Ibiza chill by Natalia Siwiec

Ibiza chill by Natalia Siwiec

Ostatnio chwaliłam Wam się na facebooku i snapchacie, że przyszedł już do mnie przedpremierowy zestaw startowy do manicure hybrydowego od Indigo. Kolorki, które w nim znalazłam wszystkie bardzo mi się spodobały, więc nie było na co czekać - musiałam pomalować pazurki. Na pierwszy ogień poszedł pastel z kolekcji Natalii Siwiec o wakacyjnej nazwie Ibiza Chill. Jak się sprawuje i prezentuje w całej okazałości?

Dostępność: online/salony instruktorek Indigo
Cena: 29 zł / 55 zł
Wykończenie: kremowe
Krycie: 3 warstwy
Pojemność: 5 ml / 10 ml
Pędzelek: płaski, szeroki


Ibiza chill to przepiękny pastel w kolorze rozbielonej brzoskwini, który przy opalonych dłoniach w słońcu chciałby dorównać neonom. Jest idealny na wiosnę i lato, na pewno z chęcią do niego powrócę jeszcze nie raz. Krycie nie jest satysfakcjonujące, ale przecież to jasny kolor, który ma to do siebie.
Zmartwiło mnie jedynie to, że jest to pierwsza hybryda jaką nakładałam, a ona mi się pościągała na brzegach (co zobaczycie na zdjęciu), a na dwóch paznokciach drugiej dłoni przez sam środek. Czy ktoś wie co mogło pójść nie tak? Zaznaczam, że wszystko zmatowiłam, odtłuściłam i ogólnie trzymałam się zasad, które przesłano nam Indigo oraz przekazało na szkoleniu. Także ktoś coś? :) 
  Kolor jest wart uwagi, nieprawdaż? :)
Opróżniamy nasze kosmetyczki: pielęgnacja ciała

Opróżniamy nasze kosmetyczki: pielęgnacja ciała

Przez ostatnie kilka dni miałam jakieś małe zaćmienie blogowe. Niby kończyłam wcześniej pracę, ale jakoś nie miałam siły zebrać się w sobie i napisać nowego posta. W sobotę zaczęłam pisać kilka - jeden po drugim, ale ostatecznie żadnego z nich nie opublikowałam. Zna ktoś ten stan i podpowie mi jak wrócić do normalności? Myślę, że nie ma sensu przedłużać, więc już teraz zapraszam Was na mały przegląd polecanych przeze mnie kosmetyków do pielęgnacji ciała związany z wyzwaniem Trusted Cosmetics. 

Zawsze byłam zwolenniczką pięknej opalenizny - w takim wydaniu czuję się atrakcyjniejsza, jednak nigdy nie chodziłam na solarium i unikałam samoopalaczy. Wyjątek zrobiłam dla balsamu samoopalającego Vita Liberata - bez smrodku, bez przebarwień i plam, za to z wygodną jak dla mnie aplikacją, możliwością stopniowania i długo utrzymującym się efektem. Delikatniejszy, choć na pewno tańszy w uzyskaniu efekt przynoszą też brązujące balsamy do ciała pod prysznic - sama używam tubkowanego balsamu brązującego Lirene - latem efekt podsycenia opalenizny jest znikomy, ale po zimie, gdy nadmorska opalenizna odpuszcza jest okej ;)

Skoro już jesteśmy przy opaleniźnie, to w wakacje pokochałam olejek Soraya podkreślający opaleniznę - co prawda nie jest to suchy olejek, ale świetnie nawilża skórę po zejściu ze słońca. Uwielbiam również olejek lniany Mokosh, którego niestety nie ma na zdjęciu. Latem odpuszczam smarowanie ciała ciężkimi balsamami czy masłami, w ogóle to najchętniej nie paćkałabym się w niczym, ale skóra ma swoje potrzeby. W ostatnich dniach namiętnie używałam balsam w sprayu Vaseline - szybka aplikacja, wchłanianie i miły, ale nie duszący zapach bardzo mnie cieszyły - wyzerowałam już tą buteleczkę.

Latem na czasie są również chłodzące balsamy - moim typem od kilku tubek jest balsam Soraya Body diet - daje chłodzące mrowienie jak i ujędrnienie skóry. Kolejny wakacyjny hit to balsam pod prysznic Lirene o algowym, świeżym zapachu. Jeśli balsam ma pięknie pachnieć to wystarczy spojrzeć na balsamy Bath&Body Works, jednak jest to wspaniały zapach w dość wysokiej cenie, a nawilżenie raczej przeciętne. Porządną dawkę nawilżenia i odżywienia skóry dają balsamy z masłem shea Organique - obecnie mam jeszcze odrobinkę walentynkowej wersji mango, która obecnie weszła na stałe do sprzedaży, a u chłopaka również na wykończeniu mam wersję truskawka&guawa.

Oprócz nawilżania w pielęgnacji ciała ważne jest dla mnie również złuszczanie martwego naskórka poprzez peelingowanie. Często mam w zapasie kilka peelingów - na tą chwilę używam tych dwóch na zmianę. Peeling Eveline ma śliczny zapach trawy cytrynowej i jest dużo delikatniejszy od peelingu malinowo-cynamonowego Vianek. Wiadomo - delikatniejszego używam częściej, natomiast ten mocniejszy stanowi moją profilaktykę przeciw wrastania włosków po goleniu nóg.

Nie będę się tu rozpisywać o bajerach do kąpieli (wszystkie mi się obecnie pokończyły:(), piankach do golenia nóg itd, ale kwestii mycia nie mogę pominąć. Tutaj najczęściej sięgam po żele pod prysznic: wybieram tanią Isanę, ładne zapachy Original Source, Yves Rocher czy The Body Shop, ale sporo również testuję. Obecnie wykańczam żel CD, jednak nie poczuliśmy do siebie mięty.. Obecnie używam myjącej pianki peelingującej Organique - uwielbiam te zapachy, jednak forma odkręcanego słoiczka nie nadaje się pod prysznic, lecz jedynie do wanny.
Wśród antiperspirantów najczęściej stawiam na delikatne dla skóry pod pachami Dove - najczęściej wybieram wersję granat-werbena lub ogórkową. Jeśli nie Dove to zielona Rexona albo Adidas Climacool i koło się zamyka. Odświeżenie również przyjmuję w formie wody termalnej - używam jej nie tylko do twarzy, czy scalania makijażu, ale również na kark czy dekolt w upalne dni, które ostatnio znów do nas powróciły.

