... żałosne to ;/
OdpowiedzUsuńPracowałam w 2 galeriach handlowych jako sprzedawca. NIGDY WIĘCEJ. Ludzie potrafili przyjść 5 min przed zamknięciem i jeszcze robić nam kosmiczne awantiry o to, że jakim prawem my ich pospieszamy, skoro oni PRZYSZLI POOGLĄDAĆ. No tak, jestem ciekawa czytaki wredny klient odwiózłby mnie potem autem do domu, bo do obu tych prac musiałam kawał dojeżdżać a godziny kiedy odjeżdżał mi pociąg/autobus niestety sobie nie wybierałam :/
OdpowiedzUsuńNie zdarzają mi się zbyt często wypady na zakupy przed samym zamknięciem, jeśli jednak już muszę iść po coś, to staram się to robić z prędkością światła, żeby nie przedłużać nikomu pracy. Co do pracy w weekendy... pamiętam jak kiedyś (jeszcze przed supermarketami) wszystkie sklepy prócz "prywaciaków" były zamykane w sobotę po 13 i jakoś ludzie sobie radzili. A teraz? Przedłużony weekend, a dzień przed kolejki jakby szykował się koniec świata :D
OdpowiedzUsuńA ogólnie jeśli chodzi o czas i dni pracy, to mój chłopak pracuje w miejscu, które działa przez 24h, 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku. Mnie to śmieszy, bo nie jest to nie wiem jak ważne miejsce i podejrzewam, że nic by się nie stało, gdyby zamknęli interes na kilka dni w roku :D A ruch zdarza się właśnie w noce takie jak sylwester (!), Wigilia, Boże Narodzenie...
Oj znam ten ból niestety. Miałam swój sklep przez 5 lat, więc znajdowałam się na Twoim miejscu. najfajniejsza była godzina przed zamknięciem i praktycznie zero ruchu a potem 2 minuty do zamknięcia i pełny sklep. i zdziwienie, że zwracam uwage, bo przecież zarabiam kasę... Ludzie.
OdpowiedzUsuńOj znam ten ból niestety. Miałam swój sklep przez 5 lat, więc znajdowałam się na Twoim miejscu. najfajniejsza była godzina przed zamknięciem i praktycznie zero ruchu a potem 2 minuty do zamknięcia i pełny sklep. i zdziwienie, że zwracam uwage, bo przecież zarabiam kasę... Ludzie.
OdpowiedzUsuńJa niestety pracuję non stop.... Mam masę projektów na głowie i nie dla mnie odpoczynek ;)
OdpowiedzUsuńNa szczęście kocham to co robię, ale rozumiem Cię w 100%
Dziś takie czasy, najwięcej tłumów jest w galeriach w weekendy właśnie, nie wiem czy w tygodniu ludzie nie mają czasu na zakupy, czy to bardziej forma jakiegoś uatrakcyjnienia sobie weekendu zamiast pójść do kina czy do teatru.
OdpowiedzUsuńNać klijent nać pan... jak to w kabarecie było. Pracuję z ludźmi, w umowie mam zapisane otwieranie interesu w weekendy i święta - właśnie jestem po 3 dniówkach. Ludzi są... różni. Przychodzi masa klientów, którzy pracowników traktują jak ludzi. Przychodzą tacy, którzy myślą, że posiadając w kieszeni kilkanaście zł kupują nie tylko towar/usługę, ale i pracowników. Przychodzą tacy, którzy próbują oszukać lub ukraść. Ja nagminnie mam fochy i awantury przy kasie, że "za drogo", tak jakbym to ja ceny ustalała - po czym i tak te same osoby decydują się na zrobienie zakupów, więc chyba jednak ceny były dla nich osiągalne. Otwieranie sklepów w okresie świątecznym rozumiem, bo wtedy jest największy utarg. Za to w tym wszystkim nie rozumiem robienia zakupów w tłoku, na ostatni moment. Za czasów naszych dziadków były małe sklepiki osiedlowe, targowiska. Handlował kto chciał, często sami właściciele. Jakby nagle pół dzielnicy ruszyło na poszukiwanie produktów na wieczerzę wigilijną i prezentów to zostaliby z niczym, bo brakłoby towaru. Poza tym wtedy ludzie byli chyba mniej anonimowi. Często znali się, a teraz buraki mają dobre warunki do rozwoju - przecież za ladą stoi jakaś nieznana dziewucha, to co mi zależy - mogę jej nawtykać, zwłaszcza, kiedy mam pieniądze. Kwestia sprzedaży ratalnej jest cudna. Fajnie jest, kiedy klient przychodzi wieczorem kwadrans przed zamknięciem sklepu po czym dziwi go informacja, że tego wieczoru nie dowie się czy bank zaakceptuje jego wniosek. Przy klientach zwyczajnie upierdliwych robię sobie "przeciąg w uszach", pozostaje skupić się na tych zwyczajnych, normalnych ludziach, których jest więcej (!), ale mniej ich zapamiętujemy, bo po prostu nie załażą nam za skórę.
