Bądź sexy, bądź aniołkiem

Bądź sexy, bądź aniołkiem

Co sprawia, że czujesz się seksowna i atrakcyjna? Czy jest to czerwona szminka na ustach, a może sukienka, w której wyglądasz jak milion dolarów? Podobno najlepszym przyjacielem kobiety są diamenty, ale inne rzeczy, które w mniejszym lub większym stopniu powiewają luksusem też mogą poprawić humor nawet w najgorszy dzień. Jeśli chodzi o mnie, to zawsze działa pożądający wzrok ukochanego, choć czasem..

.. mogą je zastąpić mgiełki do ciała - szczególnie latem są idealne, bo mają lekki zapach, który otula ciało bez zbędnego duszenia. Nieważne, że większość takich produktów nie utrzymuje długo zapachu na ciele, więc te Avonowe mgiełki byłyby okej, ale czasem chce się iść o krok dalej, w stronę luksusu. Takim oto sposobem sięgnęłam po mgiełkę Victoria's Secret o wdzięcznej nazwie Endless love.

Jeśli ktoś nie zna marki, to powiem czym zasłynęła - pokazami. To nie są zwyczajne pokazy mody, to Victoria's Secret Show. Oprawa muzyczna największych gwiazd na żywo, piękne kreacje i sceneria, a przede wszystkim urocze modelki - zdecydowanie nie są to wychudzone wieszaki, ale zadbane i uśmiechnięte kobiety, od których mężczyźni nie mogą oderwać wzroku. No nic, tylko zostać jednym z aniołków tej marki!

Koniec końców raczej nim nie zostanę, co najwyżej mogę sobie kupić ich bieliznę albo kosmetyk. Moją zachcianką była owa mgiełka, którą kupiłam w Złotych Tarasach w salonie Victoria's Secret.
Przyznam, że po pierwszym psiknięciu testerem na pasek wraz z przyjaciółką byłyśmy zniesmaczone mocną wonią alkoholu i postanowiłyśmy wypróbować inne zapachy, a w tym czasie poprzednie paski zaczęły pięknie pachnieć. Mimo (nie oszukujmy się) niezbyt niskiej ceny 69 zł nic nie było w stanie mnie powstrzymać przed zakupem.
Ogrom zapachów do wyboru, jednak od początku miałam swojego faworyta, któremu zostałam wierna. Endless love to nie tylko ładna nazwa, to słodkie połączenie kwiatu jabłoni i ylang ylang. Bardzo dziewczęcy zapach, nieoczywiste połączenie - no chyba, że ktoś wie jak pachnie sam ylang ylang, spodoba się fankom słodkości w zapachach.
Niestety ładne wykonanie buteleczki, niezacinający się atomizer i śliczny zapach to mało w porównaniu do utrzymywania się zapachu. Standardowo z ciała umyka szybciej niż z ubrania, jednak trwałość jest przeciętna w porównaniu do ceny. Mimo to działa tu chyba efekt placebo - psikam się TAKĄ mgiełką, będę sexy i w ogóle niczym aniołek VS. Cytując słowa przyjaciółki 'Niby nic a czujesz się jakoś tak inaczej' :-)

Swoją drogą jestem ciekawa imitacji tych mgiełek, które można dostać w wybranych drogeriach Hebe. Jeśli macie jakieś porównanie - dajcie znać, sama będę polowała na jakiś zapach. Poniżej zamieszczam skład kosmetyku.

Więc wracając do pierwszego zdania, a konkretniej pytania.. co sprawia, że czujecie się seksowne i atrakcyjne? Stwórzmy całą listę! :)
Wanna pełna piany - tylko marzenie?

Wanna pełna piany - tylko marzenie?