I tak nie wdając się zbytnio w szczegóły dobrnęliśmy do końca. Przyznaję, że sporo materiału uciekło, bowiem roztargniona ja zaczęłam już tutaj wplatać nawet kremu do stóp, ale później sobie przypomniałam, że to kategoria na kolejny tydzień :D

Znacie moje kosmetyki?
Jakich Wy używacie i moglibyście polecić? :)
Opróżniamy nasze kosmetyczki: pielęgnacja twarzy

Opróżniamy nasze kosmetyczki: pielęgnacja twarzy

Wstał nowy dzień, po przebudzeniu jestem pełna energii mam chwilkę przed wyjściem do pracy, więc najwyższa pora nadrobić posta o kosmetykach do pielęgnacji twarzy. Jest to mój zaległy wpis do wyzwania Trusted Cosmetics, ale tak jak pisałam wcześniej, chcę abyście poznali moje hity do demakijażu, oczyszczania czy nawilżania cery, ponieważ wcześniej chyba nigdy nie zebrałam kosmetyków i nie opisałam Wam mojego rytuału pielęgnacyjnego. Może to jest najwyższa pora?

Wieczorną pielęgnację zawsze zaczynam od demakijażu. Najczęściej wybieram płyny micelarne oraz dwufazówki - lubię testować z tego zakresu nowości, jednak mam sprawdzone kosmetyki, do których regularnie z uśmiechem (lub podkulonym ogonem) wracam. Kiedyś zachwycałam się micelem Bandi, jednak różowy płyn micelarny Garniera wypada od niego lepiej (działaniem, wydajnością i ceną - zwłaszcza w promocji). Obecnie dobiłam denka, więc wyciągnę z zapasów kolejnego, nieznanego mi micelka - napiszę Wam o nim kilka słów jak już się poznamy.
Od dwufazówek miewam małe przerwy - nie są tak uniwersalne jak wcześniej wymienione micele, jednak chętnie po nie sięgam w momencie, gdy moja cera jest nieco bardziej sucha, gdyż wiele z nich ma delikatny wpływ na jej nawilżenie. Obecnie używam dwufazówki Lirene, ale mogę Wam również gorąco polecić tą z Yves Rocher.

Czy to rano czy po demakijażu, to nigdy nie rezygnuję z właściwego oczyszczania twarzy. Najczęściej wybieram do tego celu żel do mycia twarzy, choć ostatnio skusiłam się również na mydło czarne Organique, z którego jestem bardzo zadowolona. Wracając do żeli, to lubię wypróbowywać nowe egzemplarze. Kilka dni temu skończył mi się żel Ziaja z serii Liście manuka (całkiem niezły, no i ta cena i obecność pompki). Miło wspominam również orzeźwiający żel Dr.Organic oraz La Roche Posay dogłębnie oczyszczający, do którego obecnie wracam.

Niechętnie sięgam po tonik, być może z tego względu, że kiedyś na wielu z nich się przejechałam - wkrótce napiszę Wam czemu, jednak obecnie staram się przełamać i sięgam po wodę różaną KTC, która kusi mnie miłym, kwiatowym zapachem. Wiele z Was polecało tonizującą wodę Ziaja z serii Liście zielonej oliwki i przyznaję Wam rację - mega wydajny kosmetyk, który świetnie sprawdzał się używany w najgorętsze dni lata, jak również po treningach. Woda termalna to must have w mojej kosmetyczce - obecnie posiadam Avene i bardzo ją lubię.

Regularnie staram się złuszczać martwy naskórek - nie ma nic gorszego niż suche skórki uwydatnione podkładem - to trochę tak jak droga szminka i niezadbane usta. Obecnie używam delikatnego peelingu Yves Rocher z serii Sebo vegetal - świetnie sprawdził się przy pielęgnacji świeżo opalonej twarzy, jednak w ciągu roku wolę coś mocniejszego. Idealnego kremu na dzień wciąż szukam, teraz właśnie zaczynam testowanie nowego, więc na razie nie zapeszam. Krem pod oczy świetnie sprawdził się u mnie ten z Vianka, a teraz gdy się skończył szukam nowego nabytku. Polecę Wam jednak krem na noc - Chantarelle Royal glow clinic, u mnie genialnie nawilża skórę i nie powoduje wysypu niespodzianek, jak to zdarzało mi się po niektórych kremach stosowanych na noc.

Na koniec pora na gadżety do pielęgnacji twarzy. W ostatnim czasie odkryłam rękawicę do demakijażu Glov - obecnie mam wersję mini-podróżną, ale również nią jestem w stanie tylko za pomocą wody usunąć makijaż - bez podrażnień, szybko i bezboleśnie że tak to ujmę. W swojej kolekcji posiadam również dwie szczoteczki do oczyszczania twarzy - obydwie pochodzą z Biedronki i są tańszymi zamiennikami odpowiednio Clairsonic oraz Foreo Luna. Z obydwu jestem zadowolona, lecz z przyzwyczajenia częściej sięgam po biało-różową ze szczoteczką, która w moim odczuciu lepiej oczyszcza twarz i współpracuje z żelami do mycia czy czarnym mydłem.

Macie rację, jeśli zgadujecie, że kosmetyków mam więcej - ciężko to ukryć. Wciąż testuję, próbuję nowości czy powracam do sprawdzonych rzeczy. Oprócz podstaw, które wymieniłam sięgam po różne maseczki do twarzy, jednak najczęściej wybieram saszetki, a w obecnych zbiorach nie mam żadnej sprawdzonej - same nowości, więc ciężko tu coś wrzucić, ale uwielbiam te typu peel-off (np. Montagne Jeunesse czy Efectima) czy po kilku próbkach polubiłam melonową maseczkę Organique. Nie wspomniałam również o kremie z filtrem typowym na lato, bo ten, który mam niestety jest dla mnie za ciężki. Jednak jeśli macie pytania odnośnie jakichś kosmetyków - czy to konkretnych czy jakiegoś rodzaju to pytajcie w komentarzach, a na pewno Wam odpowiem :)

A jaki rytuał pielęgnacji twarzy macie Wy?
Jakie kosmetyki i gadżety znalazłabym w Twojej kosmetyczce?
WoodWick Seaside Mimosa

WoodWick Seaside Mimosa

Dawno nie było tu niczego zapachowego - mam na myśli opisy złożonych, woskowych zapachów. Na moim blogu najczęściej pojawiały się woski Yankee Candle, ale przewinęły się również zapachy Kringle Candle oraz Goose Creek. Dzisiaj nadszedł czas na debiut w postaci wosku WoodWick, które jakiś czas temu Goodies wprowadziło do swojej oferty. Długo się wahałam jaki zapach wybrać na swoje pierwsze spotkanie z tą marką - czy prosty aromat jednego owocu/kwiatu czy złożony zapach imitujący miejsca, wspomnienia czy wydarzenia. Wybór padł na tą drugą kategorię.