OdpowiedzUsuńTobie kaza siedzie dluzej niz do 21 ale inni tez maja podobnie. Siedzisz na nadgodzinach potem z wywalonym jezorem glodna jeszcze musisz zakupy zrobic odebrac dziecko itd itp. Kiedys bylo inaczej bo nie bylo niczego w sklepach i ludzie tez nie byli tak wykorzystywani jak teraz. Ja do sklepow chodze zwykle tuz po otwarciu bo wole pusty sklep i ulozone rzeczy niz tłum i bajzel. Ale nie zwsze sie da. Buziaki:)
OdpowiedzUsuńMoja siostra też pracuje w branży, jest sprzedawcą w sklepie sportowym. Narzeka na różnych klientów. Ja zaczynam pracę o 9 rano i czasami kończę przed 22. bywają takie dni gdy nie mam kiedy zrobić zakupów spożywczych, bo rano za późno wstaję a wieczorem zbyt późno kończę pracę.
OdpowiedzUsuńPraca w marketach, zwłaszcza w galeriach to nic fajnego.
OdpowiedzUsuńTeż pracowałam w marketach i znam ten ból... No ale cóż zrobić, ludzie zamiast do parku, czy na plac zabaw czy w ogóle sobie gdzieś odpocząć to łażą pół dnia i oglądają witryny. O przychodzeniu za minutę przed zamknięciem nie wspomnę... A wystarczy jeden dzień świąt, jeden dzień sklep zamknięty a ludzie okupują się dzień przed jakby tydzień wszystko miało być pozamykane.
OdpowiedzUsuńI w ogóle jestem za tym aby w niedzielę WSZYSTKIE sklepy były zamknięte.
UsuńLudzie są straszni! Wczoraj pracowałam przy dmuchańcach na Komunii. Jedno dziecko (Kryspin, matko moja co za imię nowoczesne) biło, kopało i gryzło innych. Kazałam mu wyjść z urządzenia na to zaczął na mnie krzyczeć (ośmioletnie dziecko na mnie krzyczało!), że jemu wolno, bo to za darmo i on może. A potem wyrasta z nich taki rzucający w ludzi monetami klient.
OdpowiedzUsuńSama bywam na zakupach w sobotę, w niedzielę sporadycznie. Rozumiem, że inni tez chcą mieć wolne, zasługują na nie i jak dla mnie sklepy mogłyby być zamknięte w każdą niedzielę. Wiele rodzinnych więzi na pewno by na tym skorzystało.
OdpowiedzUsuńJestem rozpieszczonym dzieckiem dużego miasta i zakupy robię o naprawdę różnych porach. Głównie jednak przez brak czasu, czasem tyle siedzę w pracy, że inaczej się nie da. Ale staram się nie robić dużych zakupów tuż przed zamknięciem sklepu, jak już to ustawiam się przy kasie kilka minut wcześniej, bo nie chcę kraść pracownikom ich wolnego czasu. Za to nie rozumiem tego chamstwa i buractwa, które wyłazi z niektórych ludzi ;( całe szczęście, że większość jest ok :)
OdpowiedzUsuńFilmik mnie rozwalił dosłownie... Ale cóż, też nie mogę tego zrozumieć, dlaczego akurat tuż przed zamknięciem ludzie koniecznie chcą kupić daną rzecz. Jeszcze może zrozumiałabym rzeczy pierwszej potrzeby, ale telewizor czy inne 'gadżety' - przecież to trzeba na spokojnie, bo to nie jest wydatek rzędu 5 złotych. Poza tym, zakupy w święta - jakby nie można było zrobić ich przed daną uroczystością czy dniem wolnym. No cóż, dzisiejsze społeczeństwo nastawione jest na konsumpcję, można to zauważyć choćby po wielkości zakupów. Przed majówką w supermarketach było pełno ludzi i każdy z wózkiem wypełnionym po same brzegi - no tak, przecież jak ta pani kupuje, to dlaczego ja mam tego nie kupić? ...
OdpowiedzUsuńPrzypomniało mi się jak kolega opowiadał, że jego brat pracuje w Nomi już od kilku lat. I nie przypomina sobie żeby była jakaś Wigilia, by tego dnia ktoś nie kupił sedesu... nie ogarniam ;)
OdpowiedzUsuńPoruszyłaś bardzo ważny temat. A filmik rozłożył mnie na łopatki. Ja chyba jeszcze nigdy nie robiłam zakupów przed samym zamknięciem. Staram się też postawić w sytuacji osoby stojącej po drugiej stronie lady. Trochę głupio, że ktoś przeze mnie musiałby zostawać dłużej w pracy.
OdpowiedzUsuńeh dlatego cieszę się, że nie pracuję w żadnym sklepie, tym bardziej na kasie... poza tym nigdy mi się nie zdarzyło iść do sklepu na ostatnią chwilę
OdpowiedzUsuńa ten filmik z Lidlem xD
Tak, masz rację, czym więcej się ludziom oferuje, tym więcej chcą, nie dość że teraz robienie zakupów jest mega wygodne, to jeszcze narzekają. Nigdy nie jeździmy na zakupy w weekendy, no chyba, że sytuacja jest naprawdę wyjątkowo, bo różnie bywa, dużo pracujemy... ale znam wiele osób, które wizyty w centrach handlowych traktują jako fajne spędzenia czasu :)
OdpowiedzUsuńWspółczuję Ci... po drugiej stronie zdecydowanie nie jest wesoło, weekend to czas dla rodziny
Przyznaję, że zdarza mi się czasami wpaść na ostatnia chwilę do sklepu bo nagle mamie się przypomniało, że czegoś zabrakło np. do pieczonego akurat placka. Ale żeby na ostatnią chwile iść po telewizor czy coś w tym stylu to już nie bardzo rozumiem.
OdpowiedzUsuń