Zwykle bohaterki kinowych obrazów brały kąpieli w stylowych wannach po brzegi wypełnionych pianą. Pięknie, klasycznie, intrygująco. Wtedy to wkracza do łazienki ukochany i oczy wyskakują mu z orbit, kopara opada, a co innego się unosi, kiedy widzi swoją lubą otuloną pianą. Taka kąpiel marzy się każdej z nas, jednak rzeczywistość jest okrutna i pomimo wszelkich starań i różnorakich płynów do kąpieli wciąż wyglądamy w wannie jak Bridget. Trafiłam w sedno sprawy?
Źródło: Pinterest/screen z filmu

Przyznam, że buteleczka regenerującego eliksiru do kąpieli w wersji Jedwab od BingoSpa trafiła do mnie przez przypadek - ot na ich stronie podczas promocji dla nowych klientów zamawiałam zestaw prezentowy dla osoby, która nie posiada wanny. Po odebraniu przesyłki w opakowaniu wymieniłam eliksir na inny produkt z tej serii, a sobie wzięłam go do testów. Czy jestem zadowolona?

Pękata buteleczka podobna do tych, w których większość marek sprzedaje sole do kąpieli tym razem jest wypełniona kremowym płynem - gęstość porównywalna z tymi do kąpieli. Opakowanie niewiele zdradza - jedynie skład oraz jak stosować, żadnych zbędnych opisów.

W stosunku do obietnic producenta (Eliksir obficie i puszyście się pieni pozostawiając na skórze długotrwały orzeźwiający zapach) niestety długotrwałego zapachu na skórze nie czułam, bo w ogóle sam eliksir mało wyraziście i przeciętnie pachnie - jak ten płyn do kąpieli z Biedronki, który ostatnio wykończyłam - w żadnym wypadku orzeźwiająco. Jednak bardzo zaskoczył mnie fakt, że po wlaniu pod strumień wody po chwili miałam problem okiełznać pianę by ta nie wychodziła z wanny.  Wielka, puchata i lekka jak chmurka piana. Pianotwory to przy nim pikuś!
Efektów jakie przynosi Wam nie pokażę na blogu, boję się, że piana wciągnęłaby mojego Nikona. Za to na instagramie macie migawkę >KLIK<. Niektórzy już widzieli, inni dopiero teraz mogą podziwiać ;)

__________________

Podobne posty:

Sole do kąpieli BingoSpa

Pianotwory

________________________

Zaspałam, a paznokcie są w tragicznym stanie. Co teraz?!

Zaspałam, a paznokcie są w tragicznym stanie. Co teraz?!

Znacie ten moment, gdy paznokcie powinny wyglądać nienagannie a Wam właśnie odprysnął lakier i całość wygląda tragicznie? A może nie raz zdarzyło Wam się położyć spać z myślą 'rano będzie czas na pomalowanie paznokci, w końcu zaczynam później niż zwykle'. Na ogół następnego ranka drzemka przedłuża się na tyle, że niemal równa się zaspaniu, a paznokcie nie dość, że pościerane, to i pozdrapywane podczas oglądania dobrego thrilleru? Hah, tu Was mam! Pierwsza myśl to zmyć lakier i tyle, ale czy chce się targać teraz zmywacz i płatki? Lepiej wyciągnąć z kieszonki torebki saszetkę ze zmywaczem w chusteczce...

Masowe recenzje tego typu zmywaczy pojawiły się tuż po tym, jak w shinyboxach trafiły do masy kobiet. Zaraz zaczęło się porównywanie, który lepszy, dlatego ze swoją opinią poczekałam, aż emocje nieco opadną. Dziś bierzemy pod lupę Nail Nu z listopadowego boxa oraz Jelid, które wygrałam u Nuneczki.

Chusteczki NailNu sprzedawane są wyłącznie w kartoniku jako cały zestaw, przy Jelid mamy wybór zakupu 2 saszetek lub całego opakowania. Różnica w wielkości chusteczek jest diametralna - Jelid to ściereczka porównywalna z płatkiem kosmetycznym, natomiast Nailnu jest niewiele mniejsza od zwykłej chusteczki higienicznej. Wielkość oczywiście ma wpływ na ilość zmytych paznokci.