Zamówiłam sobie Seaside Mimosa. W sklepie internetowym znajdziemy opis: Soczyste cytrusy i szampan – odświeżający niczym chłodny drink nad brzegiem morza, a jak ja go odbieram? Wąchając go na sucho nie przypadł mi do gustu - wydawał mi się ciężki, męczący. Odmianę w moim zdaniu przyniosło już pierwsze palenie.
Wosk pachnie delikatnym, musującym alkoholem z otoczeniem cytrusów, a zarazem jest otulający. Nie pachnie aż tak słodko jak kolorowe drinki z palemką, ale w tle pojawia się nutka obiecanej, cytrusowej słodyczy. Jestem zadowolona z zapachu - na ciepłe lato jest zbyt intensywny (nawet wieczorami), jednak widzę w nim iskierkę nadziei, że sprawdzi się jako retrospekcja udanych wakacji nad morzem. Mam nadzieję, że mi będzie przypominał zachody słońca oraz przesiadywanie do późnej nocy na kocu na plaży z ukochanym oraz szalony urlop z nim oraz wspaniałymi koleżankami.

Jeśli zastanawiacie się czym różni się ten wosk od innych to na pierwszy rzut oka widać, że tutaj mamy plastikowe opakowanie wosku w przeciwieństwie do Yankee, jednak brak podziału na kosteczki w przeciwieństwie do Kringle. W oczy rzuca się również brak grafiki podpowiadającej zapach wosku - każde opakowanie WoodWicka ma drobny, delikatny wzór, różnią się jedynie kolorem tła. Koszt wosku to 9 zł za 22,7 g, który ma być wydajny do 10 godzin palenia.

Mieliście doświadczenia z marką WoodWick?
Co sądzicie o zapachu, który Wam dzisiaj przedstawiłam? :)
Opróżniamy nasze kosmetyczki: kosmetyki do makijażu

Opróżniamy nasze kosmetyczki: kosmetyki do makijażu

Która kobieta nie lubi pięknie wyglądać? Sporo uroku dodaje nam zdrowy styl życia jak i pielęgnacja, jednak kociego oka i idealnie wytuszowanych rzęs możemy oczekiwać jedynie od kosmetyków do makijażu. Mimo, że nie jestem makijażowym geekiem, to moja kolekcja kosmetyków kolorowych wciąż się rozrasta, a wśród nich znajdują się ulubieńcy, którzy wciąż powracają do mojej kosmetyczki.
A co w niej jest? Na pewno sporo więcej, niż pokażę w tym poście, ale chcę skupić się na kosmetykach, na których mogę polegać oraz najczęściej ich używam. Wszystkie cudaczki, które widzicie w tym poście jeszcze nigdy mnie nie zawiodły. Może też sprawdzą się u Was? ;)

Początek makijażu to oczywiście umycie, odświeżenie i nawilżenie cery. Później nakładam na nią dopasowany kolorystycznie podkład, który spełnia moje oczekiwania w zależności od pory roku czy stanu cery. Jak widzicie nie ograniczam się do jednej marki, ani nawet przedziału cenowego. Obecnie najlepiej sprawuje się u mnie podkład Vollare Invisible color (zimą), Eveline krem CC (latem), Lirene No mask oraz Rimmel Match perfection. Nie ma wątpliwości ku temu, że to nie jedyne kosmetyki, które miałam okazję wypróbować, a także zaznaczam, że nie poprzestanę na nich - już mam kilka nowych celi na oku.
Jeśli chodzi o bazę pod makijaż to rzadko po nią sięgam - ot od większego wyjścia czy całonocnej imprezy. Często zdarzało mi się, że te kosmetyki zapychały moją cerę (większość jest silikonowa), to tutaj nie mam co polecić. Nie polecę Wam również korektora czy bazy pod cienie, bo zwyczajnie szukam w tej dziedzinie kosmetyku idealnego. 

Kolejny krok w moim makijażu to puder - kiedyś eksperymentowałam z doborem koloru, ale teraz idę na łatwiznę i wybieram transparentne pudry, najczęściej sypkie. Moim faworytem jest tutaj Dr Irena Eris Provoke - sypki z nieco wyższej półki cenowej oraz w przystępniejszej półki cenowej Essence All about matt (prasowany), który właśnie mi się skończył. Sprawdził się również sypki puder z Kobo, My Secret czy Wibo. Moje serce podbił ostatnio również mineralny sypki puder rozświetlający Annabelle Minerals.

Wbrew temu, co radzą wizażystki zabawę z makijażem oka rozpoczynam dopiero po zapodkładowaniu - przyzwyczajenie, które przeklinam w momencie osypania się cieni. Obowiązkowy cień w każdym makijażu to Maybelline Color Tattoo w kolorze Permanent taupe - używam go zarówno jako bazy pod cienie, cienia, jak i priorytetowo kosmetyk do brwi. Kiedyś zajarana byłam kolorowymi cieniami (gorąca miłość zaprocentowała paletką Lovely Magnetic you - błękity na dolną powiekę oraz paletką Technic Electric beauty), jednak z czasem odkryłam jak bardzo uniwersalne są brązy. Teraz większość paletek, do których wzdycham ma takie kolory. W toaletce znajduje się paletka Inglota, którą wręcz szkoda mi ruszyć, a na co dzień używam paletki IsaDora 81 Cool browns, Makeup Revolution Iconic 3 (tania, wydajna, dobrze wyposażona w odcienie), My Secret Natural Beauty i Hean 411 Nude. 

