• Beauty buffet by watsons • Maski w płachcie ze skwalanem, kwasem hialuronowym oraz migdałowym

Marki własne drogerii i perfumerii to zawsze temat, który dzieli społeczność na różne grupy. Niektórzy uważają je za gorszy sort dla osób, których nie stać na oryginały, a inni cieszą się dobrą jakością w niższej cenie, która przecież nie uwzględnia promowania znaczka czy loga. Dzisiaj przychodzę do Was z kosmetyczną marką własną - Beauty buffet. Kosmetyki tej marki są dostępne w sieci drogerii Watsons, czyli w takim azjatyckim Rossmannie. Dzięki mikołajkowej paczce od Magdaleny z I love dots trafiły do mnie trzy różne maski w płachcie: z kwasem hialuronowym, z kwasem migdałowym oraz skwalanową, o których dzisiaj opowiem Wam kilka słów.


Maski w płachcie są jednymi z najpopularniejszych kosmetyków azjatyckich i wcale się temu nie dziwię. Są wygodnym rozwiązaniem, zwłaszcza jeśli tak jak w przypadku Beauty buffet mają foliową podkładkę, która pozwala rozłożyć bez naderwania czy innego uszkodzenia maseczkę przed nałożeniem na twarz. Dobrze nasączone płachty mają odpowiednie wycięcia na oczy/nos/usta. Płachta również dobrze trzyma się na twarzy, więc można robić coś jeszcze w chwili relaksu.

Każda z maseczek zachwyciła mnie działaniem. Niestety ciężko będzie mi je rozgraniczyć, gdyż nie zauważyłam rozbieżności w ich właściwościach. Każdą z nich moja cera chłonęła jak szalona by potem być idealnie miękka, widocznie nawilżona i promienna. Miłym zaskoczeniem był dla mnie również fakt, że pozostała na twarzy warstewka nie była lepka, a sprawiała wrażenie wygładzenia i otulenia cery. Sprawdziłam ją jako bazę pod makijaż bez użycia kremu czy innych preparatów i przyznaję, że dobrze sprawdziła się w tej roli.

Na koniec dodam również, że chwalę sobie opakowania: nienaganną grafikę, która nie rozprasza uwagi, natomiast przyciąga kolorami, więc gdyby ktoś je gdzieś spotkał to niech mi szybko daje znać! :) Błądząc po internetach niestety nie trafiłam ich nigdzie, kilka dni temu w którymś sklepie online mignęły mi inne maseczki Watsons - pamiętam, że cena była w dolarach, ale w przeliczeniu na złotówki wahała się w granicach dyszki.

12 komentarzy:

  1. Z kwasem migdałowym może być ciekawa!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem bardzo ostrożna z "markami własnymi", ale z polecenia jestem w stanie zaryzykować ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie spotkałam się dotąd z tymi maskami :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Śliczne zdjęcia i przydatny wpis!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie znam tych masek. Sama w okresie jesiennozimowym rzadko po maski w płachcie sięgam, moje zatoki bardzo tego nie lubią.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie znam jeszcze tych masek.

    OdpowiedzUsuń
  7. ja tam mogę brać każdą maskę w płachcie w ciemno. uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie miałam tych masek, wydają się być fajne może kiedyś je sprawdzę

    OdpowiedzUsuń
  9. Pierwszy raz o nich słyszę! Kocham maseczki w płachcie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajne składniki. Też ich nie miałam i nie mam dostępu do "koreańskiego Rossmanna". ;-P

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i każdy komentarz ♥

Copyright © 2014 Maleńka bloguje , Blogger