Co do zmywania, to możemy tu się długo rozwodzić. Nie będę Wam pokazywała zużytych chusteczek przy okazji demonstrując - ten lakier zmyty, na tym poległa marka X. Używałam ich na przestrzeni czasu, najczęściej właśnie poza domem. Jednak co do spostrzeżeń, to z pewnością zwrócę uwagę, że to, co uda się zmyć chusteczce jest zależne od Waszej determinacji.
'Lżejsze' lakiery piaskowe obydwu udało się zmyć po chwili pocierania płytki. Podobnie z kremowymi lakierami. Od razu przy kremowych dodajmy, że im mocniejszy czy bardziej napigmentowany kolor to więcej Jelid schodziło - mała powierzchnia chusteczki szybko się brudziła i mazała po paznokciach i skórkach. Na ogół wszystkie lakiery, które zmywałam z dłoni NailNu udało się usunąć jedną chusteczką (raz nawet na tą samą chusteczkę mogłam polegać również przy zmywaniu paznokci u stóp - miętka to była). Jeśli chodzi o brokaty, mocno brokatowe piaski czy inne ciężko zmywalne kolory, od razu sobie darujcie, szkoda nerwów.

P.S. Słyszałam też, że Jelid ma problemy zmyć niektóre odżywki położone solo. Ile w tym prawdy nie wiem, u mnie każdy lakier jest kładziony na odżywkę Laura Conti lub Nail Teka i nie było problemu.

Nail NuJelid
cena19zł25 zł / 2 zł
ilość w opakowaniu10 szt50 szt / 2 szt
zapachdość neutralnynieco drażniący
zmywaniecałkiem niezłemoże być
wydajność (chusteczka a ilość paznokci)10 lub nawet 20 przy kremowych lakierachmax. 3 paznokcie
wielkość chusteczkinieco mniejsza od higienicznejporównywalna z płatkiem kosmetycznym
poziom wilgotnościmocno nasączone, nieco natłuszczają dłonie
zawartość acetonubrak
dostępnośćsklep internetowy

Podsumowując: Po czytanych recenzjach myślałam, że Jelid będą tragiczne i że będę żałowała, że otrzymałam aż całe opakowanie, jednak nie było tak źle. Mimo, że radzą sobie ze zmywaniem zarówno kremowych lakierów, jak i niektórych piasków, to nieco razi mnie ich słaba wydajność. Nie będzie więc zdziwienia, że przyznaję jak większość, że 'wygrywają' NailNu - dobrze zmywają lakier i są wydajne.
Mimo, że chusteczkowe zmywacze są całkiem przyzwoitymi produktami, to jednak wciąż pozostanę wierna tradycyjnemu zmywaczowi.

________________________
O innych zmywaczach:
Wzmacniający zmywacz Coloris
Zmywacz w płatkach Style Pen (Ferity)
_____________________________________

O zabezpieczaniu końcówek włosów - Isana

O zabezpieczaniu końcówek włosów - Isana

Kiedyś za każdym razem podczas wizyty u fryzjerki cieniowałam włosy. Jednak po jakimś czasie zrezygnowałam i postawiłam na równe cięcie - żeby złapać trochę grubości i objętości włosów, które przy cieniowaniu na końcach mi się wykruszały i zostawały jakieś mysie ogonki. Aby zabezpieczać końcówki sięgałam po różne produkty - najczęściej jedwab, jednak po Biosilku zrezygnowałam. Od końcówki października natomiast jest ze mną bohater dzisiejszej notki, czyli Oil care Haarol Isany.

Pamiętam jak dziś, gdy wracając z zakupów wpadłam do Rossmanna w Łomiankach po tą buteleczkę, bo fryzjerka stosowała u mnie ten kosmetyk. Pamiętam również moje zaskoczenie, gdy zobaczyłam cenę prawie 15 złotych, a przecież taka niewielka buteleczka zaraz się skończy - guzik prawda - używam go w miarę regularnie po każdym myciu włosów (no z małymi wyjątkami) od mniej więcej końca listopada/początku grudnia i dopiero połowa buteleczki za mną, a kończy nam się luty prawda? Bardzo wydajny kosmetyk.
Skład może nie jest idealny, bo olej arganowy reklamowany z przodu buteleczki jest dopiero po zapachu, ale wcześniej w składzie znajdziemy olej z nasion hybrydowego szczepu słonecznika.