Dużo pewniej czuję się w kategorii eyelinerów - na swojej powiece testowałam już różnorakie kreski. Nieodłącznym wyposażeniem kosmetyczki jest czarny liner Astor z serum do rzęs oraz dużo tańszy liner Wibo. Często czarną kreskę łączę z cieniami lub kolorowym eyelinerem. Tutaj również mnóstwo ich było, nie wszystkie pamiętam, ale zieleń Lovely Pastel green (limitka na wykończeniu, smuteczek) oraz złoto Essence z limitki Circus Circus (już dawno się skończył..) najbardziej mi pasowały. Tusz do rzęs to często wybór loteryjny - tyle ich jest na rynku, że chciałabym testować i testować. Ostatnio wybieram hipoalegriczny tusz Bell, który jest łagodny dla moich oczu w przypadku łzawienia, a zarazem odpowiada mi naturalny look jaki daje.

Na ogół po pomalowaniu rzęs biorę w rękę kosmetyki modelujące twarz takie jak róż, bronzer czy rozświetlacz. Cel mam jeden - w dalszym ciągu zerkam w lusterko, więc mogę kontrolować to czy nie odbiję sobie kreski. Ale wracając do konturowania i takich tam.. Najczęściej używam duetu: rozświetlacz & bronzer lub rozświetlacz & róż. Róży mam całkiem sporo, ale najczęściej sięgam po Bourjois Amber rose (mega wydajny, nie do zużycia - mam go ponad rok, zdążyłam uszkodzić opakowanie, a on ledwo ubył), Paese i Essence z limitki (bardzo mocny kolor, trzeba uważać by nie zrobić sobie nim krzywdy). Róż zawiera się również w paletce do konturowania z Wibo wraz z bronzerem i rozświetlaczem, jednak tego drugiego zdecydowanie wolę w Wibo Diamond Illuminator, choć jak widać po zdjęciu roztrzaskałam już kolejny egzemplarz. Bronzer idealny? Wciąż szukam - ten jest całkiem w porządku, a kiedyś miałam taki z Bell (puder/bronzer), ale był bardzo delikatny przez co mało wydajny. Polecicie coś? :)

Produkty do ust jak zapewne zauważycie najczęściej wybieram w kolorze różu, mocnego różu. Taki kolor ma konturówka 312 z Inglota, matowa szminka MAC Pink pigeon, szminka w płynie Paese Silky matt, tint Bell, szminka Maybelline Superstay 14h Infinitiely fuchsia czy Rimmel by Kate. W takich kolorach czuję się najpewniej, a większość osób mówi mi, że taki do mnie pasuje.

Dobrnęliśmy do końca - mogę powiedzieć uff, jak dobrze, że nie opisywałam całej zawartości szuflady w toaletce, bo pewnie bylibyśmy w połowie. Dajcie znać które kosmetyki znacie, lubicie, a których nie. Zainspirujcie mnie tym, czego same używacie - kto wie, może to kupię albo napiszę Wam, że jestem w posiadaniu tego cuda ;)
Nowości lipca

Nowości lipca

Czas pędzi nieubłaganie - nawet nie zdążyłam się zorientować, a tu już połowa miesiąca za nami. Pierwszy tydzień sierpnia był dla mnie jeszcze błogim lenistwem podczas urlopu, natomiast kolejny już przyniósł mi dużo pracy na etacie. Jestem spóźniona z jednym postem z wyzwania Trusted Cosmetics, ale mimo to nadrobię go, choćby po to, żeby przedstawić Wam moich ulubieńców do pielęgnacji twarzy. Póki co należy rozliczyć się z moich drobnych zakupów w lipcu - aż wstyd, że dopiero teraz..

Na chwilę przed moim wakacyjnym wyjazdem ukazała się kolekcja lakierów termicznych NeoNail - wiadome, że byłam zachwycona i zamówiłam dwa z nich (Mojito i Tequila Sunrise), które połączyłam w manicurze (chwaliłam się nimi na instagramie). Dodatkowo na wysepce tej marki dokupiłam wzorniki i aceton.

W wakacje pojawia się też jedna z czterech kolekcji wosków Yankee Candle - trzy z nich już są u mnie. Nie mogłam oprzeć się nadmorskiemu, ale kwiaty również mnie oczarowały. Wkrótce pojawią się o nich opinie.

Nasza blogowa koleżanka wyszła z inicjatywą nowej marki Feather polish. Jako jedna z pierwszych osób miałam okazję testować pyłki oraz naklejki winylowe - jestem oczarowana, a już na dniach dowiecie się czemu - pokażę Wam mój manicure.

Drobne zakupy drogeryjne, czyli wakacyjny żel Isana o zapachu mango z kotwicą na opakowaniu - uwielbiam go, dawałam Wam też cynk na facebooku, że znów pojawił się w sprzedaży. Drugim podstawowym kosmetykiem jest antiperpirant Dove - łagodny dla skóry pod pachami o ładnym zapachu, a w dodatku był w promocji.

A jak u Was wyglądały zakupy w minionym miesiącu? :))
5 powodów by skoczyć na bungee

5 powodów by skoczyć na bungee

Skok na bungee. Zawsze o nim marzyłam, choć rodzina i znajomi sprowadzali mnie na ziemię. Mówili, że przecież to takie ekstremalne, lina może pęknąć, a ja mimo wszystko wciąż chciałam. Nie będę ukrywać, że długo z tym zwlekałam zwyczajnie czekając na okazję. Myślisz, że to dziwne? Chciałam, żeby była to spontaniczna decyzja, a nie zaplanowany skok (wiecie, te stronki oferujące ciekawe aktywności w formie prezentu). Taką okazję - podchodzisz-płacisz-skaczesz wyczaiłam we Władysławowie, znanym polskim wakacyjnym miasteczku. Mój facet zamienił okazję na szansę skoku i sprawił mi jeden z najlepszych prezentów na urodziny.
Skoczyłam - trwało to chwilę, kosztowało kilkadziesiąt złotówek, ale przeżycie niesamowite. Może Ty też się wahasz czy skoczyć czy nie? Postaram się w 5 punktach przekonać Cię, że na prawdę warto to zrobić.

