• Nivea • Soft mix me! w trzech zapachach

• Nivea • Soft mix me! w trzech zapachach

Większość marek ma taki produkt w swojej ofercie, który można uznać za kultowy, ponadczasowy, rozpoznawalny i kojarzony z marką. Jakiekolwiek modyfikacje składu czy opakowania zwykle budzą kontrowersje, choć producent zawsze celuje w ulepszenie produktu. Tego roku takiego wyzwania podjęła się marka Nivea, która na nowo zaprezentowała krem Nivea Soft w trzech różnych odsłonach. Nivea przygotowała dla nas trzy iście wakacyjne zapachy kremów - Berry Charming, Chilled Oasis oraz Happy Exotic. Czy gra była warta świeczki?


Można by rzecz, że od wieków nie używałam kremów Nivea. Takie życie blogerki, że wciąż pojawiają się nowe produkty, które chcę przetestować. Pamiętam jednak, że od zawsze w moim domu był obecny krem Nivea, więc tym bardziej byłam ciekawa nowości, jakimi są trzy zapachy kremów Nivea Soft Mix me. PR marki podsycał ciekawość produktów reklamami oraz pudełeczkiem, w którym otrzymałam kremy do przetestowania z klubu przyjaciółek Nivea. Pudełeczko po otwarciu pozwala na zakręcenie kremami, zmiksowanie niczym na konsoli u dj. Genialny pomysł! Aż żałuję, że nie znalazłam zastosowania na to pudełeczko, bo naprawdę cieszyło wzrok.


W opakowaniu znajdujemy trzy kremy o konsystencji i działaniu podstawowego, uniwersalnego kremu Nivea Soft. Kremy dobrze nawilżają i zmiękczają skórę. Są lekkie, szybko się wchłaniają pozostawiając jedynie satynową powłoczkę, dzięki której skóra wydaje się jeszcze bardziej gładka. Lubię używać ich latem, ponieważ nie czuję dyskomfortu obciążenia skóry czy ich spływania. Mix me oferuje trzy wersje zapachowe, które możemy ze sobą do woli łączyć i uzyskiwać wręcz indywidualne wersje zapachowe w zależności od proporcji w jakich zmieszamy kremy. Fantastyczne rozwiązanie, choć jak dla mnie kremy nawet bez mieszania robią spore wrażenie. Wracając jeszcze na chwilę do uniwersalności kremu.. choć są przeznaczone do ciała, rąk i buzi, to u mnie lądowały jedynie na ciele czy dłoniach - mała pojemność jeździła ze mną na wakacyjne wyjazdy. Jeśli chodzi o twarz, to wolę produkty bezpośrednio do niej przeznaczone.

Na początku otworzyłam każdy z kremów, aby ocenić, który z zapachów zamkniętych w owocowo-kolorowych szatach graficznych najbardziej mi się spodoba. Ocena po powąchaniu ze słoiczka układała ranking zupełnie inaczej, niż po naniesieniu produktów na skórę, kiedy zwątpiłam, że będę mogła tak po prostu ocenić trzy zupełnie inne zapachy. Jako faworyta wyłoniłam zapach Berry Charming, który zachwyca świeżymi owocami takimi jak truskawki czy maliny, ogólnie czerwone owoce i sorbet z nich zrobiony. Chilled Oasis zachwyca cytrusowym orzeźwieniem z dodatkiem mięty. To najświeższy zapach w całej kolekcji, który mi zdecydowanie kojarzy się z drinkiem mojito - limonka, mięta to jest to! Happy Exotic najmniej wzbudził moje zaufanie, gdyż obawiałam się kokosowo-ananasowy zapach będzie męczący po nałożeniu latem na ciało. Na szczęście.. nic bardziej mylnego! Kremowa pina colada okazuje się zapachem, który emanuje owocami, a kombinacja w żaden sposób nie jest mdląca. Żyć, nie umierać :)


Lubicie, gdy marki zmieniają coś w swoich kultowych produktach?
Jakie owocowe kosmetyki obecnie goszczą w Waszych kosmetyczkach?
• Barnangen • Midsommar glow żel pod prysznic i do kąpieli | Szwedzkie święto Midsommar

• Barnangen • Midsommar glow żel pod prysznic i do kąpieli | Szwedzkie święto Midsommar

Jeśli mam oszczędzać na jakichś kosmetykach są to żele pod prysznic. Zwykle wybieram produkty z niskiej półki cenowej (10-15 zł), które spełnią moje oczekiwania co do oczyszczania i nie przesuszania skóry. Większą sumkę pieniędzy wolę wydać na kosmetyki nawilżające czy te do pielęgnacji cery, choć w kategorii żeli do mycia ciała również zdarzają mi się odstępstwa. Tym razem skusiłam się na produkt marki Barnangen, które miały swoje pięć minut jakiś czas w kosmetycznych pudełeczkach, gdzie regularnie się pojawiały. Akurat nie miałam na nie subskrypcji, a marka w jakiś sposób zaczęła mnie ciekawić, więc.. w mojej łazience pojawił się żel pod prysznic Barnangen Midsomman glow. Jesteście ciekawi opinii o nim?