Sama buteleczka jest poręczna, a pompka, która dozuje nam płyn nie zacina się. Do moich włosów na końcówki używam 3-5 pompek. Niewielka ilość, a jednak nieco zapobiega rozdwajaniu i przesuszaniu, a pozostawia je miękkie. Dodatkowo dużo łatwiej je rozczesać - nieco plączą mi się końcówki - wtedy łatwiej je okiełznać.

Konsystencja jest oleista, nie za rzadka, ale również nie gęsta. Przyznaję, że na początku miałam problem rozprowadzić ją na włosach, jednak po kilku użyciach nabrałam wprawy. Kolor jak widać również taki oleisty, żółć kierująca się w stronę pomarańczy. Zapach delikatny, na włosach niewyczuwalny.

Po jego zużyciu - strzelam, że jeszcze troszkę mi posłuży, chyba że przetestuję aplikację nieco więcej kosmetyku czy nie obciąża mi włosów - zapewne poszukam czegoś innego, bo choć spełnia swoje zadanie, to ciekawość nakazuje szukać czegoś jeszcze lepszego :)
Miało być lepiej... kremy

Miało być lepiej... kremy

Wracam po Walentynkach - wiem, że nie każdy z Was obchodzi to święto, ale ja tak. Praca, Walentynki, praca. No i dzień wolnego by skrobnąć dla Was o dwóch kremach, które wypadły bardzo przeciętnie a nawet słabo.. czyli powrót do serii Miało być lepiej.

Zacznijmy od odżywczego kremu do stóp Joanna Sensual. Zawsze tego typu kosmetyki podkradam mamie - jakoś tak nie wychodzi mi ich kupowanie. Ten trafił mi się na loterii na spotkaniu czerwcowym dla Stasia. Postanowiłam go przetestować, w końcu miał pozostawiać stopy gładkie, miękkie, zdrowe, a krócej nawilżone i odżywione.

Opakowanie/skład/cena: Dostaniecie go za jakieś 5 góra 6 zł. O ile tubka całkiem nieźle wygląda - neutralna kolorystyka, no i zamykana na klaps, a nie zakrętkę, to działanie już nie do końca mnie zadowala. W składzie owszem znajdziemy obiecywany mocznik, kwas mlekowy, masło shea czy ekstrakt z koziego mleka, ale przed nimi wszystkimi jest parafina...

Moja opinia: Kosmetyk ma typową dla kremów do stóp konsystencję i zapach. Pozostawia charakterystyczną warstewkę, a rzekome nawilżenie i odżywienie jest widoczne do ranka następnego dnia (smaruję stopy przed snem). A jeśli stopy są suche, to nie szukajcie u niego ratunku.

Płynnie przechodzimy do ochronnego kremu do rąk Gracja o zapachu cytrynowym (jest jeszcze odżywcza oliwka/regenerujący rumianek/odmładzająca róża/nawilżający aloes). Kupiłam go w PoloMarkecie za zawrotną kwotę koło 2-3 zł. Fakt, że przy tej cenie nie spodziewałam się cudów - po prostu chciałam przetestować markę, którą nota bene  wyprodukował Miraculum, no i to krem, który kupiłam na początku blogowania - resztka zaraz leci do kosza, bo już jest po terminie, chciałam teraz jedynie o nim wspomnieć ;)
Opakowanie/cena/skład: Opakowanie również jest wygodne, bo zamykane na klaps. Tutaj mamy grę koloru białego z żółtym odpowiadającym cytrynie, która poza ekstraktem w składzie nie zostaje niczym przebita. No dobra, może witaminą E gdzieś tam za zapachem. A no i parafina jest dopiero na 4 miejscu w składzie. Mógłby mi ktoś tylko wskazać w składzie ten d-panthenol? Można kupić go już za 2-3 złote.

Moja opinia:  Krem bardzo słaby w swoim działaniu, a w zapachu przypomina kostkę do WC o cytrynowym zapachu. Słabe nawilżenie, ochrony również się nie dopatrzyłam.

A Wy na jakich kremach się przejechaliście?