Zrób coś szalonego

Raz się żyje! - dzisiaj możesz skoczyć, jutro nie

Uwierz mi, że w pewnym wieku tatuaż z henny to nic zwariowanego. To trochę tak jak z atrakcjami w wesołym miasteczku. Kiedyś szczytem wypraw w parku rozrywki dla każdego były dmuchane zjeżdżalnie (pamiętacie jeszcze ten wysiłek by wspiąć się na górę?!), a teraz za prawdziwe szaleństwo uważa się karuzele, które bardziej Ci wymieszają flaki niż pralka ubrania.
Skok na bungee to jednak coś bardziej niszowego - objazdowe wesołe miasteczka zjeżdżają nawet małe mieściny, a nie wszędzie masz możliwość takiego skoku. Poza tym wymaga on od Ciebie pewnego samozaparcia i zdecydowania - Ty musisz skoczyć, nikt Cię nie zepchnie, a w lunaparku ktoś jednak włącza odpowiedni tryb karuzeli. Skok na bungee należy do grupy sportów ekstremalnych - a to brzmi - musisz przyznać - ambitnie. Nieco szaleństwa, adrenaliny - to jest to ;)

Wspaniała pamiątka, niezapomniane przeżycia

Sam skok nie trwa długo - główna jego część, czyli spadanie wszak regulują prawa fizyki. Jeśli jednak chodzi o wspomnienia i przeżycia, to one zostaną z Tobą na dłużej. Kilka dni, miesięcy czy lat później będziesz mógł sobie przypomnieć jak to jest rzucić się niczym w przepaść, lecieć. Jeśli chodzi o mnie to po oddaniu skoku do końca dnia miałam banana na twarzy i wciąż się uśmiecham na samą myśl o tym. Planuję również kolejny skok ;)
Świetną pamiątką takiego przeżycia jest film. Wejdź na youtube i wyszukaj hasło 'skok na bungee' - serwis wyrzuci Ci mnóstwo filmików, co jest znakiem tego, że taka forma uwieczniania jest popularna. Sądzę, że większość instruktorów skoków oferuje coś takiego albo przynajmniej Ty będziesz mieć szczęście i na takiego trafisz. Ale do rzeczy - skakałam nad morzem - mam świetną pamiątkę z wyjazdu, a zarazem z urodzin. Nagraniem wideo mogę pochwalić się przed znajomymi, których w tamtej chwili przy mnie nie było, a także przypomnieć sobie tamte chwile. Zapłaciłam tyle za chwilę szaleństwa? Bullshit! Mam to udokumentowane na filmie i certyfikacie, oprócz wspomnienia zostaje ze mną dowód rzeczowy ;)

Poczuj się wolny

Uwielbiam ten stan - wolność umysłu i ciała. 3,2,1 Bungee - skaczesz i nic wokół się nie liczy, bo nic już teraz nie zmienisz - lecisz w dół, by za chwilę lina delikatnie się napięła i wyciągnęła Cię nieco w górę, po czym znowu spadasz i tak kilka razy dyndasz na linie. Brzmi może i banalnie, ale na prawdę nie wiadomo na czym się skupić - czy na człowieku, który na Ciebie czeka tam na dole, na otaczającym świecie, tym ile razy lina pulsacyjnie wypchnie Cię do góry.. Najlepiej porzuć myśli, daj się porwać chwili i poczuj się wolny. Poczuj wiatr we włosach, prędkość i adrenalinę. To kolejny powód - nie przekonasz się czy mówię serio o poczuciu swobody, jeśli nie spróbujesz.

Próba odwagi

Wydaje Ci się, że nie masz lęku wysokości i co to nie Ty? Udowodnij. Zrób to dla siebie samego jako przełamanie barier lub załóż się ze znajomymi (i wygraj!). Pokaż na co Cię stać - skocz z wysokości 60 czy 100 metrów, grunt to przekroczyć granicę pomiędzy strachem a frajdą. Fachowa ekipa obsługująca skok nie pozwoli aby stała Ci się krzywda.

Niesamowite widoki

Większość skoków na bungee regulowanych jest w sposób taki, że uiszczana opłata to możliwość skoku, a nie sam skok. W sumie się nie dziwię, bo wylegując się na plaży we Władysławowie obserwowałam co tam się dzieje i wniosek jest taki, że wielu chojraków na górze jednak wymiękało. Cóż, jeśli nie skoczysz, to warto chociaż skorzystać z tego, że jest się na górze i pooglądać widoki - panorama na miasto i plażę, piękny widok na półwysep czy port widziany z lotu ptaka - takie atrakcje wzrokowe miałam skacząc nieopodal plaży. 

O skokach na Bungee

Jeśli wciąż nie czujesz się przekonany do skoku - uważasz to za ryzykowną atrakcję, to pamiętaj, że najważniejsze to wybrać przeszkoloną ekipę, która zna się na rzeczy. Moje dwa nadmorskie skoki wykonałam we Władysławowie z Kamol Bungee Jumping. Ekipę stanowią bardzo dobrze przygotowani ludzie, którzy podchodzą do skaczących bardzo przyjaźnie, dzięki czemu podczas całej 'operacji' jest zachowana miła atmosfera.
Dobra zabawa to nie wszystko. Gwarancja bezpieczeństwa to obowiązek. Skakać mogą osoby pełnoletnie jak i te poniżej 18 lat za zgodą prawnego opiekuna wyrażoną na miejscu. Limitem jest waga (min. 40 kg) oraz przebyte choroby/operacje/urazy. Nie powinny skakać osoby po przeszczepach czy ciężkich i niedawnych złamaniach. Skrupulatny wywiad z kandydatem do skoku, odpowiedni dobór liny do wagi i odpowiednie zabezpieczenie miejsca skoku to priorytety.
Jeśli jesteście ciekawi historii skoków na bungee to śmiało wpiszcie taką frazę w wyszukiwarkę - zdradzę Wam jednak, że od zawsze chodziło o odwagę i pokazanie na co Cię stać ;)

A więc.. kiedy skoczysz Ty? ;)
Maleńkie urodziny - rozdaję kometyki

Maleńkie urodziny - rozdaję kometyki

Witajcie Kochani w tą piękną niedzielę w moim ulubionym miesiącu. Ulubiony jest nie bez powodu - obchodzę podwójne urodziny - swoje (choć po 20stce nie ma się już czym chwalić..) i bloga. Temu drugiemu stuknie już 4 latka, a więc to dobra okazja aby podzielić się z Wami tym, co najbardziej lubimy, czyli kosmetykami.
Wszystkie kosmetyki, które wchodzą w skład puli kosmetyków (o tym zaraz;)) są nowe, nieotwierane i czekają aż trafią w Wasze dobre rączki. Określam je mianem puli kosmetyków, ponieważ jeszcze nie podzieliłam ich na zestawy. Pamiętaj jednak, że blogowi mają lepiej, więc w formularzu daję Ci szansę wybrać kategorię produktów, której nie zabraknie w Twoim pudełeczku.

