The Body Shop, Born lippy
Kosmetyki The Body Shop cieszą się dużą popularnością. Mają cudowne zapachy, idealną konsystencję, ale są również drogie.. Często jednak okazuje się, że jakość nie jest idealna, patrząc jednocześnie na cenę. Pomimo to, THB ma wielu zwolenników.
W moich zbiorach znajduje się jeden ich balsam do ust. Jest to Born Lippy o smaku malinowym. Jego cena waha się w granicach 20 zł/8,5 g (10 ml). Na szczęście nie ja poniosłam koszta ;)
Jego opakowanie jest plastikowe i przeźroczyste, dzięki czemu dokładnie widać ubytek produktu. Typowe pudełeczko jak np przy masłach do ciała. Na zakrętce widnieją otwarte usta, a w nich logo firmy. Oprócz tego jest również informacja o nazwie produktu, masie oraz smaku. Na spodzie jest przyklejona mini książeczka (7 stron), a tam między innymi adres internetowy, miejsce produkcji oraz skład produktu, oczywiście w różnych językach. Pudełeczko jest całkiem fajne i poręczne.
Zapach - mierny, nic specjalnego. Ze smakiem już lepiej. Chodź nie są to świeże owoce zerwane prosto z krzaka, lecz nafaszerowane chemikaliami. Spodziewałam się jednak czegoś lepszego. Mimo to dość często znika z moich ust - zlizywanie smaku. Więc chyba smakowe produkty do pielęgnacji ust nie są dla mnie stworzone. Produkt raczej słabo nawilża usta, nie jest więc specjalnie dobry na zimę, lecz bardziej na sezon letni. Efektem wizualnym jest delikatny połysk.
W moich zbiorach znajduje się jeden ich balsam do ust. Jest to Born Lippy o smaku malinowym. Jego cena waha się w granicach 20 zł/8,5 g (10 ml). Na szczęście nie ja poniosłam koszta ;)
Jego opakowanie jest plastikowe i przeźroczyste, dzięki czemu dokładnie widać ubytek produktu. Typowe pudełeczko jak np przy masłach do ciała. Na zakrętce widnieją otwarte usta, a w nich logo firmy. Oprócz tego jest również informacja o nazwie produktu, masie oraz smaku. Na spodzie jest przyklejona mini książeczka (7 stron), a tam między innymi adres internetowy, miejsce produkcji oraz skład produktu, oczywiście w różnych językach. Pudełeczko jest całkiem fajne i poręczne.
Skład:
Ricinus Communis, Seed Oil, Lanolin, Polyglyceryn-3 Beeswax, Aroma, Cera Alba, Hydropenated Castor Oil, Silica, Benzyl Benzoate, Tocopharyl Acetate, Cartthamus Tinctrius Seed Oil, Ammonium Glycyrrhizate, Rubus Ideaus Fruit Extract, Tocopherol, CI 15850, CI 77891, CI 19140
Przejdźmy teraz do samego kosmetyku. Gdy go otwieramy naszym oczom ukazuje się urocza, różowa, gęsta maź. Jest ona na tyle gęsta, że nie jest półpłynna, aczkolwiek ie jest zbyt twarda, więc bez problemu, łatwo i przyjemnie jest nią posmarować usta. Zauroczyło mnie to pudełeczko, lecz nie lubię korzystać z niego przy pomocy palca. Mimo, że balsam zostaje na ustach, palec dalej pozostaje jakiś taki tłusty, niemiły. No niby są pędzelki, ale jak dla mnie przy codziennym użyciu w każdym miejscu jest to zbędne zamieszanie :PZapach - mierny, nic specjalnego. Ze smakiem już lepiej. Chodź nie są to świeże owoce zerwane prosto z krzaka, lecz nafaszerowane chemikaliami. Spodziewałam się jednak czegoś lepszego. Mimo to dość często znika z moich ust - zlizywanie smaku. Więc chyba smakowe produkty do pielęgnacji ust nie są dla mnie stworzone. Produkt raczej słabo nawilża usta, nie jest więc specjalnie dobry na zimę, lecz bardziej na sezon letni. Efektem wizualnym jest delikatny połysk.
Kosmetyk ten bardziej spełnia się jako błyszczyk.
Znacie ten, lub inne kosmetyki TBS? Co o nich sądzicie?
Znam kilka kosmetyków. Niektóre są lepsze, inne gorsze, ale uważam, że trochę za drogie. Taniej można kupić coś lepszego innej marki ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak samo myślę :) THB ma wyrobioną markę i dlatego jest takie popularne.
Usuńnie słyszałam o nim ;)
OdpowiedzUsuńW sumie taki średni, mam mieszane zdanie o nim :/
Usuń