_______________

Podobne wpisy:

___________________________
Styczniowe denko

Styczniowe denko

Wiedziałam, ja wiedziałam, że tak będzie prędzej czy później. No więc moje zacne postanowienie pisania dla Was codziennie postów jak sami widzicie legło w gruzach. Chyba faktycznie lepiej mi wychodzi pisanie ich np co drugi dzień. Teraz już trudno, przejdźmy do projektu denko, zanim zastanie nas połowa miesiąca. Muszę opróżnić torebkę, bo kolejne zużyte opakowania lądują już na parapecie..

Mogłabym marudzić, że w poprzednim denku brakowało np szamponów, choć już prawie się kończyły.. W tym jednak nadrabiam, bo dna dobiły 3 z nich, podobnie jak kilka innych myjących rzeczy. Jestem zła na siebie, że nie udało mi się wykończyć żadnego balsamu - jakoś mi nie szło kremowanie.. Obiecuję poprawę ;)
___________
Legenda:
KUPIĘ PONOWNIE
MOŻE KUPIĘ PONOWNIE
NIE KUPIĘ PONOWNIE
___________________________________

 Kosmetyki do kąpieli, mycia

1. Mydło w płynie (zapas), Finale cosmetics Oriental relax
Myć myło, było kremowe. Ale na tyle gęste czy bardziej ciągnące się, że spływało z dozownika, wtedy gdy ja z przyzwyczajenia już zabrałam rękę..

2. Sól do kąpieli, Bingo Spa Green tea
Przyjemny umilacz kąpieli. Woda stawała się delikatna dla skóry, otulała ją. Recenzja: KLIK.

3. Organique, Peeling Eternal gold
Bardzo przyjemny w użyciu, a do tego pięknie pachnie! Recenzja: KLIK.

4. Emulsja do higieny intymnej, Intimea
Taki średniaczek w swoim przedziale cenowym, zdecydowanie nie dorównał w tej kwestii Sorai dla aktywnych.

5. Żel pod prysznic, BeBeauty Turcja (luffa/oliwa z oliwek)
Również średniaczek o dość przyjemnym zapachu bez większych właściwości pielęgnacyjnych (wszystko co lepsze w składzie po 'magicznym' słowie parfum).

6. Płyn do kąpieli, BeBeauty Jedwab i noni
Stały bywalec (w różnych wersjach) w mojej łazience. Całkiem niezły jak za tą cenę.

Kosmetyki do włosów

7. Szampon do włosów, Equlibra
Genialny, bardzo dobrze dogadywał się z moimi włosami bez plątania, przy czym dobrze oczyszczał. Recenzja KLIK.

8. Szampon do włosów, DeBa volume
Taki w sumie średniak, ale ładnie pachniał i cena była adekwatna do pojemności z tego co pamiętam ;)

9. Szampon do włosów, Balea mango i aloes
Naczytałam się negatywnych opinii na temat tego wiśniowego, ale mango był całkiem w porządku, choć pod koniec bardziej pachniał jogurtem brzoskwiniowym niż mango. Dobrze oczyszczał, miło go wspominam i z pewnością wrócę. Recenzja KLIK.

10. Balsam do włosów odżywczo regeneracyjny, Bania Agafii
Zachwycił mnie, co do tego nie ma wątpliwości! Piękny, choć charakterystyczny zapach i odżywienie - genialne! Chcę więcej rosyjskich kosmetyków, więc Szaro-kolorowa i Rarity spisały się na medal (co nieco więcej o tej drugiej paczce wkrótce!).

Kosmetyki do twarzy

11. Żel do mycia twarzy, Biały Jeleń premium z aloesem i ogórkiem
Był całkiem w porządku pod względem oczyszczania i zapachu. Minusa u mnie łapie przez dziwną konsystencję, która jakby ciągnęła się..

