• LUMENE • arktyczne piękno w miniaturowych kremach do twarzy i maseczce
O kosmetykach marki Lumene pierwszy raz usłyszałam, kiedy wypuściły kosmetyki pielęgnacyjne - linię inspirowaną ptakami z gry Angry Birds. Tym razem marka wykonała wielki krok w kategorii makijażu - stworzyła pierwsze kosmetyki do makijażu hybrydowego, którymi pochwaliła się na festiwalu See bloggers. Niestety nie udało mi się dostać na warsztaty prowadzone przez markę, ale na ich stoisku udało mi się poznać nowości oraz porozmawiać z ekspertami. Na koniec rozmowy otrzymałam kilka miniatur, o których teraz chciałabym teraz Wam opowiedzieć.
Miniatury kosmetyków to świetna forma na wyjazd, ale również do poznania nowych produktów. Szczególnie często decyduję się na zakup miniatur w przypadku kremów do twarzy. Moja buźka jest kapryśna, więc zawsze wolę się upewnić, czy kosmetyk nie stworzy więcej problemu niż pożytku. Tym razem poprzez miniatury miałam okazję poznać fińską markę Lumene oraz jej trzy serie kosmetyków opartych o wodę arktyczną w składzie. Czy jesteście ciekawi jak się sprawdziły?
Holistyczne podejście marki, naturalne składy, wspaniałe działanie sprawiają, że ta selektywna marka jest pożądana przez kobiety. Na plus również fakt, że kosmetyki nie są dostępne w każdym sklepie czy drogerii, a także idea, że piękne pochodzi ze światła. Piękną, promienistą cerę uzyskiwałam przy użyciu każdego kosmetyku, o którym dzisiaj piszę, ale zacznijmy od początku.
Pierwszą miniaturą, po którą sięgnęłam był Lahde Intense Hydration 24H Moisturizer, czyli krem nawadniający do każdego rodzaju skóry. Zrobiłam zdjęcia na bloga i odpakowałam produkt - zerwałam sreberko z wierzchu i zobaczyłam dość treściwy krem. Nie napawałam się nadzieją, że krem będzie współgrał z moją cerą. Był ciepły dzień, więc podejrzewałam, że krem spłynie mi z twarzy, co dopiero mówiąc by nałożyć na niego jeszcze makijaż. Jak przemiłe było moje zaskoczenie, kiedy moja mieszana cera wręcz piła nakładany na nią krem. Kosmetyk nałożony na twarz szybko się wchłaniał, a przy tym nie zostawiała nieprzyjemnej warstwy. Kolejny dzień oznaczał testy z makijażem. Kosmetyk nie zawiódł również na tym polu - stanowił świetne przygotowanie pod dalsze upiększanie, a makijaż trzymał się tak długo jak zawsze. Kosmetyk podczas prawie miesięcznego używania nie sprawił mi żadnych niespodzianek na twarzy, ani nie podrażnił. Należy jednak zauważyć, że intensywnie regenerował moją cerę odpowiednio ją nawilżając po słonecznych kąpielach na plaży. Zdrowy blask, nawilżenie i regeneracja , a przy tym brak nadmiernego błyszczenia się mojej cery to najlepsza jego rekomendacja.
Treściwy krem na noc to coś co uwielbiam - w tej roli świetnie sprawdza się Valo Overnight Bright vitamin C Sleeping cream, czyli krem na noc z witaminą C do każdego rodzaju skóry. Po przyjemnych doświadczeniach z kremem na dzień bardzo chętnie sięgnęłam po krem na noc. Przyznam szczerze, że sama nie wiem, którego bardziej pokochałam. Obydwa pięknie pachną, a używanie ich to sama przyjemność. Każdy dzień przynosi inny scenariusz, jednak w moim obowiązkowo musi znaleźć się czas na użycie tego kremu wieczorem. Po zmyciu makijażu, przed położeniem się do łóżka jest chwila dla mnie i dla niego - kremu oczywiście. Nie boję się, że krem wytrę w poduszkę, a rano wstanę z wypryskiem na czole - ten krem jest absolutnie bezpieczny dla mojej cery - przetestowane w gorące noce, kiedy zasypiałam przy wentylatorze, jak również w chłodniejsze wieczory. Przez noc krem odżywia moją cerę, regeneruje ją po całym dniu, abym rano mogła wstać nie tylko pełna energii, ale również piękna i wypoczęta. Rozświetlona cera pełna blasku - to właśnie widzę rano w lustrze, kiedy powracam do kremu nawadniającego, o którym była mowa przed chwilą.
Na koniec zostawiłam maseczkę Sisu Deep clean Purifying mask, czyli maskę oczyszczająco-detoksykującą. Wiem jak ciężko kobietom przełamać się, aby wypróbować nową markę kosmetyczną, zmienić swoją pielęgnację. Myślę, że sama nawet daję takie znaki właśnie tym, że najchętniej eksperymentuję z nowymi kosmetykami w postaci maseczek do twarzy. To jedna z tych, które mnie nie zawiodły. Mała pojemność mimo wszystko starczyła na kilka użyć, czyli więcej niż jedna saszetka. Maseczka wygładziła moją cerę, sprawiła że stała się miękka i delikatna, a także nieco ją oczyściła i odświeżyła tym samym przygotowując ją do dalszych zabiegów kosmetycznych. Jednym razem zrobiłam ją gdy miałam w pracy zmianę popołudniową - następnie po niej nałożyłam makijaż, innym razem sprawiłam sobie w domu małe wieczorne SPA. W obu przypadkach byłam zadowolona z jej działania. Maseczka to dla mnie chwila na relaks, chwilę odstresowania, a wraz ze swoim działaniem zasłużyła sobie na to, by Wam ją polecić.
Czy znacie już kosmetyki marki Lumene?
na ten moment nie szukam niczego nowego ale może kiedyś na cos sie skusze :)
OdpowiedzUsuńNiczego z tej marki nie miałam, ale ostatnio czytam sporo recenzji.
OdpowiedzUsuńWszystkie 3 produkty spisują się u mnie rewelacyjnie :)
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji używać nic tej marki ale takie miniatury to faktycznie dobry pomysł. Szczególnie przy droższych produktach bo nawet jak się nie sprawdzą to nie będzie dużej straty.
OdpowiedzUsuń