Będzie mi miło, jeśli puścisz grafikę konkursową w świat :)
Wystarczy chwila, aby wypełnić formularz, tym bardziej, że jedynym warunkiem wzięcia udziału w rozdaniu jest publiczna obserwacja przez GFC. Będzie mi miło również, jeśli puścicie wiadomość o rozdaniu w świat udostępniając baner. Na wszelki wypadek dajcie mi znać w komentarzu, że się zgłosiliście. Piszcie także, czy podoba Wam się taka forma świętowania. Jeśli chcecie podwoić swoje szanse na wygraną, zgłoście się również w serwisie facebook na fanpage Maleńka bloguje - tam obejmuje Was publiczne udostępnienie posta oraz pozostawienie komentarza. Więcej znajdziecie w regulaminie, a jeśli macie jakieś wątpliwości piszcie do mnie na @. Myślę, że nie ma sensu przedłużać, wystarczająco długo będziemy czekać na wylosowanie szczęśliwców.


~Regulamin~

  1. Organizatorem rozdania i fundatorem nagród jestem ja, właścicielka bloga malenkabloguje.blogspot.com.
  2. Rozdanie nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.).
  3. Rozdanie trwa od 07/08/2016 do 09/09/2016.
  4. Koszty przesyłki pokrywam ja. Wysyłka jedynie na terytorium Polski.
  5. Zwycięzcy obu zestawów zostaną wybrani drogą losowania. Wyniki ogłoszę kilka dni po rozdaniu w osobnym poście. Na maila podanego w formularzu wyślę informację o wygranej, a na odpowiedź z adresem do wysyłki od zwycięzcy czekam 3 dni. Jeśli się nie zgłosi, będę zmuszona powtórzyć losowanie.
  6. Aby rozdanie się odbyło, musi w nim wziąć udział minimum 50 osób na blogu, 30 osób na facebooku.
  7. Blogi stworzone z myślą o rozdaniach/konkursach nie są brane pod uwagę. Osoby, które po rozdaniu znikną z obserwatorów czy fanów nie będą brani pod uwagę w przyszłości.
  8. Warunkiem wzięcia udziału w rozdaniu jest (na blogu) wypełnienie formularza zgłoszeniowego oraz obserwowania przez GFC; (na facebooku) dodanie komentarza pod postem konkursowym oraz publiczne udostępnienie baneru.
  9. Można zgłosić się dwa razy dla zwiększenia swojej szansy wygranej.
  10. Zastrzegam sobie prawo do zmian w regulaminie.
Opróżniamy nasze kosmetyczki: Co zawiera moja kosmetyczka?

Opróżniamy nasze kosmetyczki: Co zawiera moja kosmetyczka?

Dawno nie brałam udziału w żadnym blogowym wyzwaniu - zwykle przeciwwskazaniem był brak czasu, ale przecież kiedyś trzeba spróbować ponownie, prawda? Zatem gdy usłyszałam o akcji #opróżniamykosmetyczki organizowaną przez Trusted Cosmetics z radością się do niej zgłosiłam, choć wiedziałam od początku, że na pierwszy termin się nie wyrobię ze względu na pobyt nad morzem. Wróciłam, więc ruszamy do akcji.

Przyznam, że temat pierwszego tygodnia wydał mi się banalny - wyciągnąć wszystkie kosmetyki, które skrywają moje szafki, kosmetyczki i stojaczki, opowiedzieć, które z nich zwłaszcza polecam - banał. Jednak, gdy dzisiaj wyciągnęłam wszystko w obręb łóżka - na kanapie zabrakło jednak miejsca - zwątpiłam. Zdjęcia byście oglądali tydzień, a czytanie można by porównywać do epopei - z resztą sami zobaczcie..

Stwierdziłam więc, że nie będę wróżyła z fusów co do kosmetyków, które stoją w zapasie i nie zostały jeszcze otwarte. W ten sposób odrzuciłam całkiem niezłą gromadkę, kolejna odrzutka to kosmetyki, które nie są godne (lub nie jestem jeszcze tego pewna) polecenia. Koniec końców, pokażę Wam po co najczęściej sięgam - nie robi mi to krzywdy, a pomaga w pielęgnacji mojej urody. Kto jest ciekawy?

Zacznijmy od oczyszczania...

Do twarzy najchętniej używam żeli - przykładem jest tani jak barszcz żel Ziaja z serii liście manuka, który z ciekawości powoli zastępuję czarnym mydłem Organique. Oczywiście najpierw trzeba przejść przez demakijaż - u mnie idealnie sprawdza się powszechnie znany płyn micelarny Garniera, który czasem zdradzam z dwufazówką - obecnie Lirene, ale miło wspominam też Yves Rocher. Jeśli chodzi o peelingi do twarzy to tutaj zawsze eksperymentuję - teraz wjechał nieco kremowy Sebo vegetal z YR, który dobrze sprawdza się po intensywnym opalaniu - zdziera martwy naskórek, ale jest delikatny dla przesuszonej słońcem cery. W okresie intensywnego trądziku namiętnie sięgałam po tonik, który dawał mojej cerze uczucie odświeżenia i nawilżenia, później nastąpił przestój, a teraz staram się ponownie wdrożyć ten rodzaj kosmetyku do pielęgnacji - wybrałam polecaną wodę różaną KTC. Regularnie na mojej twarzy lądują urozmaicone maseczki do twarzy, jednak nie sposób je pokazać - większość kupuję w saszetkach, a po zużyciu lądują w koszu, gdyż zrezygnowałam z projektu denko.
Jeśli chodzi o oczyszczanie ciała to decyduję się na żele pod prysznic - ma myć, nie przesuszać skóry i ładnie pachnieć. Często kupuję produkty Isany - są tanie, ładnie pachną i mnie nie podrażniają. Do mydeł w kostce ostatnio przekonało mnie glicerynowe mydełko Organique - przez jakiś czas unikałam tej formy i wybierałam mydło w płynie (na zdjęciu pięknie pachnąca werbeną Linda). Peelingom do ciała również daję szerokie pole do popisu - poza ścieraniem kusi mnie jeszcze ładne opakowanie i zapach. Obecnie używam malinowo-cynamonowego Vianka jako mocnego zdzieraka, a delikatniejszy i wygodniejszy w użyciu jest peeling Eveline o świeżym zapachu trawy cytrynowej.