12. Puder sypki transparentny, My Secret
Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! Trzyma mój makijaż w ryzach, utrwala go ładnie. No jedyne co, to trzeba uważać, by nie nałożyć za dużo - możliwe wybielenie twarzy ;)

INNE

13. Wosk Yankee Candle, Waikiki melon
Mój ulubiony, świeży i orzeźwiający owocowy zapach! Oczywiście już mam zapasy ;)

14. Chusteczki odświeżające Tami, Morska bryza
Bardzo dobre do torebki, odświeżają i w razie potrzeby oczyszczają. Jestem na tak ;)

Może ilość produktów w denku nie poraża, ale ja jestem dumna, że kolejne rzeczy zeszły mi ze stanu - można kupować nowe ♥ Nie no, a tak serio, troszkę się odkopać z zapasów.  Znacie któryś kosmetyk z moich zużyć? Co o nim myślicie? :)
Podarowałam paczuchę i dostałam paczuchę - openbox

Podarowałam paczuchę i dostałam paczuchę - openbox

Wiecie, że ostatnio mało mnie w blogowym świecie, ale spokojnie, wszystko nadrobię! Bardzo brakuje mi czytania Waszych wpisów, niektóre całkowicie mi umykają. Pewnie gdyby nie Fabryczna, to przegapiłabym taką wspaniałą akcję jaką zorganizował Dymek. Bez chwili wahania zgłosiłam się, wypełniłam ankietę i czekałam kto zostanie mi przydzielony do obdarowania. Otóż w całej akcji chodzi o podarowanie drugiej blogerce paczki stworzonej na podstawie zapoznania się z blogiem oraz wypełnioną przez nią ankietą. Podobna inicjatywa jak blogowe Mikołajki, z tym, że finał nastąpił w lutym ;)
Paczka dla mnie doszła właśnie dziś - w poniedziałek spędzony w pracy, kiedy to nie wyspałam się, musiałam jechać komunikacją miejską, bo dzień wcześniej akumulator szlak trafił, a po wyjściu z pracy uciekł mi autobus, a kochane emu przemiękły i było mi zimno w stópki.. Także świetne pocieszenie i niemałą radość sprawiła mi Kamila z bloga Szaro-kolorowa.

Paczka przyszła w nienaruszonym stanie - bardzo dobrze zabezpieczona i ślicznie spakowana. Już na wstępie przywitał mnie miły liścik, z którego dowiedziałam się co nieco o zawartości paczki - i już byłam zachwycona ♥

W ankiecie wspomniałam, że strasznie ciekawią mnie rosyjskie kosmetyki. Kamila to szybko podchwyciła - otrzymałam maseczkę Planety Organiki oraz krem pod oczy Baikal Herbals. Nie pamiętam czy wspomniałam o poszukiwaniu kremu pod oczy idealnego, ale to kolejny plus :D

Maseczek nigdy za wiele, o urodę trzeba dbać. Tym razem będę miała okazję wypróbować glinkę żółtą, o której dotychczas jedynie czytałam - nota bene same pozytywy ;)

Kolejna realizacja mojego chciejstwa, to wosk Yankee Candle o zapachu mężczyzny, czyli Midsummer's  night. Już się nie mogę doczekać! Nieco żałuję, że przed rozpakowaniem rozpaliłam w kominku Sweet apple.

I na koniec coś dla słodyczoholika, zimowy pakiet przetrwania etc etc - czekolada z orzechami (i to nie byle jaka, tylko Nussbeisser!) oraz krówkowe batoniki. Mój luby już się w ich kierunku uśmiechał ;)

Abyś Kochana nie miała wątpliwości - wszystko co znalazłam w paczce sprawiło mi wielką radość i już się nie mogę doczekać testowania - tym bardziej, że wszystko (oprócz czekolady;)) mam w swoich rękach po raz pierwszy.

Jeśli macie wątpliwości, czy dołączać do takich akcji, mam nadzieję, że już Wam minęły i żałujecie, że tym razem nie wzięliście udziału. Blogerki to wspaniałe istoty z szóstym zmysłem, które takimi paczkami potrafią zadowolić bardziej niż samodzielne zakupy :D

_____________
Podobne akcje:

Mikołajki u Frambuesy:

Mikołajki u Just Beauty:
________________________________________________
Palmersowy peeling do ciała