Zacznijmy od inspiracji jakim do stworzenia tego produktu jest szwedzkie święto Midsommar. Midsommar to nic innego jak szwedzki odpowiednik naszych wianków. Przypada na końcówkę czerwca, kiedy to świętuje się początek lata, choć nazwa midsommar rzeczywiście oznacza jego środek. Na noc przesilenia letniego Szwedzi dekorują samochody, domy i pozostałe budynki girlandami ze świeżych kwiatów i zielonych gałązek. W miejscach, gdzie hucznie obchodzi się rozpoczęcie lata, które w Szwecji jest dość krótkie ustawia się ukwiecone pale, gdzie w ich towarzystwie się świętuje. Wydaje mi się, że podobnego typu święto było przedstawione w książce Dzieci z Bullerbyn, choć pamięć może mnie nieco zawodzić ;) Ze świętem tym związane są też pewne ludowe tradycje takie jak kwiatowe wróżby (zbieranie kwiatów przez panny, aby włożone nocą pod poduszkę pozwoliły wyśnić twarz przyszłego wybranka), wierzenie w magiczną moc natury (zbieranie rosy do dzbanków, która miała mieć właściwości uzdrawiające), tańce wokół ukwieconego drzewka mające dawać energię na całą jesień i zimę.


Opakowanie produktu różni się od innych na sklepowej półce, gdzie co drugie ma przepchaną informacjami i grafikami etykietę. Żel mieści się w wygodnej, plastikowej, przejrzystej butli, która pozwala śledzić zużycie o pojemności 400 ml i zamknięciu typu disc-top. Cena za żel nieco wykracza powyżej mój budżet zakupu żeli, gdyż bez promocji w drogerii kosztuje prawie 25 zł. Skąd bierze się taka cena?
Żel rewelacyjnie się pieni, dobrze oczyszcza ciało bez przesuszania go dzięki zawartym w składzie olejom kwiatowym, które płyną z inspiracji świętem Midsommar. W składzie znajdziemy bowiem olej rycynowy, z nasion słonecznika, żurawiny, z kwiatów pelargonii, jagodlina wonnego, rumianku, a wszystko to wzbogacone jest o alantoinę, glicerynę i kwas mlekowy dla dodatkowego nawilżenia i złagodzenia skóry. Ma delikatny zapach, którego nie wyczuwałam w momencie wąchania z butelki, natomiast w czasie kąpieli rozpieszcza moje zmysły. Okazał się dla mnie niemałym, ale pozytywnym zaskoczeniem.


Czujecie się zainteresowani szwedzką kulturą w przełożeniu na kosmetyki?
Co sądzicie o inspiracji koncernu Schwarzkopf?
☄ OPENBOX - lipcowy Shinybox Summer vibes

☄ OPENBOX - lipcowy Shinybox Summer vibes

Wkrótce światło dzienne ujrzy nowy, sierpniowy Shinybox, więc należałoby w końcu zrobić przegląd zawartości edycji lipcowej. Edycja lipcowa ukazała się pod wdzięcznym hasłem Summer vibes. Zestaw o dziwo bardzo przypadł mi do gustu - a przede wszystkim bardzo cieszę się, że mimo, iż jest to 'letnie' pudełeczko, to nie zawiera ono żadnych filtrów do opalania. Czemu? Gdyż jestem już po urlopie i szczerze mówiąc nie miałabym kiedy tego zużyć, musiałoby czekać do przyszłych wakacji. Tym razem Shiny zaskoczył różnorodnością produktów, gdzie każdy wpisuje się w sens pudełeczka, a przede wszystkim cieszy. Ciekawi zawartości?


Lato i wakacje są bardzo wyczekiwane - czekamy na piękną, słoneczną pogodę, kąpiele w morzu czy opalanie się na plaży. Słońce o ile działa kojąco na poprawę humoru, to niestety ma również działanie negatywne - przesusza skórę podobnie jak klimatyzatory czy ogrzewanie zimą. Akcja regeneracja i odżywienie skóry wymagane są również i teraz. W moim pudełeczku znalazły się zatem 4 produkty pielęgnacyjne: dwa do twarzy, jeden do ciała i jeden do rąk. Przyjrzyjmy im się bliżej.
Krem do twarzy regenerujący na noc Tria cosmetics z ekstraktem z imbiru brzmi ciekawie, nie spotkałam się jeszcze z takim połączeniem, a o marce słyszałam sporo dobrych rzeczy, więc z chęcią wypróbuję. Kolejny produkt do twarzy, czyli maseczka Biotanique - ostatnio jakoś wszędzie jej pełno - były dodawane jako gratisy do zakupu innej maseczki w Rossmannie, sama też podczas jakiejś promocji się na nią skusiłam, ale tą wersję mam pierwszy raz i jestem jej ciekawa - takie 2 w 1, ponieważ saszetka zawiera maseczkę liftingująco-odmładzającą i oczyszczającą.
Dalej, w moim wariancie pudełeczka mamy produkt do ciała Hello Nature, czyli masło do ciała z olejkiem konopnym. Produkt bazuje na nowych trendach związanych z popularyzacją olejku konopnego w kosmetykach. Masło ładnie pachnie i po jednym użyciu jestem ciekawa co będzie dalej, jednak wrócę do niego w chłodniejsze dni, kiedy bardziej lubię stosować masła do ciała. Ten produkt był wymienny w pudełeczkach i zamiast produktu do ciała można było trafić np odżywkę do włosów z olejkiem z jagód acai.
Na sam koniec pielęgnacyjnej sfery krem do rąk Stara Mydlarnia. Markę tą znam głównie z produktów kąpielowych - żele, płyny, sole, jednak z chęcią wypróbuję i ten, bardzo przydatny produkt.