Depilacja

Usuwanie zbędnego owłosienia przypada u mnie na czas kąpielowy. Najchętniej (bo bezboleśnie) sięgam po maszynkę do golenia (obecnie Bic Soleil, mimo moich wcześniejszych uprzedzeń do maszynek z nieruchomą głowicą). W wannie golę nogi na popularną, choć nie do końca właściwą metodę, czyli na żel pod prysznic, jednak pod prysznicem sięgam po piankę do golenia - wybieram Venus konwaliową lub Isanę - tu pełna dowolność. Zdarza się jednak czasem czas przełamania przed bólem i wtedy sięgam po mój nowszy depilator Braun, o którym nieco więcej później ;)


Włosy

Mam nieco dłuższe włosy, które wymagają pielęgnacji. Ostatnio dostały ode mnie w kość, jednak znów wracam do odpowiedniego dbania o nie. Moje włosy przetłuszczają się u nasady, jednak na końcach są suche. Oczyszczanie ich przypada szamponom, które pozostawiają je świeże przez dzień czy dwa (u mnie to naprawdę świetny wynik!) - chętnie stawiam na markę Balea czy szampon dziecięcy z Rossmanna. Następnie na włosach ląduje odżywka lub balsam do włosów - obecnie Planeta Organica zagrzała sobie u mnie miejsce. Zamiennie stosuję maski do włosów - ta z Gliss Kura początkowo bardzo nie podobała mi się z zapachu, ale wynagradza to u mnie dobrym działaniem. Chętnie również sięgam po mylona z Kallosem maskę mleczną Serical. Czasem, gdy znajdę więcej czasu nakładam od połowy długości olej Amla KTC. Po osuszeniu włosów spryskuję je odżywką dwufazową, która ułatwia rozczesywanie, a aby zabezpieczyć końcówki wcieram olejek. W sytuacjach awaryjnych dla natychmiastowego odświeżenia włosów używam suchego szamponu Batiste - mój ulubieniec w tej kategorii. 

Nawilżanie, czyli pielęgnacja skóry na różnych odcinkach

Jak całkiem spora część kobiet mam spore zapasy kosmetyków nawilżających - mam na myśli wszelkie balsamy, mleczka czy masła do ciała. Często długo się do nich przekonuję. Nie lubię czekać aż kosmetyk się wchłonie, dlatego nikogo nie powinno zdziwić, że czasem decyduję się na sprawny w użyciu balsam pod prysznic Lirene, balsam w sprayu Vaseline, obecnie również suchy olejek do ciała po opalaniu Soraya. Zimą najchętniej sięgam po treściwe masła do ciała - króluje u mnie TBS oraz ostatnia miłość Organique. Latem wybieram lekkie i najczęściej chłodzące formy - hitem na upały jest u mnie linia Body Diet od Sorai. Kremy do stóp stosuję takie jakie mi wpadną w ręce - wszak jak mi się nie spodoba, to zawsze mogę użyć zwykłego balsamu lub wszechstronnego kremu nawilżającego Palmer's, o którym ostatnio pisałam. Podobnie jak i do stóp, tak i do twarzy wciąż szukam idealnego kremu. Obecnie stosuję kremy Chantarellę - krem na noc świetnie się u mnie sprawdza, jednak krem na dzień mógłby być nieco lżejszy. Pod oczy również wybieram lekkie kremy - ulubieńcem stał się krem Vianek oraz żele pod oczy Floslek i Mary Kay. Bloga założyłam, bo chciałam prezentować zdobienia paznokci, jednak suche skórki często psują efekt wizualny, więc kosmetyków do dbania o dłonie i skórki mam całkiem sporo. Olejki NeoNail, serum Evree, balsam 2x5, balsam do rąk czy masło shea od Indigo. Uwielbiam nosić na ustach różowe szminki, lecz by ładnie się na nich prezentowały należy zadbać także o wargi. Pomarańczowy peeling do ust z Marizy oraz smackers to smaczny duet, po który chętnie sięgam. 

A na wyjście makijaż..

Kosmetyki dodatkowe (swoją drogą bardzo wydajne) to woda tonizująca Ziaja i woda termalna Avene. Idealnie nadają się do odświeżenia twarzy w gorący dzień, po ćwiczeniach czy do przygotowania twarzy przed makijażem.

Mój makijaż należy do tych raczej prostych, zatem po kolei wymienię Wam jakich kosmetyków najczęściej używam.
Podkład; Lirene No mask, Eveline krem CC, Rimmel Match perfection 
Korektor: Maybelline Affinitone
Puder; Kobo (transparentny sypki), Anabelle Minerals, dr Irena Eris (transparentny sypki)
Rozświetlacz: Wibo Diamond iluminator, paletka do konturowania Wibo
Róż: Essence kolekcyjne, Paese, paletka do konturowania Wibo
Bronzer: Bell, paletka do konturowania Wibo
Eyeliner: kolorowe z Eveline, Wibo i Lovely, czarne z Wibo i Astor
Pomadka: Paese Silky matt, MAC matowa
Mascara: Bell hipoalergiczna
Cienie: Maybelline Color tattoo, paletka Make up revolution  

Paznokcie

Już wcześniej wspomniałam Wam o nawilżaniu skórek, jednak teraz chciałabym się skupić już na malowaniu ich. Przed malowaniem zwykle stosuję żel do usuwania skórek - moim absolutnym ulubieńcem okazał się ten z Eveline. Najchętniej na paznokciach noszę kolor różowy, czerwony czy niebieski. Rzadko natomiast sięgam po biel, żółć czy czerń. Marka lakieru nie ma dla mnie specjalnego znaczenia, chyba, że permanentnie zdarza się, że jest nietrwały (choć to w dużej mierze reguluje stan paznokci), słabo kryje itd. Najchętniej sięgam po odnowione lakiery Lovely i Wibo, Essie, Maybelline (seria Super stay 7 days), Rimmel, Essence czy My Secret, a zmywam je zielonym zmywaczem Isany - tak jak większość z Was.
Ostatnio na czasie są jednal hybrydy, które ze względu na trwałość wypierają zwykłe lakiery. Obecnie pracuję na dwóch markach NeoNail i Semilac, ale wiem też, że wkrótce trafią do mnie całkiem nieźle spisujące się Indigo.