Palmersowy peeling do ciała

Po całym tygodniu pracy, szkoły czy nawet leżeniu plackiem wypadało by zadbać o ciało i dać mu chwilę na relaks. Dla mnie świetnie w tym przypadku sprawdza się kąpiel z różnymi bajerami, jakimi mogę określić peeling. Przyjemne mizianie, a w dodatku dbanie o miękkość naszego ciała - to zaoferuje nam peeling do ciała marki Palmer's. Jeśli jesteście ciekawi czy z tego scrubu jestem zadowolona, koniecznie przeczytajcie dalej ;)

Peeling zamknięty jest w odkręcanym słoiczku o pojemności 200g. Co prawda pod zakrętką brakuje sreberka, ale producent włożył swego rodzaju zabezpieczenie w postaci przejrzystej plastikowej wkładki (a peeling ma na tyle charakterystyczną konsystencję, że ewentualne ślady paluchów byłoby na nim widać). Samo opakowanie jest przejrzyste, nawet bez otwierania możemy śledzić zużycie, etykieta jest skromna, a naklejka w j.polskim zawiera wszelkie informacje.

Wizaż wskazuje, że możemy kupić go za około 25 zł. Wiem, że produkty Palmer's można dostać w Naturze czy Hebe, ale jak to dokładnie jest z tym peelingiem nie wiem, gdyż mam go z loterii charytatywnej.

Wizaż wskazuje, że możemy kupić go za około 25 zł. Wiem, że produkty Palmer's można dostać w Naturze czy Hebe, ale jak to dokładnie jest z tym peelingiem nie wiem, gdyż mam go z loterii charytatywnej. Poniżej zamieszczam opis producenta oraz skład, w którym na zielono zaznaczyłam pozytywne składniki.
Skład: Water (Aqua), Sodium C14-16 Olefin Sulfonate, Glycine Soja (Soyabean) Oil, Theobroma Cacao (Cocoa) Extract, Sorbitan Sesquioleate, Cetearyl Alcohol, Juglans Regia (Walnut) Shell Powder, Stearyl Alchol, Glycerin, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Cocamidopropyl Betaine, Fragrance (Parfum), Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Phenoxyethanol, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Powder, Tocopheryl Acetate, Triethanolamine, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Sodium Chloride, Methylisothiazolinone, Geraniol



Peeling ma specyficzny wygląd - jasne 'masełko' w ciapeczki. Pewnie zastanawiacie się co mam na myśli pisząc masełko. Otóż.. Konsystencja peelingu jest maślana - gęsta, niczym masełka z TBS, dzięki czemu podczas masażu nie odpada od ciała, a ładnie się rozprowadza - wydajność skacze w górę. Drobinki nie rozpuszczają się, więc długo możemy cieszyć się mizianiem. Niestety maniacy mocnego zdzierania będą niepocieszeni - tutaj raczej wypada to łagodnie. Również po całym zabiegu skóra jest miękka i wygładzona, także samo działanie na plus.
Pomimo tych wszystkich zalet muszę przyznać, że zapach jest raczej chemiczny niż naturalnie kakaowy, ale to chyba tyle z minusów. Jednak myślę, że peeling jest godny polecenia i kto wie, czy jeszcze kiedyś sama do niego nie wrócę.

Lubicie kosmetyki Palmer'sa? A może inne peelingi pozbawione soli/cukru?
Moja platoniczna miłość - mniejsze i większe gwiazdy showbiznesu ;D

Moja platoniczna miłość - mniejsze i większe gwiazdy showbiznesu ;D

Dzisiaj po raz trzeci przychodzę do Was z walentynkowym wpisem. Tym razem również post związany z akcją u Arcy Joko (więcej info po kliknięciu w baner!), a mianowicie temat 10 i lista młodzieńczych miłości, znaczy aktorów, z którymi oglądało się nawet najgorsze filmy czy muzyków, których plakatami wyklejało się ściany pokoju. Gotowi poznać mój gust lub bezguście? :D
Na start niezatapialny Leonardo DiCaprio w wersji young. Kto oglądał Titanica ten wie o co chodzi - piękny, młody i szalony! Moja miłość do niego urwała się wraz z zatonięciem statku - przecież już nie żyje, utonął - czyli dziecięcy brak zrozumienia, że to tylko film, a on dalej żyje xD