Pielęgnację od wewnątrz zapewnił drink kolagenowy Collibre. Cieszę się z możliwości wypróbowania produktu, jednak okazuje się, że niezbyt mi smakuje - pijąc go nie raz się skrzywiłam, ale jak wiadomo znajdzie się ktoś, kto będzie zadowolony :)


Miłym dodatkiem w pudełku był również zestaw naklejek wodnych na paznokcie Raisin. Latem można zaszaleć z manicurem, a naklejki zdecydowanie to ułatwiają. Dzięki nim w kilka chwil można wykonać zachwycające paznokcie bez trudów malowania pędzelkiem.


Zdecydowanie letni akcent do pudełeczka wniósł antyperspirant Fa - w moim był to zapach Bali kiss (mango i kwitnąca wanilia) w sprayu. Tutaj pomimo intrygującego zapachu nie jestem do końca przekonana, bowiem produkt kojarzy mi się z dolną, typowo drogeryjną półką i nie wspominam go zbyt dobrze. 


Na sam koniec bardzo miły gest, czyli garść rabatów na produkty oraz możliwość wykupienia diety i planów treningowych. Można skorzystać samemu lub się podzielić, niektóre rabaty widać są wielorazowe, ponieważ mają uniwersalny kod. Jeśli się ich dopatrzycie śmiało korzystajcie :)


Co sądzicie o zawartości lipcowego shinyboxa?
• Efektima • Olejek konopny

• Efektima • Olejek konopny

Półmetek wakacji już za nami i choć ten termin już mnie nie dotyczy, gdyż korzystam z urlopu, to wciąż on pozostanie dla mnie miarą ciepłych miesięcy. Właśnie ciepłe miesiące i olejki do opalania przekonały mnie do korzystania z olejków w mojej pielęgnacji. Chętnie sięgam po nowości, a taką ostatnio zaskoczyła mnie marka Efektima, która wypuściła na rynek olejek konopny. Ten składnik staje się coraz popularniejszy, ale czy jest wart uwagi?


Olejek konopny Efektimy jest dostępny na wyłączność w drogeriach Rossmann, gdzie kosztuje 24,99 zł / 150 ml (obecnie do 09/08/2018 jest w promocji 19,99 zł). Mieści się w ciemnej, smukłej, plastikowej buteleczce z atomizerem, który dozuje niewielką ilość produktu. Choć początkowo uważałam, że atomizer powinien wypuszczać więcej kosmetyku szybko doszłam do wniosku, że dobrze, że jest inaczej. Dzięki temu łatwiej nauczyć się ile produktu jest nam potrzeba, a ponadto gdy potrzebujemy posmarować mniejszą powierzchnię ciała (np same łokcie) nie marnujemy kosmetyku. 


Kosmetyk jest bardzo wydajny - niewielka ilość wystarcza na posmarowanie całego ciała. Olejek szybko się wchłania nie pozostawiając tłustego filmu. Skóra po jego użyciu jest jedwabiście gładka, zdrowo wyglądająca. Dobrze nawilża skórę zwłaszcza w tym czasie upałów, opalania i pomieszczeń klimatyzowanych, kiedy czasem nawet nieświadomie wystawiamy ją na przesuszenie, a także łagodzi podrażnienia po goleniu czy depilacji. Zabiegi nawilżania i odżywiania skóry uprzyjemnia nam miły zapach produktu - jest on słodki i choć nieco przebija się przez niego oleista nuta to uważam go za ładny i cieszę się, że utrzymuje się na skórze.
Producent kieruje kosmetyk również do używania na włosy - w moim wypadku używałam go do zabezpieczania końcówek po umyciu, choć czytałam również pochlebne opinie na temat olejowania włosów. Końcówki, na które nałożyłam kosmetyk nie rozchodziły się na boki, były ujarzmione, choć ze względu na liczne rozdwojenia kwalifikują się już do podcięcia. Dodatkowo dużo łatwiej się je rozczesywało. Cieszę się, że kosmetyk jest wielofunkcyjny (ciało/włosy), gdyż dzięki temu można zminimalizować ilość kosmetyków lub też zabrać go na wyjazd zamiast dwóch osobnych.


Stosujecie olejki do ciała? Po jakie najchętniej sięgacie?
Copyright © 2014 Maleńka bloguje , Blogger