Leżeć i pachnieć ;)

Która by tak nie chciała? Osobiście uwielbiam owocowo-kwiatowe, świeże nuty zapachowe. W swojej niewielkiej kolekcji posiadam trzy zapachy od Calvina Kleina - Euphorię Blossom, oraz dwa zapachy One summer. Oprócz tego posiadam kilka wód toaletowych z sieciówek odzieżowych, jednak tylko Romantica z Intimissimi zasługują na pochwałę. Organiczne, owocowe zapachy z Yves Rocher są piękne, jednak nietrwałe. 
Cenię sobie również mgiełki - tutaj do ulubieńców należą Victoria's Secret ze względu na efekt placebo, Bath&Body Works za zapachy i Avon za cenę ;)
Kontrolę nad potem sprawuję za pomocą antyperpirantów w sprayu - cenię sobie Rexonę, Adidasa Climacool i Dove. Sztyft niestety nie wzbudził mojego zaufania, jednak wykorzystuję go w przypadku obcierających się ud - grunt to mieć patent ;) 

Moja pielęgnacyjna obstawa - gadżety kobiety

Mówi się, że mężczyźni są gadżeciarzami. Kobiety też mają jednak swoje zabawki - suszarka to coś za co jestem w stanie zabić. Od dziecka uwielbiam suszenie włosów - wiem wiem, włosomanniaczki by mnie zjadły, ale każdy ma jakiś swój grzeszek. Moja suszarka Remingtona ma na szczęście ceniony zimny nawiew, a w dodatki wygląda mega uroczo w swoim kolorze. Obowiązkowo do pielęgnacji włosów jeszcze mam Tangle Teezera.
Oczyszczanie twarzy umila mi podróbka Foreo z Biedronki oraz elektryczna szczoteczka do mycia twarzy. W podobną szczotkę do ciała jest wyposażony mój depilator Brauna - oprócz tego posiada jeszcze nakładkę golarki.
W mojej kosmetyczce od pewnego czasu goszczą również bawełniane rękawiczki, które podbijają działanie kremów i masek do dłoni, pumeks Pumice w walce o zadbane stopy, a także specjalna rękawica do nakładania najlepszego samoopalacza Vita Liberata. 

Uff, dobrnęliśmy do końca. Wyszło obszernie, tak jak zakładałam. Przyznać się, komu udało się dobrnąć do końca posta - dla tych gorące gratulacje, uścisk dłoni i medal za cierpliwość. A teraz powiedzcie mi, czy używacie którychś z tych kosmetyków? Czy u Was sprawdzają się równie dobrze czy macie z nimi przykre doświadczenia? 

Moja ulubiona woda toaletowa na wakacje | Unisex, czyli jak zaoszczędzić miejsce w kosmetyczce

Moja ulubiona woda toaletowa na wakacje | Unisex, czyli jak zaoszczędzić miejsce w kosmetyczce

Każdy ma swoje ulubione perfumy, lubujemy się w konkretnych składnikach zapachowych lub markach. Słodki, korzenny, odświeżający, otulający - Twój ulubiony, albo dopasowany do okoliczności lub pory roku. U siebie samej zaobserwowałam pociąg do kompozycji zapachowych Calvina Kleina - przekonałam do niego nawet swojego ukochanego. Na lato jak się pewnie domyślacie wybieram zapach One summer. Pierwsza buteleczka jaka do mnie wpadła była miniaturką wersji na rok 2006, natomiast teraz w kosmetyczce wciąż mam zeszłoroczną edycję i przymierzam się do zakupu tegorocznej. Co najlepsze jest to niezobowiązujący zapach unisex - dla niej i dla niego.

Zapach przypadający na rok 2015 bardzo mi się podoba zarówno na mnie jak i moim mężczyźnie. Należy do owocowo-kwiatowych nut zapachowych, przywodzi na myśl wakacje spędzane w nadmorskich kurortach czy na plaży. Pachnie orzeźwiającym drinkiem podanym w oryginalnym kieliszku w barze na brzegu plaży. Świeżość, lekkość, wolność i swoboda. Rozwiane włosy, szum morza i ludzie, z którymi spędzasz czas gromadząc wspaniałe wspomnienia.
Jeśli chcecie sprawdzić, czy owy zapach przypadnie Wam do gustu, to macie teraz najlepszą okazję - z racji nowej edycji w sprzedaży, ten zapach możecie kupić praktycznie 50% taniej. Jak dobrze traficie zapłacicie za nią w okolicach 90 zł.

Nuty głowy: skórka cytrynowa, cytryna, gin, arbuz, limonka, jagody jałowca, tonic
Nuty serca: anyż gwiaździsty, imbir, ogórek
Nuty głębi: bursztyn, paczuli, piżmo, nuty drzew

Jeśli wyjeżdżacie na wakacje z drugą połówką i podobają Wam się te same nuty zapachowe możecie zaoszczędzić miejsce w kosmetyczce i wziąć tylko jedną buteleczkę zapachu dla niej i dla niego, unisex na przykład taki jak ten. Wszak oficjalne perfumy raczej Wam się nie przydadzą w czasie letnich szaleństw na plaży, a ciężkie zapachy nie są odpowiednie na tą porę roku. Zgodzę się, że kupowanie ich specjalnie na wyjazd zawsze delikatnie naruszy budżet, więc do tego nie namawiam. Dobrym rozwiązaniem są więc miniatury, próbki czy odlewki do małych atomizerów. Jeśli chcecie poznać więcej moich trików na zaoszczędzenie miejsca w wyjazdowej kosmetyczce, to koniecznie dajcie mi o tym znać w komentarzach ;)

Dzisiaj sięgam po One summer, a Ty czym się psikniesz? ;)

Copyright © 2014 Maleńka bloguje , Blogger