Teraz kolej na muzykę, a jeśli muzyka, to popularne boysbandy. Pamiętam wiele z nich, jednak większość dziewczyn szalało wówczas za blondaskiem Richim z zespołu US5! Pod przypomnieniem wizerunku wrzucam jedną z piosenek, które śpiewał ;)

Jaka matka, taka córka - marzyło mi się, aby Patrick Swayze nauczył mnie tanczyć, tak jak Baby w Dirty Dancing. No ale chyba to zrozumiałe, przecież taniec jest taki seksowny! Choć jakby się teraz przyjrzeć, to jestem młodsza od Jennifer Grey, więc to już w ogóle związek bez przyszłości hahaha :D
Przyszła również kolej na ekscytację serialem - była to Magda M. - oglądałam co tydzień i oczywiście mocno przeżywałam perypetie Magdy związane z serialowym Piotrem, czyli bardzo przystojnym jak na tamte standardy Pawłem Małaszyńskim. No a gdyby tak spojrzeć na późniejszy wizerunek np w filmie Ciacho... to bleee +.+
No i kolejny serial - tym razem Kryminalni. Młody i seksowny policjant - sądzę, że nie jedna oddałaby mu się na rewizję osobistą! Mowa oczywiście o Macieju Zakościelnym, czyli kolejnym polskim aktorem młodego pokolenia :D
No i na koniec moje osobiste ciasteczko, które na początku też było jedynie w sferze marzeń ♥ Wam znany bliżej jako: chłopak mówiący 'kup ten lakier', albo ten, który sam mi coś kupuje ^^ oraz pakowacz paczek, które ode mnie dostajecie :D Nie podzielę się, o nie ;) Moja Walentynka! :P
___________________________
Podobne posty:
_______________________________

A Wy w kim się kochaliście za młodu? ;)
Luty miesiącem zużywania próbek

Luty miesiącem zużywania próbek

Dzisiaj przychodzę do Was z akcją Luty miesiącem zużywania próbek, którą zorganizowała Asia. Wiele z nas przyzna się, że ma w domu już oddzielne pudełeczko na próbki i miniaturki - przecież tak często dodawane są do zakupów, a dzięki nim można choć w połowie celnie stwierdzić czy dany produkt ma szanse w naszej pielęgnacji. Niestety jednak często jedynie są one u nas gromadzone, a zużyć nie widać. Może dołączycie i Wy w lutym również sięgniecie do pokładów tych minikosmetyków, aby je zużyć? Klikając w baner dowiecie się szczegółów akcji ;)

U mnie próbki mieszczą się w kartonowym pudełeczku, ale jak widać powoli brakuje im miejsca. Gdy je wyjęłam i przeliczyłam.. no przyznaję szczerze, że nie spodziewałam się takiego wyniku. Nie chcę wiedzieć ile by ich było, gdybym nie rozdała ich koleżankom, które chciały co nieco wypróbować.. Otóż w moich zbiorach (po wyrzuceniu tych przeterminowanych i rozdaniu) aktualnie znajduje się 110 saszetek i miniaturek. Byłabym zadowolona, gdyby udało mi się zużyć chociaż 1/4 tego, co tu widzicie.

Gdyby tak się przyjrzeć, co tu się składuje, odpowiedź byłaby prosta - maseczki, peelingi/scruby szampony, balsamy, zapachy i cała masa kremów do twarzy. Reszta to w porównaniu do tych pojedyncze egzemplarze np. podkłady.

Od razu wyłoniłam kilka saszetek, które na pewno poczekają do lata na zużycie, gdyż teraz nie ich miejsce i czas. Wśród nich letnia woda toaletowa Calvina Kleina, kojący żel po opalaniu (mam się w lutym opalać?! :D) czy dermożel, który również dobrze spisuje się u mnie po opalaniu czy też obtarciach w letnich bucikach. Na zdjęciu zabrakło mini mascary Clinique - co prawda do lata z nią czekać nie będę, ale pójdzie w ruch dopiero jak wykończę obecny tusz.

Życzcie mi powodzenia w zużywaniu! :]
Kto się przyłącza do akcji? ;)
Copyright © 2014 Maleńka bloguje , Blogger